Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W połowie listopada większość drużyn w IV lidze jedzie już na oparach

miłk, jan
Zdj. ilustracyjne
Zdj. ilustracyjne Archiwum
Wstrząs w Sokółce, jakiego doznały rezerwy Wigier - wicelider czwartej ligi - był wydarzeniem weekendu w regionalnym futbolu.

Wiadomo, że suwalczanie, wcześniej długo przewodzący tabeli, na wyjazdach dysponują zwykle słabszą kadrą niż u siebie. Tak było w minioną sobotę. Czasem są tylko dodatkowo "uzbrojeni" w silną grupę zawodników z pierwszej drużyny (np. w Augustowie na wygrane 3:2 derby ze Spartą). Tym razem w ekipie Andrzeja Spury pojawili się praktycznie tylko Kamil Wenger i wracający do gry David Makaradze. Niezależnie jednak od tych faktów, zwycięstwo Sokoła 3:0 to i tak duża niespodzianka.

- Mecz na początku był wyrównany. W pierwszej połowie to my mieliśmy jednak 3-4 dobre sytuacje. Dopiero w 42. minucie udało nam się objąć prowadzenie. Po przerwie nie cofnęliśmy się, dalej atakowaliśmy rywali pressingiem. Strzeliliśmy kolejne, ładne bramki i całkowicie zasłużenie wygraliśmy - mówi prezes Sokoła Zdzisław Sidorowicz.

Suwalczanie stracili nie tylko punkty. Już w 7. minucie złamania ręki z przemieszczeniem doznał podstawowy zawodnik Tomasz Sawicki i z boiska zabrała go karetka pogotowia. Wigry miały na tyle wąski skład, że w drugiej połowie do gry wszedł także trener, 52-letni Spura, nie po raz pierwszy w tym sezonie.

- Mamy dużo problemów kadrowych. Część ludzi w trakcie rundy jesiennej wyjechała na studia, pojawiły się kontuzje. Nie ma co ukrywać, że wyniki uzależnione są od posiłków z pierwszego zespołu. Nie ma jednak co szukać usprawiedliwień. Zagraliśmy słaby mecz. Fizycznie rywale w Sokółce nas przewyższali, wygrali zasłużenie. Nikt nie rozpacza, awans nie jest naszym celem, tylko dobry wynik, a ten jest niezły. W części meczów punkty zdobyliśmy wyłącznie "swoim" składem i to jest cenne - mówi Spura.

Sporo ważnego działo się na innych arenach. W meczu dwóch drużyn bezpośredniego zaplecza czwartoligowej czołówki Tur Bielsk Podlaski zremisował ze Spartą 1951 Szepietowo 1:1 i był to sprawiedliwy podział punktów. W 72. minucie goście wyprowadzili groźną kontrę i Wojciech Kowalczyk strzelił przy słupku obok wyciągniętego jak struna Kamila Osmulskiego. Kolejny raz bezradnie atakujący Tur stracił gola i był bliski porażki. Jednak kwadrans później bielszczanom udała się w końcu akcja ofensywna. Lewym skrzydłem popędził Łukasz Popiołek, podał po ziemi w pole karne, a nadbiegający Mateusz Jakubowski precyzyjnie kopnął piłkę, która wpadła do siatki Sparty.

- Runda została przedłużona o dwa mecze z serii rewanżowej i musimy grać jeszcze za tydzień w Gródku, chociaż już chcielibyśmy odpocząć - przyznaje trener Tura Paweł Bierżyn, który cały czas przy konstruowaniu składów na kolejne spotkania musi pamiętać też o potrzebach rezerw grających w Pilikach. - Nic dziwnego, że zawodnikom brakuje świeżości i grają słabiej, niż na początku sezonu. Nie ma co ukrywać - jedziemy już "na oparach".

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna