Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice zawsze proszą, żeby dziecko było do nich podobne

Urszula Ludwiczak
Ośmiomiesięczna Zosia to jedno z 7 tysięcy dzieci, które urodziły się dzięki lekarzom z Kriobanku. - Jest moim ogromnym szczęściem, coraz częściej myślę o drugim dziecku - mówi jej mama, pani Katarzyna. - Zwłaszcza, że czeka jeszcze jeden zarodek.
Ośmiomiesięczna Zosia to jedno z 7 tysięcy dzieci, które urodziły się dzięki lekarzom z Kriobanku. - Jest moim ogromnym szczęściem, coraz częściej myślę o drugim dziecku - mówi jej mama, pani Katarzyna. - Zwłaszcza, że czeka jeszcze jeden zarodek. W. Wojtkielewicz
Zaczynali w piwnicy jednego w białostockich bloków. Panowie za jedno oddanie nasienia dostawali tu 700 tysięcy złotych. Marzące o ciąży kobiety przyjeżdżały z całej Polski. Przez 25 lat - dzięki Kriobankowi - urodziło się prawie 7 tysięcy maluchów.

Idealny dawca nasienia to ciemny blondyn, niebieskie oczy, 176-184 cm wzrostu, z wyższym wykształceniem, bo każdy chce mieć mądre dziecko - mówi prof. Waldemar Kuczyński, założyciel i szef białostockiego Kriobanku - pierwszego w Polsce banku nasienia. Placówka działa w stolicy Podlasia nieprzerwanie od 25 lat, chociaż dzisiaj zapłodnienia nasieniem od dawcy stanowią mniej niż 1 procent wszystkich procedur wykonywanych w klinice. Obecnie jest to wysokospecjalistyczny ośrodek leczenia niepłodności, dysponujący wszystkimi dostępnymi na świecie metodami terapeutycznymi. Dzięki pracującym tu specjalistom urodziło się już około 7 tysięcy dzieci. Wiele par tu właśnie dostało ostatnią szansę na potomstwo.

Zaczęło się w piwnicy

Prof. Waldemar Kuczyński pracował w grupie białostockich lekarzy, którzy w 1987 roku, pod przewodnictwem prof. Mariana Szamatowicza, doprowadzili do narodzin pierwszego polskiego dziecka z in vitro. W nagrodę dostał stypendium rządu francuskiego i wyjechał do Normandii.

- W białostockim zespole od początku byłem odpowiedzialny za tzw. czynnik męski - wspomina prof. Kuczyński. - W tamtym czasie nie było w Polsce zbyt wielu możliwości leczenia mężczyzn z niepłodnością. Jedyną metodą dla pary, która chciała mieć dziecko w takim przypadku, była inseminacja (bezpośrednie wstrzyknięcie nasienia do szyjki macicy - przyp.red.). Nie było u nas jednak żadnych standardów dotyczących tej metody.

Tymczasem Francja miała na tym polu już wypracowane procedury. Prof. Kuczyński podczas swojej pracy naukowej poznał ludzi z organizacji CECOS, zajmującej się kriokonserwacją (długotrwałym przechowywaniem w niskiej temperaturze - przyp.red.) materiałów biologicznych, służących do rozwoju człowieka.

- Uświadomiłem sobie wtedy, jak wielka przepaść nas dzieli od francuskich doświadczeń - wspomina. - Po powrocie do kraju postanowiłem założyć pierwszy w Polsce bank nasienia z prawdziwego zdarzenia. Francuzi podarowali mi wtedy podstawowe wyposażenie i włączyli się w jego organizację. Trzy razy próbowałem założyć bank na gruncie szpitala klinicznego, ale bezskutecznie. Gdy składało się zamówienie na azot na jutro, przychodził za trzy tygodnie albo wcale. Trzy pierwsze banki więc się nie udały. Musiałem założyć prywatną firmę.

Tak w 1989 roku powstał Kriobank. Prof. Kuczyński za zaoszczędzone we Francji pieniądze - 80 dolarów - wynajął 89 m.kw. piwnicy jednego bloków przy ul. Wesołej.

- Bank nasienia w tamtych czasach budził ogromną sensację - wspomina dzisiaj. - Prasa stale donosiła, ile płaci się dawcom, jakie panowie muszą spełniać wymogi itd.

A wtedy za jedno oddanie nasienia można było dostać 700 tys. zł. Tacy, którzy robili to kilka razy w miesiącu, mogli liczyć na zarobienie 5 mln zł. Chętnych do oddawania nasienia więc nie brakowało. Tak jak par, które liczyły na upragnione dziecko. Na inseminację ustawiały się dosłownie kolejki kobiet. - Pokazaliśmy, że można coś skutecznie zrobić - wspomina prof. Kuczyński. - Wypracowaliśmy nowe, europejskie standardy leczenia, które dzisiaj są normą. Pierwsze ciąże dzięki inseminacji uzyskaliśmy bardzo szybko. Na świat zaczęły przychodzić dzieci.

Kriobank zaczął się rozrastać. Przybywało sprzętu i pacjentów, a warunki ciągle nie były najlepsze. - Nigdy nie zapomnę widoku, gdy jeżdżący na wózku inwalidzkim mąż jednej z naszych pacjentek musiał być znoszony do naszego gabinetu w piwnicy na noszach, przez czterech panów - wspomina profesor. - Dlatego musieliśmy poprawić standardy. W 1998 r. w ciągu jednej nocy przenieśliśmy się z piwnic przy ulicy Wesołej do kamienicy przy Stołecznej, gdzie jesteśmy do dziś.
Samotne kobiety i pary lesbijek

Dzisiaj inseminacje lub zabiegi in vitro z nasieniem od anonimowego dawcy to mniej niż 1 procent wszystkich procedur w klinice. Decydują się na nie głównie pary, w których mężczyzna cierpi na azoospermię (całkowity brak plemników). Z takiego nasienia korzystają też np. pary lesbijskie i samotne kobiety.

- Nie stosujemy żadnej dyskryminacji - mówi prof. Waldemar Kuczyński. - Mamy w banku materiał biologiczny wszystkich możliwych fenotypów, to wiele tysięcy depozytów. Także te sprzed 25 lat.

Rodzicom najbardziej zależy, aby dziecko było do nich podobne. Dobór konkretnego dawcy dla potrzebujących par odbywa się z uwzględnieniem grup krwi, czynnika Rh oraz cech psycho-fizycznych rodziców: wzrostu, wagi, koloru oczu i włosów, karnacji skóry, a także wykształcenia, zawodu oraz zainteresowań. Jakkolwiek nie gwarantuje to pełnego podobieństwa dziecka, to znacznie je uprawdopodabnia. Jeżeli para planuje w przyszłości uzyskanie kolejnej ciąży przy wykorzystaniu tego samego nasienia, istnieje możliwość utworzenia stałego depozytu, wyłącznie na potrzeby danej pary.

Dawcy też są stale poszukiwani i starannie dobierani. To młodzi, zdrowi mężczyźni. Najlepiej, kiedy posiadają już swoje dzieci. Obecnie za jedną donację płaci się od 100 do 500 zł.

- Zgłaszają się sami, pisząc do mnie maile, a ja już po treści i błędach ortograficznych wiem, czy chcę mieć takiego dawcę czy nie - mówi prof. Kuczyński. - Są też ogłoszenia w prasie. Motywacje donatorów są różne: od finansowych, przez ambicjonalne, profitowe (badany jest ich stan zdrowia). Są i "misjonarze".

Taki anonimowy donator nigdy się nie dowie, czy został ojcem, ani ile ma dzieci. Podobnie jak jego danych nie poznają biorcy nasienia. - To wynika z zasady anonimowości, o utrzymanie której walczę od wielu lat - mówi prof. Kuczyński. - Niestety, ruchy kobiece są innego zdania.

W Kriobanku jest też nasienie złożone w depozyty przez młodych mężczyzn, którzy np. zachorowali na nowotwór, a nie są jeszcze w związkach, ale w przyszłości chcą mieć dzieci. Wiedzą, że leczenie onkologiczne może pozbawić ich płodności, dlatego już teraz zabezpieczają się na przyszłość.

Niepłodność to ciągle tabu

Obecnie Kriobank stosuje wszelkie znane na świecie metody leczenia niepłodności. Po dziecko, głównie dzięki metodzie in vitro, przyjeżdżają tu osoby z całej Polski i świata.

Mała Zosia urodziła się 4 kwietnia br., też dzięki in vitro. - Wcześniej były dwie próby, dwa razy poroniłam - opowiada jej mama, 33-letnia Kasia z okolic Białegostoku, która kilka lat starała się o dziecko. - Za trzecim razem się udało! W dodatku mogłam już skorzystać z refundacji in vitro.

Prof. Kuczyński był jednym z ekspertów podczas przygotowań tego ministerialnego programu. - Ale niepłodność to ciągle jedna z głównych przyczyn dewastacji życia rodzinnego - mówi prof. Kuczyński. - Ciągle stygmatyzuje. Nasi pacjenci nie chcą na recepcie pieczątki z nazwą kliniki, ani zwolnienia wystawionego przez nasz ośrodek - wolą wziąć urlop. Chcielibyśmy w końcu odczarować niepłodność, pokazać, że to taka sama choroba, jak inne.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna