Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy taniec na weselu? Tylko z zespołem Closterkeller!

Rozmawia: Urszula Krutul
Mateusz Cybulski (w niebieskiej koszulce z Supermanem) bardzo dobrze czuje się z muzykami zespołu Closterkeller. Planuje zaprosić ich na swoje wesele
Mateusz Cybulski (w niebieskiej koszulce z Supermanem) bardzo dobrze czuje się z muzykami zespołu Closterkeller. Planuje zaprosić ich na swoje wesele
- Zmotywowanie Anji Orthodox do wstania z łóżka to trochę niewdzięczne zadanie - przyznaje Mateusz Cybulski, chłopak z Mazur, który spełnił swoje największe marzenie i został menagerem zespołu Closterkeller.

- Co jest najtrudniejsze w pracy tour menagera?

- Zmotywowanie Anji (wokalistki zespołu - przyp. red.) do wstania z łóżka. To jest trochę niewdzięczne zadanie, bo trzeba dzwonić do niej i ją budzić, co niekoniecznie jej się podoba. Nieraz się denerwuje. A z takich bardziej przyziemnych spraw, to ustalenia organizacyjne z klubami, w których odbywają się koncerty. Niekoniecznie są to miłe rozmowy, nieraz kończą się awanturą. Do bójek jeszcze nigdy nie doszło (śmiech).

- Kiedy pierwszy raz usłyszałeś Anję Orthodox, co sobie wtedy pomyślałeś?

- O samej Anji i zespole słyszałem co nieco już jako dziecko. Ale nigdy nie wgłębiałem się w ich twórczość. Anję poznałem w 2009 roku na festiwalu w Węgorzewie, kiedy była gościem Renaty Przemyk na jej koncercie jubileuszowym. I to ona sama nawiązała ze mną kontakt. Zeszła ze sceny i powiedziała, że się chyba pomyliła w tekście. Zaczęliśmy rozmawiać. Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i po tym wszystkim postanowiłem zapoznać się z twórczością zespołu. I im więcej słuchałem, tym bardziej się od tej muzyki uzależniałem...

- I doprowadziło cię to do codziennej pracy z Closterkeller.

- Tak. Byłem i jestem organizacyjnie związany z festiwalem w Węgorzewie i w 2010 roku, po wydaniu przez Closterkeller płyty "Aurum", udało mi się zaprosić zespół do Węgorzewa na festiwal. Wystąpili, a koncert został bardzo pozytywnie oceniony przez dziennikarzy i fanów. I już wtedy postanowiłem sobie, że 25-lecie zespołu odbędzie się w Węgorzewie. I że będzie to specjalny koncert. Zacząłem z Anją na ten temat rozmawiać i jubileuszowy koncert doszedł do skutku. W międzyczasie były koncerty klubowe w Białymstoku, które starałem się promować. No i - pamiętam tę datę dokładnie - 26 kwietnia 2013 roku dostałem od Anji telefon z propozycją stałej współpracy. Żeby pomóc jej ogarniać kwestie organizacyjne, koncertowe. Bez wahania się zgodziłem.

- Co pomyślałeś, kiedy usłyszałeś od Anji taką propozycję?

- Poczułem się ogromnie wyróżniony. Wiedziałem, że nie będzie łatwo i że jest to duże wyzwanie. Zdecydowałem się jednak od razu, i stwierdziłem, że zrobię co tylko mogę, żeby jakoś ten zespół na rynku funkcjonował. Bo wcześniej było z tym różnie. Grali sporo koncertów, ale nie były to występy, które by ich satysfakcjonowały. Różne były warunki w klubach, różne były też noclegi. Uważam, że zespół z 26-letnim stażem, który jest pewną ikoną polskiego rynku muzycznego zapracował sobie na jakieś standardy i starałem się je podnieść.

- Urzekła cię otwartość Anji?

- Urzekło mnie to, że przyszła do mnie artystka, celebrytka i zaczęła ze mną tak zwyczajnie rozmawiać. Miałem wtedy dwadzieścia kilka lat, nie byłem nikim znaczącym, a ona tak po prostu podeszła... I to mnie zaintrygowało... I jak się okazuje, odbiło się na mojej przyszłości.

- Jaka jest Anja prywatnie? Jak się z nią współpracuje?

- Anja jest osobą, do której ludzie lgną. Wypracowała sobie taki schemat, że po koncertach zawsze wychodzi do ludzi, którzy na nią czekają. Razem z zespołem rozdają autografy. Anja lubi też rozmawiać z fanami. Nieraz tak długo, że aż klub wyprasza ludzi i nas, bo zamykają (śmiech). Anji to nie przeszkadza - rozmowa dalej się toczy. Prywatnie jest perfekcjonistką. Jak każdy artysta, ma nieraz trudniejsze chwile, kiedy ciężko nam się dogadać. Ale ogólnie raczej dobrze się rozumiemy.

- Jak wygląda wasz zwyczajny dzień podczas trasy?

- Trasa zawsze jest w weekendy - piątek, sobota i niedziela. Spotykamy się w piątek koło 10, 11. Anja niestety lubi pospać i często się spóźnia, więc musimy na nią poczekać. Później jedziemy na koncert. Samo granie to półtorej godziny plus bisy. Po koncercie jest czas, żeby zespół trochę odpoczął, spakował się. Anja wychodzi do ludzi. Około godziny 1-2 zawsze już jesteśmy w hotelu i idziemy spać. Rano jemy śniadanie i koło południa ruszamy dalej.

- A o czym gadacie w busie?

- (śmiech) Nie wiem, czy mogę o tym mówić! Dużo żartujemy. Na różne tematy. Śmiejemy się z jakichś pomyłek, które się wydarzyły podczas występów. Jest pozytywnie.

- Śpiew się pojawia ?

- Rzadko. Można policzyć na palcach jednej ręki. Śpiewa Anja, a my bierzemy wtedy komórki, przeglądamy Facebooka (śmiech).

- Nie chciałbyś być menagerem Costerkeller na cały etat? Zajmować się tylko tym?

- Byłoby to fajne, ale prowadząc jeden zespół menager nie jest w stanie utrzymać się z tego w ciągu miesiąca. Pieniądze, które zarabiam na tej trasie traktuję jako pieniądze na przyjemności. Pełen etat to ja mam na uczelni - to moje podstawowe źródło utrzymania. Współpraca z Closterkeller jest zaś dla mnie powodem do dumy, że spełniam swoje marzenie o pracy z Anją. W życiu prywatnym moje marzenia też się spełniają. Mogę powiedzieć, ze jestem szczęśliwy.

- Jak twoja narzeczona podchodzi do twojej pasji i do tego, że w weekendy cię nie ma?

- Ona się zawsze martwi. Ale ja zawsze staram się meldować (śmiech). Zawsze dzwonię, jak dojedziemy na miejsce, przed i po koncercie. Z hotelu piszę smsa, że już się kładę spać (śmiech). Jakoś sobie z tym radzi. Nie ma wyjścia. Powiedziałem, że nie mogę z tego zrezygnować, bo to dla mnie ważne, to spełnienie marzenia.

- Zespół z 26-letnim stażem jeszcze trochę baluje?

- O rock&roll'owym stylu życia krążą różne legendy. Nasz zespół jest bardzo spokojny. Już się chyba wyszalał (śmiech). Kiedy bookuję hotel i mówię, że chcę cztery pokoje dla zespołu Closterkeller, często słyszę, że zespołów rockowych nie przyjmują, bo mają złe doświadczenia. Muszę wtedy przekonywać, ze jesteśmy zespołem spokojnym, że nikt nie pali, a z alkoholem też nie przesadzamy. Nie ma ekscesów. Wracamy do hotelu, mówię o której jest zbiórka i wszyscy idziemy spać. Tak wygląda powrót zespołu rockowego z 26-letnim stażem do hotelu (śmiech).

- Closterkeller zagra na twoim weselu?

- Na pewno będą zaproszeni w charakterze gości. Pewnie zagrają jeden utwór, ale nie wiem czy więcej. Bo nie wiem, jak zniosłaby to moja rodzina. Ale może pierwszy taniec? Moja narzeczoną i mnie zbliżyła do siebie piosenka "Lunar" - jedna z najlżejszych i najładniejszych piosenek tego zespołu.

- Twoja narzeczona też słuchała Closterkeller?

- Nie. Przed poznaniem mnie w ogóle ich nie słuchała. To ja ją zmusiłem (śmiech). I się wciągnęła. Kiedy słucha się tych utworów kolejny raz, a potem jeszcze kolejny, w końcu się okazuje, że już nie da się bez tej muzyki żyć. Działa jak narkotyk.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna