Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obóz pracy w Niemczech. Cyganie głodzili, bili i zabierali połowę pensji suwalczanom

Helena Wysocka
Cygan Sajmon wyrobił na nazwisko Krzysztofa kilka kart debetowych z limitem 5 tys. euro każda. Potem woził suwalczanina po niemieckich sklepach i kazał kupować różne produkty
Cygan Sajmon wyrobił na nazwisko Krzysztofa kilka kart debetowych z limitem 5 tys. euro każda. Potem woził suwalczanina po niemieckich sklepach i kazał kupować różne produkty sxc.hu
Mieli pracować w niemieckiej fabryce i zarabiać po tysiąc euro. Trafili do Cyganów, którzy ich pilnowali, głodzili, bili i zabierali połowę pensji. Zmuszali też do robienia zakupów na kredyt. Dwaj suwalczanie uciekli z obozu pracy i zgłosili się na policję.

Twierdzą, że zostali oszukani przez pośredników i stracili po kilka tysięcy euro. Sprawę bada suwalska prokuratura, ale nie tylko ona. - Niemieckie organy ścigania także tym się zajmują - mówi Józef Murawko, naczelnik wydziału śledztw Prokuratury Okręgowej w Suwałkach.

Za parę miesięcy powinno być wiadomo, ilu jest w sumie pokrzywdzonych i jak długo uprawiany był przestępczy proceder.

Połowę pensji musieli oddać

Krzysztof dobiega pięćdziesiątki i jest biedny jak mysz kościelna. Od lat nie miał pracy, ani nadziei, że kiedykolwiek ją znajdzie. Żył na garnuszku pomocy społecznej, zbierał puszki na śmietnikach i gnieździł się w ciasnym, wynajmowanym mieszkaniu w centrum Suwałk. Wraz z konkubiną. Też bez grosza i bez posady.

W połowie minionego roku Krzysztofowi nadarzyła się niebywała okazja. Sąsiad ze zrujnowanej kamienicy, Rom zza ściany, zaproponował mu robotę. Stałą i dobrze płatną. W okolicy Hamburga, w niemieckiej fabryce suwalczanin miał stać przy taśmie i pakować do kartonów konsole. Za tysiąc euro miesięcznie. Poczuł się tak, jakby złapał Pana Boga za nogi. Trudno się dziwić, że prawie na kolanach błagał sąsiada, by do pracy w fabryce zabrał też konkubinę. W obawie przed konkurentami nie chciał pozostawiać jej samej w domu. Poza tym, co cztery ręce to nie dwie. A mężczyzna liczył na duży i szybki zysk.
Udało się. Cygan obiecał, że do Niemiec pojedzie Krzysztof, jego konkubina, a także jeszcze jeden szczęśliwiec. Suwalczanin twierdzi, że z tego faktu nawet się ucieszył. W gromadzie jest bowiem raźniej. Zwłaszcza, gdy nie zna się obcego języka.

Pośrednik zawiózł suwalczan w okolice Hamburga, gdzie trafili pod opiekę Sajmona. Miał on ciemne włosy, ciemną skórę i podobno był Romem. Opiekował się świeżo upieczonymi najemnikami.

Jak to wyglądało? Mężczyźni trafili do jednego z kilku domów położonych w sąsiedztwie fabryki, gdzie mieszkali również inni - pochodzący z różnych części Polski - rodacy. Kobiety zakwaterowano w innych domach. Wszyscy mieli... zakaz wychodzenia z budynków. Gdy pewnego dnia Krzysztof spotkał się po kryjomu z konkubiną, został pobity. Pracowali w fabryce, gdzie na koniec tygodnia dostawali wypłatę. Połowę musieli oddać Sajmonowi, który bez przerwy się pieklił, że kasy jest za mało. - Pytał mnie, dlaczego tak słabo pracuję - twierdzi Krzysztof. - I groził, że jeśli nie zacznę zarabiać więcej, to gorzko tego pożałuję.
A jakby tego było mało, Sajmon zabrał Krzysztofowi dokumenty i w miejscowych bankach wyrobił mu kilka kart kredytowych. A później, po pracy w fabryce, obwoził suwalczanina po okolicznych sklepach. Zwiedzili bodajże wszystkie markety w promieniu 200 km od Hamburga. Kupowali tam markowe papierosy, alkohol, telefony komórkowe i lornetki, z których jedna warta była aż trzy tysiące euro. Ile w sumie wydali, nie wiadomo. Pewne jest tylko to, że każda z kart miała aż 5 tysięcy euro limitu.

Zakupione po rzekomo okazyjnej cenie fanty miały iść na sprzedaż. Cyganie obiecali, że Krzysztof otrzyma połowę zarobionych w ten sposób pieniędzy. Nie dostał nic.

Kilka miesięcy później suwalczanin uznał, że miarka się przebrała. Pod pretekstem wyrobienie kolejnej karty kredytowej wziął od Sajmona swój dowód osobisty. A później, pod osłoną nocy, dostał się do Hamburga. Stamtąd zaś pociągiem wrócił do Suwałk. Bez pieniędzy i z kilkutysięcznym kredytem w niemieckich bankach.

Krzysztof zgłosił się do suwalskiej policji nie tylko po to, by ścigała oszustów. Chce też, by odnalazła i uwolniła jego konkubinę. Kobieta wciąż pracuje w Niemczech. I wciąż jest wykorzystywana przez Cyganów.

Spał na podłodze

Stefan pochodzi z okolic Torunia. Nie ma rodziny, żony, ani majątku. Do Suwałk przyjechał rok temu, za pracą. Ale tutaj też jej nie było, choć szukał, gdzie się da. Także pod budką z piwem. Tam właśnie, gdy opowiadał o swojej niedoli kolegom od butelki, zagadnął go starszy mężczyzna. - Roboty nie masz? - zdziwił się nieznajomy. - Jak znajdziesz jeszcze trzech chętnych, to zawiozę was do Niemiec. Będziesz składał kartony i żył jak lord.

Nie było nad czym się zastanawiać. Parę dni później Stefan skrzyknął kumpli i stawili się u pośrednika. Ten zawiózł mężczyzn w okolice Hamburga. Czy dokładnie w to samo miejsce, gdzie pracował Krzysztof, nie wiadomo. Podobno w "ośrodku", do którego trafił, pełno było Cyganów. I również tu warunki znacznie odstawały od tych, o jakich wcześniej zapewniali pośrednicy. Budynek był brudny, a meble połamane. Stefan spał na podłodze. Żywił się suchym chlebem tostowym i przeterminowaną wędliną.

Dzień po przyjeździe suwalczanie, wraz z Romami poszli do pobliskiej fabryki, ale nie dostali pracy. Nie mieli bowiem odpowiedniego obuwia. Dzień później zatrudnili się w innym zakładzie. Mieli sklejać kartony.

- Mężczyzna twierdzi, że chodził do urzędów, załatwiał jakieś dokumenty - mówi śledczy Murawko. - Czy były to karty debetowe, jeszcze nie wiemy. Ale nie wykluczamy.
Stefan nie zagrzał długo miejsca w niemieckiej fabryce. Uznał, że obiecanych kokosów nigdy nie dostanie i uciekł ze strzeżonego budynku. Ponad dziesięć kilometrów szedł pieszo, przez las. Później zakołatał do drzwi jednego z domów. Gospodarze wezwali policję, a ta dała suwalczaninowi... 200 euro, by mógł wrócić do Suwałk.

Z dotychczasowych ustaleń wynika, że romska grupa przestępcza werbowała do pracy w Niemczech bezrobotnych i ubogich ludzi, czerpiąc z tego tytułu korzyści. Choćby zaciągając na ich konto kredyty w bankach.

- Czekamy na materiały z niemieckiej prokuratury - dodaje naczelnik Murawko. - Wtedy o przestępczym procederze będziemy wiedzieli znacznie więcej.

W ubiegłym roku w komendzie białostockiej policji zarejestrowano jedną sprawę dotyczącą oszustwa związanego z wyjazdem w celach zarobkowych za granicę. W Suwałkach - dwie, które opisujemy. Natomiast w 2013 roku na terenie naszego województwa dwie osoby zostały oskarżone o handel ludźmi. Sprawcy działali na terenie powiatu sokólskiego. Kamil Sorko z biura prasowego KWP w Białymstoku przypuszcza, że skala zjawiska jest o wiele większa. - Pokrzywdzeni, z różnych powodów, także wstydu, że zostali oszukani nie chcą do nas się zgłaszać - mówi funkcjonariusz.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna