Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozważamy przejście na liczenie ręczne, czyli zapiski członka komisji

Konrad Kruszewski
Rysunek Grzegorz Radziewicz
Siedzimy piąty dzień i zastanawiamy się, czy nie przejść na liczenie ręczne. Jakbyśmy przeszli pierwszego dnia, to już mielibyśmy policzone. Ale jeden członek zaprotestował, że on ręcznie liczył nie będzie, bo ma tylko dziewięć palców u obu rąk (jeden stracił w młodości w tartaku), więc ma trudności z systemem dziesiętnym.

Nawet się ucieszyłem, jak mnie powołali na członka komisji. Płacili 300 złotych, to nie w kij dmuchał. Ale na miejscu zatkało mnie: Gdzie się podziała maszyna losująca? Przez lata robiłem za członka komisji losującej, jako czynnik społeczny i prawny sprawdzający, czy losowanie przebiega prawidłowo, czy bęben maszyny losującej jest zapieczętowany. A tu, proszę, bębna nie ma! Okazało się, że wybrali mnie nie na członka komisji losującej, tylko wyborczej. Zamiast bębna stał komputer!

Wieczór pierwszy. Siedzimy i gapimy się w ekran. Zapoznajemy się z komputerem. Wcześniej nikt z nas takim ustrojstwem się nie posługiwał. Poza panią Basią, która potrafi na komputerze układać pasjansa. Siedzimy i gapimy się, jak pani Basia układa tego pasjansa. Dochodzę do wniosku, że zamiast mnie powinni do komisji powołać mojego wnuczka. Przynajmniej wiedziałby, o co w tym komputerze chodzi. Ale się nie przyznaję, bo jeszcze mi dietę odbiorą.

Minęła godz. 21. 00. Pani Basia już pasjansa nie układa. Do komputera spłynął pierwszy protokół. Coś zaśmierdziało i ekran razem z pasjansem pani Basi zgasł.

To właśnie wtedy ktoś zgłosił pomysł, żeby przejść na liczenie ręczne, ale nieśmiało, bo przewodniczący na nas nakrzyczał, że mamy XXI wiek, a w tym wieku liczenie ręcznie jest nieważne. Zadzwoniliśmy do siostrzeńca członka komisji, który przyniósł ten komputer trzy miesiące przed wyborami. Powiedział, że spróbuje się z naszym komputerem połączyć. Spróbował i oddzwonił, że system padł. Przewodniczący wyszedł do dziennikarzy i ogłosił, że mamy drobne problemy techniczne.

Dzień drugi. Minęła północ. Obserwujemy jak siostrzeniec kręci się przy komputerze. Nazywa to podnoszeniem systemu. Siostrzeniec obiecuje, że padły system podniesie, choćby nie wiem co. Przewodniczący wyszedł do dziennikarzy i oznajmił, że rozważamy, czy nie przejść na liczenie ręczne. A my do domu!

Drugiego dnia około południa system się podniósł. Rzekomo! Nie możemy sprawdzić, bo trzeba się zalogować. Pierwsze słyszymy. Nikt nie zna hasła. Przewodniczący wyszedł do dziennikarzy i powiedział, że system działa, ale nie możemy się zalogować, bo nas wyrzuca. A my do domu! Bo minęła już 15.30, wszyscy mamy po sześćdziesiątce, więc przewodniczący nie ma sumienia nas przetrzymywać.

Dzień trzeci. Od samego rana próbujemy się zalogować. Pani Basia w końcu wpisała swoje hasło. Na ekranie pokazał się pasjans. Przewodniczący ogłosił w mediach, że system się podniósł i działa!

Dzień czwarty. Okazało się, że to nie to hasło. Ale to nic. Siostrzeniec zadzwonił do znajomego o nazwisku Haker. Hakerowi wystarczyło pięć minut, aby zdobyć hasło do naszego systemu. Hura! Zalogowaliśmy się! Na ekranie pokazało się nazwisko kolesia, który został burmistrzem.

Dzień piąty. Okazało się, że ten koleś, co został burmistrzem w ogóle w wyborach nie startował. A prokuratura ogłosiła, że Haker włamał się do systemu. Podobno wybory mają powtórzyć. Nie mówię nic o siostrzeńcu i Hakerze, bo mam nadzieję na powtórne członkostwo i następną dietę. Poza tym minęła już 15.30. Idziemy do domu!!!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna