Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komu milion, komu?

Izabela Krzewska, Anna Gronczewska
Prawdopodobieństwo trafienia szóstki to jeden do czternastu milionów. Jednak ludzie wciąż skreślają szczęśliwe liczby i wygrywają. W 2014 roku szóstkę trafiło dwóch mieszkańców naszego regionu. Główne wygrane w Lotto padły w Suwałkach i Białymstoku.

Ponad 16 milionów złotych - taką wygraną odebrał w ubiegłym roku białostoczanin, który zdał kupon Lotto w kolekturze przy ul. 27 lipca 2 w Białymstoku. Kupił tu pięć zakładów na chybił trafił z Plusem, płacąc 20 złotych. Wygrał prawie 835 tysięcy razy więcej pieniędzy, niż wydał. Liczby 20, 24, 27, 33, 43, 46, które padły w losowaniu 17 kwietnia, przyniosły mu rekordową w województwie podlaskim wygraną - 16 mln 698 tys. zł.

Druga zeszłoroczna "szóstka" padła w Suwałkach. 20 września 2014 r. los uśmiechnął się do osoby, która złożyła kupon w kolekturze przy ul. 11 Listopada 1A/3. Wygrana wyniosła 4 mln 405 tys. 225 zł. To jedyna dotąd "szóstka" w tym mieście.

Co wygrywają podlasianie?

Więcej farta, niż w Lotto, mieszkańcy województwa podlaskiego mieli w ubiegłym roku w Mini Lotto. Tylko w Białymstoku zanotowano trzy główne wygrane (kwoty od 130 tys. zł do 230 tys. zł), dwie w Suwałkach (211,3 tys. zł oraz 302 tys. zł), po jednej w Bielsku Podlaskim (77,8 tys. zł) i Szepietowie (55,6 tys. zł).

Padło też 9 wygranych, w tym dwie duże, w Multi Multi. W czerwcu krajowy rekord, choć pobity zaledwie miesiąc później, należał do osoby, która w podbiałostockim Kleosinie zdała kupon "wart" 2 mln 610 tys. zł. Z kolei tydzień przed świętami Bożego Narodzenia w Suwałkach, w tej samej grze, szczęśliwiec wygrał 1 mln 224 tys. 514 zł.

Wszystko to cieszy, ale patrząc na polską mapę Lottomilionerów Podlaskie i tak wypada dość słabo. W warszawskich kolekturach główną wygraną w historii Lotto wypłacano aż 94 razy, a w Białymstoku - zaledwie 16 razy. W stolicy jest oczywiście więcej mieszkańców, a co za tym idzie, więcej kolektur i graczy. Czasami jednak o wygranej decyduje po prostu łut szczęścia. Dowód? W Białymstoku jest ponad 100 kolektur, w Łomży - 26, w Suwałkach -23, w Augustowie i Grajewie - po 10, a w Łapach tylko 6. A jednak w 1999 r. to właśnie w Łapach padła "szóstka" - wygrana wyniosła 2 mln 515 tys. zł. Rok później główna wygrana padła też w Augustowie, ale była ponad dwa razy mniejsza (niewiele ponad 1 mln zł).
Powód do radości miał też ktoś, kto w 2007 r. złożył szczęśliwy kupon w Michałowie i wygrał 7 mln 311 tys. zł.

Przez 20 lat będzie dostawał 5 tysięcy złotych miesięcznie

O prawdziwym szczęściu może też mówić mieszkaniec podlaskiej gminy Nurzec-Stacja (w pow. siemiatyckim), który w listopadzie ubiegłego roku wygrał tzw. Ekstra Pensję. To najnowsza oferta Totalizatora Sportowego. Należy wytypować - samodzielnie lub na chybił trafił - 5 liczb z 35 oraz 1 z 4. Podlasianin, który złożył kupon w sklepie przy ul. Leśnej 2 w Nurcu-Stacji sam wybrał liczby: 9, 15, 25, 27, 35 i 3. Teraz aż do 2034 r. może wieść spokojne życie, bo co miesiąc, przez 20 lat, na jego konto będzie wpływało 5 tys. zł.

- Wszyscy mieszkańcy zachodzili w głowę, kim może być ta szczęśliwa osoba- przyznaje Piotr Jaszczuk, wójt gminy Nurzec-Stacja. - Rozmawiałem z panią, która prowadzi punkt Lotto i zwierzała się, że teraz ludzie przyjeżdżają aż z sąsiednich gmin i zdają u niej kupony. Mają nadzieję, że to miejsce i im przyniesie szczęście.

Również jedna z białostockich kolektur cieszy się sławą tej "szczęśliwej". W punkcie przy ul. Pogodnej 11a już dwa razy bowiem sprzedano kupony, które przyniosły główne wygrane w Lotto (w 2005 i 2008 r.)
- Nadal nie narzekamy na brak klientów. Czekamy na trzecią "szóstkę" - mówi sympatyczna kobieta zza lady.

Jak grają Polacy?

Okazja, aby stać się milionerem, pojawia się trzy razy w tygodniu. Tyle jest bowiem losowań Lotto. Emocje są tym większe, im wyższa jest kwota do wygrania. Tydzień temu, w sobotę, tysiące graczy z wypiekami na twarzy oglądało losowanie, w którym kumulacja wyniosła aż 23 mln zł. Obstawiono 15 mln zł zakładów. Padły trzy "szóstki" (w Gorzowie Wielkopolskim., Nysie oraz Gdyni), więc każdy właściciel szczęśliwego kuponu odbierze niespełna 7,6 mln zł.

W jaki sposób Polacy najczęściej typują liczby?

- Około 57 procent zakładów zawieranych jest metodą chybił trafił. Im większa kumulacja, tym więcej osób wybiera właśnie tę metodę - zdradza Jarosław Tomaszewski z Totalizatora Sportowego, właściciela marki Lotto.

Pan Wojciech Karpiuk z Białegostoku gra już 27 lat. Nie ma praktycznie tygodnia, żeby nie obstawił w kolekturze jakiegoś zakładu.

- Czasami udawało się trafić "trójkę", "czwórkę". Raz nawet miałem "piątkę", ale dostałem za nią... 41 złotych - wspomina. - Bo wtedy padło aż 90 "piątek". Co miesiąc wydaję na kupony Lotto około 100 zł. Przez tyle lat wydałem już pewnie spory majątek, ale nie tracę nadziei.

Wojciech Karpiuk wspomina, że nałogowym graczem był również jego dziadek. Przez 16 lat obstawiał te same, wybrane przez siebie liczby. Niestety, trafiał tylko "trójki".

- Ja gram albo na chybił trafił, albo patrzę na statystyki. Jeśli jakaś liczba nie padła od 7 losowań, obstawiam, że tym razem tak się stanie - zdradza pan Wojciech. Z jakim skutkiem? - Najwyższa wygrana to 2,5 tys. zł w Multi Multi w roku 1998 r.

Iluzja gracza

- Ludzie mają rozmaite systemy, odprawiają pewnego rodzaju praktyki magiczne, jak chuchanie na kostkę. Iluzja gracza polega na tym, że chciałby on widzieć pewien ład, porządek i zależności w świecie, w którym ich z definicji nie ma i być nie może - zaznacza dr hab. Jan Poleszczuk z Zakładu Metodologii Badań Społecznych i Statystyki na Uniwersytecie w Białymstoku, szef Instytutu Socjologii. - Nie istnieje żadna strategia wygrywająca w grach losowych. Nie można znaleźć systemu na pokonanie matematyki.
W przypadku Lotto prawdopodobieństwo "szóstki" równe jest liczbie różnych zagranych zakładów podzielonych przez liczbę wszystkich kombinacji bez powtórzeń 6 z 49. Inaczej to jak 1 do prawie 14 milionów (a dokładniej do 13 mln 983 tysięcy 816).

Czym w ogóle jest hazard? Najprościej mówiąc, to gra, gdzie przy niewielkim koszcie (za cenę losu za 3 zł), istnieją ogromne możliwości (zysk kilku milionów), przy niewielkim prawdopodobieństwie wygranej. W porównaniu z ciężką, mozolną pracą, hazard daje szybsze zyski i nie wymaga wykształcenia ani specjalnego wysiłku. Przez to jest nęcący. Nie ma znaczenia płeć, ani wiek gracza. Grają młodzi i starsi, kobiety i mężczyźni. Jedni, by poprawić własny los, inni - by wspomóc rodzinę, by czuć się potrzebnym. Oczywistym jest, że gry losowe są bardziej atrakcyjne dla osób z niższych szczebli struktury społecznej, niż dla tych, którzy na biedę nie narzekają.

- Hazard towarzyszy nam od zawsze, bo od zawsze towarzyszy nam bieda i nieszczęście, od którego chcielibyśmy uciec dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i losowi - tłumaczy prof. Poleszczuk. - Hazard to bilet do nieba, do wyimaginowanego szczęścia, raju, poprawy losu itd.

Dodaje jednak przekornie, że może być też biletem do piekła, jeśli te wygrane są ogromne. Z badań psychologicznych wynika, że kiedy gracz jest biedny i wygra np. 10 tys. zł, wyda pieniądze rozsądnie, na to, czego naprawdę potrzebuje. Jeżeli zaś z dnia na dzień wejdzie w posiadanie 5 mln zł, nie umie sobie poradzić z tak ogromną ilością pieniędzy i następuje potężne zaburzenie jego życia.

- Żeby skonsumować duże pieniądze, trzeba mieć do tego odpowiednią wyobraźnię i kompetencje - twierdzą socjologowie.

Poza tym, o ile hazard jest legalny, od ryzyka z nim związanego można się uzależnić dokładnie tak samo jak od heroiny, alkoholu, czy seksu.

Czas na wypłatę

Zgodnie z regulaminami gier liczbowych, wygrane muszą zostać wypłacone w ciągu 60 dni, licząc od następnego dnia po losowaniu. Po upływie tego terminu grającemu przysługuje prawo do składania roszczeń. Przedawniają się po pół roku od losowania.

Czy są przypadki, w których gracze odebrali wysoką wygraną dopiero po długim czasie?

- Chyba najgłośniejsza sprawa długo nieodbieranej wygranej miała miejsce ponad cztery lata temu - wspomina Jarosław Tomaszewski z Totalizatora Sportowego, właściciela marki Lotto. - Pewien szczęśliwiec trafił 25 marca 2010 r. "szóstkę" w Lotto i przez ponad miesiąc nie zgłaszał się po odbiór wygranej - 10,5 mln złotych! Dopiero poszukiwania posiadacza szczęśliwego kuponu za pośrednictwem mediów przyniosły rezultat.

Choć trudno w to uwierzyć, ale zdarza się, że nawet po milionowe wygrane nikt się nie zgłasza.
- W ostatnich latach mieliśmy dwa takie przykłady - zaznacza Jarosław Tomaszewski. Nikt nie odebrał wygranej wartej 17 milionów złotych, która padła w Chojnicach w listopadzie 2012 r. Nikt też nie zgłosił się po prawie 12 milionów złotych wygrane w grudniu 2008 r. na kupon złożony w Wejherowie. Nieodebrane wygrane wróciły do Totalizatora Sportowego, a w konsekwencji do Skarbu Państwa.

Władze PRL nie lubiły gier losowych

Takie sytuacje, że nie wiadomo, kim jest posiadacz szczęśliwego kuponu, nie miałyby miejsca w czasach PRL-u. Wtedy bowiem szczęśliwcy, którzy trafiali szóstki, piątki, a nawet mniejsze wygrane, nie pozostawali anonimowi. Wielu na wysyłanym kuponie podawało imię, nazwisko i adres. Chętnie fotografowali się na tle wygranej syrenki, a nawet domu, który kupili za pieniądze otrzymane dzięki trafieniu szóstki. Ich zdjęcia pojawiały się później w witrynach kolektur, w których wysłano szczęśliwy kupon.

Gry losowe jednak nie były ulubioną rozrywką władz PRL-u. Wychodzono z założenia, że bez pracy nie ma kołaczy. Nie można więc nikomu dawać pieniędzy za nic, czyli za to, że trafnie wytypuje kilka liczb. Dlatego decyzję o tym, że powstanie Totalizator Sportowy, podjęto dopiero w grudniu 1955 roku. Przyczyniło się do tego między innymi to, że brakowało pieniędzy na remont i budowę obiektów sportowych. Dochody z organizowanych gier miały być przeznaczane na ten cel.

Pierwsze zakłady zorganizowano w marcu 1956 roku. Polacy mieli szansę wytypować wyniki dwunastu spotkań polskiej ligi piłkarskiej. W pierwszej grze bezbłędnie wypełniono 13 kuponów, a za główną wygraną płacono 41.000 zł. Nie było wtedy kolektur, więc kupony wysyłano na poczcie. Kolektury pojawiły się wraz z powołaniem wojewódzkich oddziałów Totalizatora Sportowego, a więc pod koniec 1956 roku.

Pierwsze losowanie Toto-Lotka, czyli obecnego Lotto, odbyło się w styczniu 1957 roku. Trzeba było wytypować prawidłowo 6 z czterdziestu dziewięciu liczb. Każda z nich odpowiadała innej dyscyplinie sportowej. Toto-Lotek szybko zaczął zdobywać ogromną popularność. Przede wszystkim dlatego, że dawał realne szanse na wielkie pieniądze. W PRL zaczęli pojawiać się oficjalni milionerzy. Już w 1958 roku padła rekordowa wygrana - 3,4 mln złotych! Za tzw. piątkę z dodatkiem wygrywano ponad 2 mln złotych. Były to ogromne pieniądze, bo średnia płaca wynosiła wtedy 1000 - 1500 złotych. Kiedy na meczu żużlowym Włókniarz Częstochowa--Sparta Wrocław, padł kolejny rekord wygranych - ponad 3,5 mln zł, władzy ludowej przestał się podobać ten wysyp milionerów. Sprawą zajęło się Biuro Polityczne KC PZPR. Stwierdzono, że w socjalistycznym państwie nie powinno być milionerów. Z drugiej strony zdawano sobie sprawę, że Toto-Lotek jest kurą znoszącą złote jaja. Dlatego Główny Urząd Kultury Fizycznej przysłał do Totalizatora Sportowego pismo, zgodnie z którym główna wygrana w Toto-Lotku nie mogła przekroczyć miliona złotych.

Dziś nie ma już milionowego ograniczenia wygranych. Szczęśliwcy, którzy trafili szóstkę, nie chwalą się też wygraną jak milionerzy sprzed lat. Chcą pozostać anonimowi. Ustawa o grach losowych i zakładach wzajemnych nakłada na ich organizatorów obowiązek zapewnienia anonimowości wszystkim graczom.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna