Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiżajny: Jezioro Wistuć. Za błędy urzędników płacą mieszkańcy

Tomasz Kubaszewski [email protected]
W związku z decyzją RZGW poniosłem duże straty finansowe. Muszą być one zrekompensowane - twierdzi Tadeusz Łanczkowski, wieloletni dzierżawca jeziora Wistuć.
W związku z decyzją RZGW poniosłem duże straty finansowe. Muszą być one zrekompensowane - twierdzi Tadeusz Łanczkowski, wieloletni dzierżawca jeziora Wistuć. Archiwum
Po prawie dwóch latach odzyska prawo do jeziora. Ale kto zrekompensuje mu straty?

- Urzędnicy narobili niepotrzebnego zamieszania - mówi Tadeusz Łanczkowski z Wiżajn. - Szkoda, że zapłacą za to wszyscy podatnicy.

Od 1995 r. Łanczkowski dzierżawił od państwa jezioro Wistuć. Przez lata nie było z tym żadnych problemów. Taka dzierżawa obwarowana jest szczegółową umową. Trzeba regularnie jezioro zarybiać i to udokumentować. O dacie każdego zarybienia informowanych jest wiele instytucji. Można więc przyjechać i sprawdzić, jak wszystko przebiega.

W lutym 2013 r. Regionalny Zarząd Dróg Wodnych w Warszawie, który w imieniu skarbu państwa opiekuje się jeziorem Wistuć postanowił jednak rozwiązać umowę z Łanczkowskim. Urszula Tomoń, rzecznik prasowy RZGW mówiła nam o dwóch powodach. Pierwszy to brak dokumentacji dotyczącej zarybień. Drugi - wpuszczenia do akwenu gatunków wcześniej nie uzgodnionych.

Łanczkowski łapał się za głowę. Zapewniał, że zarzuty się bezpodstawne.

- Taką samą dokumentację wysyła się do kilku urzędów - opowiada. - I wszędzie dotarła. Miałem jednocześnie potwierdzenie wysłania listu poleconego do RZGW.
.
Kiedy dowiedział się, że ta korespondencja zaginęła, zaczął wydzwaniać do Warszawy. - Umówiłem się nawet z jedną z urzędniczek, że w takim razie osobiście przywiozę im kolejny egzemplarz tej samej dokumentacji i wszystko na miejscu wyjaśnimy - dodaje. - Wsiadłem w samochód i pojechałem. Ta pani najpierw nie mogła mnie przyjąć, a potem gdzieś przepadła. Nie odbierała nawet komórkowego telefonu służbowego. Złożyłem więc te papiery w sekretariacie i wróciłem do domu.

Wizyta Łanczkowskiego niczego nie zmieniła. RZGW ze swojej decyzji się nie wycofał.

Jezioro pozostało więc bez gospodarza. W kwietniu doszło tam do przyduchy. Nie było bowiem komu akwenu napowietrzyć. Na powierzchnię wypłynęło mnóstwo śniętych ryb.

- Tyle zainwestowanych przeze mnie pieniędzy się zmarnowało - żalił się były już dzierżawca.
Kilka miesięcy później RZGW ogłosił przetarg. Łanczkowski nie mógł złożyć oferty. Został z tego postępowania wykluczony. Wyłoniono nowego dzierżawcę.

Tymczasem wiżajnianin podał sprawę do sądu. Wygrał zarówno w pierwszej, jak i drugiej instancji. Wyrok stał się więc prawomocny. Sąd orzekł, że dzierżawca wywiązywał się z zawartej wcześniej umowy i wysłał dokumentację do Warszawy. Nie została ona odnotowana w dzienniku wpływu korespondencji prawdopodobnie z tego powodu, iż, zdaniem sądu, dziennik ten był niestarannie prowadzony.
Co dalej? - Umowa z obecnym dzierżawcą zostanie rozwiązana - mówi Urszula Tamoń z RZGW.
Wistuć powinien więc wrócić do Łanczkowskiego.

To jednak wszystkiego nie załatwia. Bo poniósł on określone straty finansowe. - Spodziewam się, że zostanie to zrekompensowane - dodaje.

Nie jest też wykluczone, że roszczenia wobec utrzymywanego z państwowych pieniędzy RZGW będzie miał i obecny dzierżawca.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna