Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gitara to jego największa miłość. Pierwsza była rosyjska, z bazaru...

Tomasz Kubaszewski
Marek Gliniecki wzoruje się na najlepszych. Kiedyś uwielbiał Kurta Cobaina, dzisiaj bliżej mu do Bryana Adamsa.
Marek Gliniecki wzoruje się na najlepszych. Kiedyś uwielbiał Kurta Cobaina, dzisiaj bliżej mu do Bryana Adamsa. Archiwum M. Glinieckiego
Bez grania mógłby jakoś sobie poradzić, ale - jak mówi - co to byłoby za życie. Marek Gliniecki, suwalczanin z pochodzenia, został laureatem ogólnopolskiego konkursu, którego uczestnicy prezentowali swoje pasje. W nagrodę będzie mógł nagrać teledysk.

Konkurs zorganizowała działającą od wielu lat w branży elektronicznej polska firma Kruger&Matz. Jej twórca - Michał Leszek postanowił uhonorować ludzi, którzy w życiu kierują się prawdziwą pasją. Którzy poświęcają jej wszystko, niezależnie od tego, czy im się to opłaca, czy też nie.

Do konkursu zatytułowanego "It's your life just take it", który rozpoczął się w maju br., zgłosić mógł się każdy - bez względu na pasję czy wiek. Zgłoszenia oceniali m.in. Michał Leszek oraz Marcelina Zawadzka, Miss Polonia 2011.

- Bardzo mi miło, że zostałem wyróżniony - mówi pochodzący z Suwałk Marek Gliniecki. - W tym konkursie nie musiałem niczego udawać. Opowiedziałem po prostu, jaki jestem i o tym, że chcę dążyć do szczęścia na własnych warunkach.
Gliniecki to już dzisiaj ceniony polski gitarzysta. Ale największe sukcesy są jeszcze przed nim.

Grał na gitarze siostry aż Porwał strunę

Urodził się w Suwałkach 32 lata temu. Wychowywał na blokowisku znajdującym się na osiedlu Północ. Tam wiele dzieci interesuje się tylko podpalaniem i popijaniem wszystkiego, co się da i chuliganerką, ale są też takie, które szukają czegoś więcej.
Marek nie chodził do żadnej szkoły muzycznej, ale muzyka tkwiła w nim od dziecka.
- Słuchałem wszystkiego, co się dało i marzyłem o tym, żeby zostać członkiem zespołu grającego ostro i dynamicznie - opowiada.

Początek lat 90. ubiegłego wieku należał do amerykańskiej grupy Nirvana. Grali właśnie i ostro, i dynamicznie. Zrobili ogólnoświatową karierę, bo byli także na swój sposób nowatorscy. Tak jak lider grupy Kurt Cobain chciało grać na gitarze i śpiewać wielu młodych ludzi. Także Marek Gliniecki.

Jednak to jego siostra doczekała się pierwszego instrumentu. Rodzice kupili jej od Rosjan, handlujących na bazarze, gitarę klasyczną.
- Chęć do grania siostrze szybko przeszła, więc zacząłem na tym instrumencie brzdąkać - wspomina Gliniecki. - Tak brzdąkałem, że porwałem strunę.

Wszystkiego uczył się sam. Ale zaczął też uczęszczać na zajęcia do Młodzieżowego Domu Kultury w Suwałkach. Tam młodzi muzycy-amatorzy mogli doskonalić swoje umiejętności i tworzyć różne grupy. Jednak był warunek - trzeba było posiadać własny instrument. Rosyjska gitara siostry do niczego już się nie mogła przydać.

Nastoletni Marek każdą złotówkę kieszonkowego skrupulatnie więc odkładał. Po to, by kupić sobie gitarę elektryczną. A kiedy w końcu mu się to udało, zaczął tworzyć różne grupy muzyczne.

- Nawet trudno mi zliczyć, w ilu zespołach występowałem - mówi. - Pierwszy, który założyłem będąc uczniem suwalskiego "ekonomika", nazywał się Hebrefren. Zdobyliśmy nawet kilka nagród na lokalnych przeglądach. Grałem w tamtych czasach praktycznie wszystko - od metalu po reggae.

Najbardziej namacalny ślad pozostał po grupie Excerpt. To 17 autorskich piosenek, nagranych w 1999 r. w Regionalnym Ośrodku Kultury i Sztuki w Suwałkach. Płyta na rynku muzycznym jednak specjalnie nie zaistniała.

Grasz do d...

Gliniecki zdał maturę i dostał się na ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim.
- Studia, studiami, ale i tak nie wyobrażałem sobie, że na poważnie mogą zajmować się czymś innym, niż graniem - opowiada. - Na koncercie mojego pierwszego zespołu, jeszcze w suwalskich czasach, sala była pełna. Ludzie bardzo żywo reagowali. To jest uczucie, którego z niczym nie da się porównać.

Postanowił, że skoro już studiuje w stolicy, to skorzysta z nowych możliwości. O konsultacje poprosił jednego z gitarowych mistrzów - Waldemara Lewandowskiego. Glinieckiemu wydawało się, że jest bardzo sprawnym muzykiem. Że sporo umie, gra szybko i odważnie. Lewandowski wysłuchał jego prezentacji i orzekł: - Grasz do dupy.
Większość 20-letnich adeptów gitary, jakim wówczas był Gliniecki, po takim werdykcie by się pewnie załamało.

- Rzeczywiście, coś we mnie na chwilę pękło, ale szybko wziąłem się w garść - wspomina. - Zacząłem jeszcze więcej pracować. Do dzisiaj jestem bardzo wdzięczny nieżyjącemu już niestety Waldkowi za tę recenzję. Bez niego nigdy pewnie nie zrobiłbym znaczących postępów i ukochaną gitarę prędzej czy później musiałbym odłożyć.

W 2010 r. wygrał prestiżowy konkurs pod nazwą Wojny Gitarowe. A to już przepustka do tego, by na polskiej scenie muzycznej zaistnieć naprawdę. Niedługo potem Gliniecki dostał propozycję grania w zespole Forma, założonym m.in. przez aktora Jakuba Tolaka. Występuje tam do dziś. To formacja preferująca ciężkie brzmienia. Ale gra również w duecie z Piotrem Fronczakiem. Tworzą Urwał Nać Trio. Też grają rocka, ale akustycznie.

Specjalista od ludzkich zasobów

Ceniony już w Polsce gitarzysta Gliniecki z muzyki utrzymać się jednak nie może. Pracuje więc w jednej z warszawskich firm jako specjalista od zasobów ludzkich.
- Mam jednak nadzieję, że przyjdzie taki czas, że będę mógł żyć wyłącznie z muzyki - przyznaje.

Artysta mocno stoi na nogach. Ma nie tyle marzenia, co stawia sobie kolejne życiowe cele. Niekoniecznie musi być muzykiem wielbionym przez tłumy. Wystarczy, że będzie ceniony w branży, a na jego koncertach wypełnią się średniej wielkości sale. Zwycięstwo w ogólnopolskim konkursie w realizacji tych celów zapewne pomoże. Bo profesjonalny teledysk to duża promocja.

Do Suwałk Gliniecki przyjeżdża stosunkowo często. Obowiązkowo pojawia się na święta, czasami wpada latem.
- Chciałbym też tu zagrać, ale nie wszystko ode mnie zależy - dodaje.
Suwalscy decydenci od kultury mają, z nieznanych powodów, wyraźny problem z promowaniem wywodzących się z tego miasta artystów. Do tej pory nie zorganizowali koncertów ani śpiewającej aktorki Agnieszki Judyckiej, ani niesłychanie popularnego w ostatnich miesiącach Tomasza Organka.

Marek Gliniecki zaś, bez względu na to, czy uda mu się wystąpić w rodzinnym mieście, czy nie, nie zamierza rozstać się ze swoją pasją.
- Nie wyobrażam sobie życia polegającego na spędzaniu ośmiu godzin w pracy i kolejnych przed telewizorem - podkreśla.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna