Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ma pałac i... zszarpane nerwy. Od posła domaga się miliona zł

Helena Wysocka
- Miałem nadzieję, że pałac przyczyni się do rozwoju miasta - mówi Bogusław Falkowski. - Dziś żałuję, że podjąłem się tej inwestycji. Straciłem więcej, niż sądziłem. Mam stargane nerwy i naraziłem na szykany swoją rodzinę.
- Miałem nadzieję, że pałac przyczyni się do rozwoju miasta - mówi Bogusław Falkowski. - Dziś żałuję, że podjąłem się tej inwestycji. Straciłem więcej, niż sądziłem. Mam stargane nerwy i naraziłem na szykany swoją rodzinę. B. Falkowski
Bogusław Falkowski, przedsiębiorca z Augustowa, domaga się miliona złotych zadośćuczynienia. Od posła PiS. Tłumaczy, że parlamentarzysta odstraszył mu klientów i ściągnął lawinę kontroli. - Mieliśmy 130 inspekcji w ciągu dwóch lat - wylicza.

Pozew trafił do augustowskiego sądu. Oskarżany poseł Jarosław Zieliński nie poczuwa się do winy. - Mam prawo, a wręcz obowiązek reagować na sygnały o nieprawidłowościach - uważa. Biznesmen nie podziela tej opinii: - Owszem, może interweniować, ale wcześniej powinien sprawdzić, czy pogłoski są prawdziwe, a nie rozpętywać piekło i marnować komuś życie - tłumaczy.

Kto ma rację, zdecyduje sąd. Termin wokandy nie został jeszcze wyznaczony.

Pałac na wodzie

To miała być wizytówka Augustowa. Bogusław Falkowski, lokalny przedsiębiorca wymyślił, że w centrum, nad Nettą, a właściwie na rzece zbuduje pierwszy w mieście pałac. Podobny do tego, który jest w Łazienkach.

- Augustów, tak jak Warszawa, jest miastem królewskim - argumentował. - Skoro tam jest pałac, to dlaczego nie może być go u nas?

Chciał, a przynajmniej tak deklarował, by budynek służył ludziom. I to tym najbardziej potrzebującym, czyli chorym. Uznał więc, że najlepiej będzie urządzić w nim sanatorium i leczyć nie tylko zagranicznych, wypoczywających nad jeziorami gości, ale też miejscowych, którzy na co dzień korzystają z usług finansowanych przez NFZ i miesiącami, a nawet latami czekają w kolejce na zabiegi. Falkowski zapowiadał, że pierwsi kuracjusze pojawią się w pałacu już w połowie 2011 roku.

- Będą mieli do swojej dyspozycji sprzęt najnowszej generacji - planował biznesmen. - Zaoferujemy im indywidualne programy rehabilitacyjne. Uważam, że turystyka medyczna to przyszłość tego miasta. Mogłaby przyciągnąć nad Nettę wiele osób.

Do swojego pomysłu przekonał Urząd Marszałkowski w Białymstoku, który przyznał mu blisko 4-milionowe dofinansowanie. W 2010 roku na działkę wjechały buldożery. Ale szybko okazało się, że realizacja planów nie jest taka prosta. Najpierw na drodze do sukcesu stanęła natura.
Przedsiębiorca chciał, by pałac był posadowiony na wodzie, na ponad stu betonowych studniach. Wówczas kuracjusze mogliby wypoczywać na tarasie mocząc nogi w rzece. Ale okazało się to niemożliwe. Nurt Netty był bowiem zbyt silny.

- Przegrałem walkę z wodą, która bez przerwy wdzierała się na plac budowy - przyznaje inwestor.
Trzeba było wezwać projektantów i przesunąć obiekt w głąb działki. To, jak twierdzi Falkowski, uniemożliwiło dotrzymanie terminu zakończenia prac. Budynek został więc przekazany do użytkowania dopiero w ostatnich dniach 2011 r. A to znaczy, że prawie pół roku po deklarowanym terminie.
Jesienią 2011 roku Falkowski, choć prace budowlane jeszcze trwały, wystartował w konkursach Narodowego Funduszu Zdrowia. Zabiegał o kontrakt na leczenie w specjalistycznych poradniach. Okazało się bowiem, że na usługi sanatoryjne nie ma szans. Przede wszystkim dlatego, że NFZ nie szukał wówczas nowych świadczeniodawców (konkursy ogłaszane są co kilka lat). Poza tym, nowo wzniesiony budynek znajdował się poza ścisłą strefą uzdrowiskową. A jest to podstawowy wymóg do tego, by Fundusz zgodził się na kontrakt.

- Nie miałem najmniejszego pojęcia o tym, że buduję poza strefą - zapewnia przedsiębiorca. - W miejskich planach teren ten był przeznaczony pod usługi sanatoryjne. Zostałem wprowadzony w błąd.
Grad kontroli

Zakład Falkowskiego otrzymał z NFZ kilka zleceń, m.in. na stomatologię i rehabilitację dzienną. To wywołało falę protestów augustowskich specjalistów. Z prośbą o interwencję zwrócili się oni m.in. do posła PiS Jarosława Zielińskiego. Ten wystosował interpelację do ministra zdrowia. Dopytywał w niej, jak to możliwe, że Fundusz zlecił świadczenie usług w budynku, który nie miał jeszcze zezwolenia na użytkowanie. Parlamentarzysta w swoim wystąpieniu zauważył też, że oferty super wyposażonych gabinetów zostały odrzucone, a NFZ przyjął tę, która nie posiadała urządzeń.

- Zasugerował, że doszło do "przekrętów", że jesteśmy oszustami - irytuje się Falkowski. - Tymczasem powinien wiedzieć, zwłaszcza jako poseł Prawa i Sprawiedliwości, że zezwolenie na użytkowanie obiektu nie było potrzebne, a sprzęt posiadaliśmy i to znacznie lepszy, niż nasi konkurenci.

Przedsiębiorca uważa, że skutkiem poselskiej interwencji był grad kontroli, który spadł na zakład. Prześwietlali go inspektorzy bodajże wszystkich możliwych instytucji: służby wojewody, marszałka, inspektorzy sanitarni, NIK oraz "skarbówka". I to wielokrotnie. Falkowski wyliczył, że w latach 2013-2013 miał aż... 130 kontroli.

- To całkowicie sparaliżowało pracę zakładu - twierdzi. - Niemal non stop przygotowywaliśmy dokumenty kolejnym inspektorom i w kółko odpowiadaliśmy na te same pytania. Traciliśmy pieniądze, ale też zdrowie i wiarygodność w oczach potencjalnych klientów. Czuliśmy się zaszczuci, a w takiej atmosferze trudno jest prowadzić działalność.

Sprawą zainteresowały się organy ścigania, które sprawdzały, czy przedsiębiorca nie próbował wyłudzić unijnej dotacji. Falkowski twierdzi, że policjanci i prokuratorzy wytworzyli 33 tomy akt, które zawierają ponad sześć tysięcy kartek.

- Są to wymierne koszty, które pokryją podatnicy - zauważa rozmówca.

Sam też stracił sporo pieniędzy. Wraz z rozpoczęciem prokuratorskiego postępowania urząd marszałkowski wstrzymał bowiem wypłatę miliona złotych unijnej dotacji.

- Pieniądze otrzymałem z rocznym poślizgiem, dopiero po tym, jak śledztwo zostało umorzone - dodaje.
Od kilku miesięcy w pałacu w końcu panuje spokój. Strefa sanatoryjna została poszerzona i przedsiębiorca będzie mógł zabiegać o kontrakt na usługi sanatoryjne. Ale teraz to on chce wyrównać rachunki z tymi, którzy - jak mówi - zamienili jego życie w piekło. Dlatego pozwał Zielińskiego do sądu i domaga się zadośćuczynienia.

- Chcę, by wiedział, że nikt, nawet poseł nie może bezkarnie rzucać oskarżeń - tłumaczy Falkowski.
Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Suwałkach przypomina, że każdy ma prawo zawiadamiać organy ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.

- Natomiast funkcjonariusz publiczny posiada taki obowiązek - dodaje. - W innym przypadku sam złamałby prawo.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna