Jestem z wykształcenia nauczycielką wychowania przedszkolnego - mówi pani Małgosia. - Ale w zawodzie pracowałam tylko rok. Po urodzeniu drugiej córki, zrezygnowałam z pracy i zajęłam się tylko dziećmi i domem. I taką mamą na pełen etat byłam, dopóki moje trzy dziewczyny nie dorosły i opuściły dom.
Pierwszą pracę po długiej przerwie podjęła dziesięć lat temu. Dzisiaj Małgosia jest zawodową stylistką, sprzedaje kosmetyki, a do tego została właśnie koordynatorką projektu Miss po 50-ce, który zachęca kobiety w tym wieku do zawalczenia o siebie i zmiany swego życia.
- Ja już to życie zmieniłam, chcę pokazać innym paniom, że warto i trzeba to robić - mówi.
byłam szaloną mamą
Nigdy nie żałowała, że nie robiła kariery, gdy dzieci były małe. Za to Monika, Ela i Magda zawsze mogły na nią liczyć.
- Gdybym pracowała zawodowo, na pewno nie mogłabym poświęcić córkom tyle czasu, ile bym chciała - mówi pani Małgosia. - Chociaż czasem dziewczyny mnie pytały, czemu nie chodzę do pracy, jak inne mamy...
Ale pani Małgosia pracowała na pełnym etacie w domu. Była bardzo aktywna. Codziennie nie tylko dbała o dom, prała, czy robiła obiad, ale też zawoziła córki, już od przedszkola, na rozmaite zajęcia dodatkowe. - Miałam ambicję, aby dać im jak najwięcej. W rozkładzie dnia miały angielski, szkołę muzyczną, lekcje śpiewu, zajęcia rysunkowe, konie. Chciałam aby odkrywały i rozwijały swoje talenty - opowiada.
To powodowało, że była bardzo zajętą mamą. Tym bardziej, że popołudniami potrafiła jeszcze wyskoczyć z dziewczynami na rolki czy rower. A nawet parę razy wsiadła na konie. - Byłam taką trochę szaloną mamą... - przyznaje. - A gdy już dzieci poszły spać, dom był posprzątany, wszystko wyszykowane na jutro do szkoły, miałam czas dla siebie. Co najmniej dwa razy w tygodniu wychodziłam, na gimnastykę czy spotkania z koleżankami - śmieje się. - To moje życie towarzyskie było odskocznią od codzienności.
To co włożyła w wychowanie córek, dało efekty. Teraz mają 34, 30 i 27 lat.
- Dziękują mi, że im ten czas poświęciłam, że miały mnie w zasięgu ręki - mówi Małgosia. - Wszystkie bardzo dobrze radzą sobie w życiu, jestem z nich dumna.
Dwie córki mieszkają w Belgii, Magda jest tam menedżerem sklepu, Ela pracuje w hotelu. Monika wyjechała do Dubaju, jest stewardessą. Ma nimi bardzo dobry kontakt, często się odwiedzają.
Nie będę typową babcia!
Gdy Małgorzata Kosiak miała 42 lata, została babcią. - Wcześnie zostałam mamą - miałam 20 lat, to i babcią szybko zostałam - śmieje się. - Córka z dzieckiem mieszkała z nami jakiś czas. To był wspaniały okres. Pamiętam, że nawet jak prawdziwa babcia, zaczęłam robić na drutach. Mąż załamywał ręce, że już tylko to mnie czeka: telewizor, druty, kapcie, papiloty.
Ale tak się na szczęście nie stało.
- Gdy najmłodsza córka Monika wyjechała z domu, poczułam niesamowitą wolność, ulgę, że w końcu będę miała własną sypialnię, dużo czasu dla siebie - opowiada Małgosia. - Ale miałam posprzątane mieszkanie, ugotowany obiad, mało prania, nie było kogo pilnować. I pamiętam, że zaczęłam mieć nawet stany depresyjne. Nie wiedziałam, co mam ze sobą dalej robić.
Wtedy usłyszała od przyjaciółki, że w mieście (mieszkała wtedy w Bielsku Podlaskim) otwiera się nowa pracownia florystyczna i powinna tam pójść i zacząć pracować.
- Zawsze miałam zdolności florystyczne. Mój dom był zawsze inny, okna inaczej udekorowane niż u znajomych, robiłam różne ozdoby. Potrafiłam z regału zrobić komody. Sama, z pomocą malarza, wyremontowałam i urządziłam mieszkanie, do którego się przenieśliśmy. Ten zmysł artystyczny zawsze we mnie był, ale realizowałam się do tamtej pory w zaciszu domowym. Poszłam do tej pracowni, nie mając ukończonych żadnych kursów, właścicielka pokazała mi , jak układa się bukiety. Szybko to lapnęłam. I zaczęłam pracę. To było coś, co uwielbiałam robić. Ale po roku, stwierdziłam, że nie nadaję się do pracy, gdzie ktoś mi coś każe. Odeszłam. Znowu wpadłam w kontrolowaną depresję. Mąż zachęcił mnie wtedy, abym założyła swoją kwiaciarnię. Zawsze mnie zresztą wspierał we wszystkim, tak jak córki.
I tak się stało. Przez trzy kolejne lata Małgorzata realizowała swoją pasję we własnej, artystycznej kwiaciarni. Musiała nauczyć się prowadzić firmę, a przede wszystkim - obsługiwać komputer. To była na początek czarna magia. Ale przy pomocy męża udało się.
- W międzyczasie zobaczyłam gdzieś ogłoszenie o szkole stylizacji i wizażu - opowiada. - To był impuls. Zawsze byłam inaczej ubrana, radziłam sobie gdy w sklepach nic nie było, potrafiłam coś uszyć, przerobić, wykombinować. Koleżanki nieraz zazdrościły mi ubrań. Jako dziecko zrobiłam sobie buty na wysokim obcasie, przybijając do sandałek obcasy z butów siostry. Wszyscy myśleli, że to buty oryginalne. Ja w nich chodziłam.
Szkoła okazała się strzałem w dziesiątkę. - Nauczyłam się makijażu, analizy kolorystycznej. Przygotowała mnie technicznie do nowej pracy.
Małgorzata zamknęła kwiaciarnię i przeniosła się do Białegostoku. Tu rozpoczęła nowe życie jako stylistka.
Dopiero się rozkręcam
- Nigdy nie zapomnę swojego pierwszego klienta. Chciał kupić buty do garnituru. Bałam się niesamowicie. Zadzwoniłam do szefowej szkoły, pytając, jak mam to robić, jak się zachowywać - wspomina dzisiaj Małgosia. - Ale wszystko poszło bardzo dobrze, klient był zadowolony, ja też, to mi dało kopa do dalszej pracy.
Zaczęło pojawiać się coraz więcej klientów. - Uwielbiam, gdy przychodzi do mnie szara myszka, ja przeglądam jej szafę, robię analizę kolorystyczną, wyrzucamy to, czego nie powinna nosić, pokazujemy atuty, chowamy niedoskonałości i z szarej myszki robi się elegancka kobieta z klasą - zaznacza. - Moja radość jest wtedy nieograniczona. Ja właściwie nigdy nie jestem w pracy, bo kocham to, co robię.
Małgosia specjalizuje się w wizerunku biznesowym. Najbardziej ceni klasykę - jak mówi, jest ponadczasowa i ponadklasowa.
- Uważam też, że bardzo ważnym elementem wizerunku są buty, a u kobiet jeszcze torebka. Warto je mieć jak najlepszej jakości - mówi. Sama marzy o butach Louboutina. - Kiedyś będę je mieć - jest przekonana.
Choć spełnia się zawodowo, ciągle szuka nowych wyzwań. Dlatego prowadzi też szkolenia. - Musiałam najpierw nauczyć się występować publicznie, pokonywać ogromny stres z tym związany. To był kolejny element mojego rozwoju.
Promuje też kosmetyki, w Polsce i na świecie. A niedawno została koordynatorką projektu Miss po 50-ce.
- To nie jest typowy konkurs piękności - zaznacza. - Tu chodzi o rozwój, promocję siebie, pokazanie, że panie po 50-tce mają jeszcze wiele do powiedzenia. Ja jestem takim przykładem, że warto wyjść z domu i coś dla siebie zrobić. Ja mam 53 lata i dopiero się rozkręcam.
Projekt Miss po 50ce.
Celem konkursu jest wsparcie i aktywizacja zawodowa oraz społeczna kobiet po 50ce, zwrócenie uwagi na problemy odsunięcia, często wykluczenia zawodowego, spadku ich "samooceny" a także uświadomienie, iż życie po pięćdziesiątce może mieć wciąż ogromną wartość i koloryt. Jego zadaniem jest propagowanie kobiet, które pomimo przekroczenia progu pięćdziesiątego roku życia, nadal pozostają piękne w każdym wymiarze, aktywne życiowo lub pełne pasji, marzeń i sukcesów, bez względu na to czy mieszkają w małej wiosce czy też w wielkim mieście.
Zgłosić się mogą wszystkie panie po 50 r.ż. Wiek, wygląd nie mają tu większego znaczenia - liczy się chęć zmiany, przeżycia fantastycznej przygody. Zgłoszenia przyjmowane są do końca kwietnia. Szczegóły są na stronie www.misspo50ce.pl.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?