Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia w Zagrobach. Syn zamordował rodziców i popenił samobójstwo

Katarzyna Patalan-Brzostowska
Na posesji państw B. stoi kapliczka z Matką Boską. Sąsiedzi zwracają uwagę, że latem zawsze było tu dużo kwiatów, a przydomowy ogród był niezwykle zadbany. Najczęściej to matka z synem pieliła i dbała o każdy krzew przed domem
Na posesji państw B. stoi kapliczka z Matką Boską. Sąsiedzi zwracają uwagę, że latem zawsze było tu dużo kwiatów, a przydomowy ogród był niezwykle zadbany. Najczęściej to matka z synem pieliła i dbała o każdy krzew przed domem Katarzyna Patalan-Brzostowska
To była taka bogobojna rodzina - załamują ręce sąsiedzi. Tragedia w Zagrobach koło Łomży wstrząsnęła całą wsią. Kiedy córka przyjechała w odwiedziny do rodziców, znalazła ich ciała wiszące w piwnicy. Obok wisiał brat.

Mieszkali pod jednym dachem: Monika i Adam B. oraz ich syn Szymon. Staruszkowie w tym roku skończyliby 88 lat, gdyby pozwolił im na to ich własny syn. 59-letni Szymon w sobotni wieczór zwabił staruszków do przydomowej ziemianki, tam ich udusił pętlą wisielczą i powiesił w pierwszym pomieszczeniu piwnicy. Na swoje życie targnął się w ten sam sposób w drugim pomieszczeniu. Następnego dnia wszystkich troje znalazła córka, która przyjechała do rodziców z wizytą. Zapis tych wydarzeń to nie scenariusz najczarniejszego koszmaru, ale potworna tragedia, która zdarzyła się w niewielkiej, podłomżyńskiej wsi.

Piwnica stała się ich grobem

Zagroby to wieś jakich wiele. Droga, od niedawna asfaltowa, biegnie przez całą miejscowość. Jeszcze kilka lat temu było tu niemal 20 gospodarstw, teraz zamieszkałych jest 14 domów. Nie ma tu ani kościoła, ani świetlicy, ani nawet sklepu. Jednak społeczność, choć niewielka, zdaje się żyć ze sobą w zgodzie. Spotykają się na wspólnych modlitwach. Tak też było minionej niedzieli.

- W trakcie modlitwy usłyszeliśmy sygnał karetek, potem policji, wszyscy pojechali na podwórko państwa B. - wspomina sąsiadka Wiesława Prusaczek.

Nikt nie wiedział, co się stało. Niektórzy myśleli, że któryś ze starszych sąsiadów źle się poczuł, bo obydwoje byli już w podeszłym wieku. Szybko jednak do sąsiedzkich uszu dotarła informacja, że cała trzyosobowa rodzina nie żyje. - Podobno zatruli się czadem - głosiły pierwsze plotki.

Rodzina od dwóch lat mieszkała w przebudowanym z dawnych chlewów domku. Wszystko tam było nowe: instalacja, okna, więc w wersję zatrucia czadem trudno było uwierzyć. Ale jeszcze trudniej w prawdę, którą poznali kilka godzin później.

Ofiary rodzinnej tragedii znalazła córka 87-latków, która przyjechała w niedzielę ich odwiedzić.

- Córka zastała otwarty dom, w którym nikogo nie było, więc wraz z mężem zaczęła przeszukiwać posesję - informuje prokurator Maria Kudyba, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łomży. - W przydomowej ziemiance natknęła się na zwłoki całej rodziny. W pierwszym pomieszczeniu wisieli 87-letni rodzice, w drugim 59-letni brat.

Biegły lekarz ustalił, że ofiary zmarły w sobotę wieczorem.

- Wykluczyliśmy motyw rabunkowy, gdyż z domu nic nie zginęło, był tam ład i porządek - dodaje prokurator. - Z wyników sekcji zwłok wszystkich ofiar wynika, że ojciec został zabity poprzez uduszenie za pomocą pętli wisielczej, miał krwiaki na pośladkach i nadgarstkach. W ten sam sposób zginęła kobieta. Ich 59-letni syn nie miał żadnych zewnętrznych obrażeń, bruzda wisielcza wskazuje, że popełnił samobójstwo poprzez powieszenie.

Według wstępnych ustaleń śledczych, 59-latek zwabił rodziców do przydomowej piwnicy. Tam przygotowane były już haki i pętle... Starsi ludzie nie mieli siły się bronić. Ojciec był schorowany, a drobniutka matka w starciu z synem nie miała szans. Po zabiciu rodziców syn targnął się na własne życie.

Pobożna rodzina

Dom ofiar położony jest niemal w centrum wsi, naprzeciwko mieszka sołtys. Już na pierwszy rzut oka widać, że mieszkańcy tej posesji byli pracowici i dbali o otoczenie drewnianego, dwupiętrowego domu. Choć już od dwóch lat w nim nie mieszkali, to z zewnątrz sprawia wrażenie całkiem zadbanego. Przed domem widać kapliczkę z Matką Boską i liczne krzewy, pieczołowicie otulone przed chłodami zimy. Obok znajduje się ziemianka - piwnica, do której prowadzą drewniane drzwi, dziś miejsce tragedii.

Za ziemianką widać dawne chlewy, przebudowane na pomieszczenia mieszkalne. Plastikowe okna, nowa elewacja, dach. To tu dwa lata temu przenieśli się państwo B. wraz z synem. Pukamy do drzwi. Otwiera zięć. Spokojnym głosem tłumaczy, że nie mają siły na rozmowę. Chwilę później przychodzi córka ofiar i prosi o uszanowanie żałoby. Obydwoje znikają za drzwiami. I trudno im się dziwić, bo na wieść o tej tragedii w Zagrobach zrobiło się tłoczno od dziennikarzy z kamerami, aparatami, mikrofonami. Ustalenia śledczych wstrząsnęły mieszkańcami, więc ci chętnie rozmawiają, chcąc zrozumieć, co sprawiło, że doszło do takiej okrutnej zbrodni.

- To była bardzo spokojna rodzina, nikt z nas nie może uwierzyć w to, co się stało - przyznaje sąsiadka Wiesława Prusaczyk. - Mieszkam tu od dziecka i nigdy w ich domu nie było żadnych awantur, żadnych niepokojących sytuacji.

- Nie możemy się z tym pogodzić, nie możemy sobie tego wytłumaczyć - dodaje Stanisław Żebrowski, który mieszka naprzeciwko miejsca tragedii. - To bardzo spokojni ludzie. Wszyscy troje byli już na emeryturach i cieszyli się w miarę dobrym zdrowiem. Nie mieli też kłopotów finansowych.

- Jeszcze w piątek widziałem, jak zgodnie krzątali się po podwórku - wtrąca kolejny sąsiad.
Zimą, tak jak większość mieszkańców wsi, częściej siedzieli w domu, pani Monika wychodziła do "sklepu obwoźnego". Po zakupach raczej nie zatrzymywała się na "ploteczki". Wracała do domu. Sąsiedzi mówią, że rodzina z nikim nie była skłócona, ale też nie utrzymywali z nikim bliskich kontaktów towarzyskich. - Latem bardzo dbali o podwórko, matka z synem sadziła kwiaty, pieliła - dodaje jeden z sąsiadów.

- Czasem siadali nieopodal ziemianki, tej w której ich znaleźli, i patrzyli na drogę - wskazuje palcem drugi.

Sąsiedzi wspominają, że kilka lat temu pan Adam bardzo podupadł na zdrowiu, ale ostatnimi czasy było już lepiej. Wszyscy troje byli sprawni, poruszali się samodzielnie.

- Jeszcze dwa tygodnie temu przyjęli księdza po kolędzie - dodaje Stanisław Żebrowski. - Syn wyszedł po plebana, a potem go odprowadził do sąsiadów.

Jednak z relacji mieszkańców wsi wynika, że 59-latek był trochę "niepoukładany" umysłowo. Jak bardzo, tego nikt nie wie. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że mężczyzna się nie leczył. Niektórzy nawet twierdzą, że był takim "dużym dzieckiem", które grzecznie słuchało swoich rodziców.

- Nigdy nie widziałem, żeby pił alkohol, nie palił, nie był agresywny, nie ubliżył nikomu - wylicza sąsiad.

Córka państwa B., mimo że mieszkała ok. 300 km dalej, była częstym gościem w domu rodziców.

- Odwiedzała ich raz w miesiącu, a latem to nawet częściej - mówi sąsiad. - To ona o wszystko dbała. To wykształcona i dobra kobieta. Szkoda, że spotkała ją taka tragedia. Straciła trzy bliskie osoby naraz... Dlaczego jej brat to zrobił? Tę tajemnicę zabrał ze sobą do grobu.

Niektóre imiona zostały zmienione.

Prokurator Maria Kudyba, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łomży:

- Została przeprowadzona sekcja zwłok wszystkich trzech ofiar. Z ustaleń wynika, że ojciec zmarł poprzez uduszenie za pomocą pętli wisielczej. Ponadto na pośladkach i nadgarstkach miał krwiaki. Także poprzez uduszenie pętlą wisielczą zabita została jego żona. 59-letni syn targnął się na własne życie także poprzez powieszenie. Na jego ciele nie było żadnych śladów, które wskazywałby na udział osób trzecich.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna