Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były kanclerz PWSZ. Znajdował się na świeczniku, a okazał się pospolitym oszustem

Tomasz Kubaszewski
Jego znajomi twierdzą, że 62-letni dzisiaj Z. Siemaszko sam do Polski nie zamierza wrócić
Jego znajomi twierdzą, że 62-letni dzisiaj Z. Siemaszko sam do Polski nie zamierza wrócić H. Wysocka
Choć był tylko kanclerzem, suwalską Państwową Wyższą Szkołą Zawodową rządził niepodzielnie. Należał też do grona najważniejszym osób w mieście. Dzisiaj Zdzisława Siemaszkę prokuratura ściga listem gończym. Na razie - krajowym. Niedługo jednak będzie to list międzynarodowy.

To dziecko suwalskiego układu władzy - mówi osoba blisko związana z PWSZ, zastrzegająca sobie jednak nazwisko do wiadomości redakcji.

- Ten układ go wykreował, a potem przymykał oczy na kolejne występki. Dzisiaj listem gończym powinni być ścigani ci wszyscy, którzy Siemaszkę na najważniejsze stanowiska wydźwignęli i go tolerowali. Sam kanclerzem się przecież nie zrobił.

Siemaszko wyjechał tymczasem z Polski. Na Facebooku zamieszcza zdjęcia z różnych części świata. Jest opalony i zadowolony z życia. Polskie organy ścigania ma w głębokim poważaniu. A - w myśl zarzutu - za przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej grozi mu do 10 lat więzienia.

Plagiat? I co z tego

Był nauczycielem matematyki. Miał 38 lat, gdy w 1991 roku został dyrektorem Zespołu Szkół Zawodowych w Suwałkach. Ale na krótko.

- Pojawiło się wiele wątpliwości dotyczących uczciwości tej osoby - mówi były kurator oświaty w ówczesnym woj. suwalskim, a dzisiejszy poseł Jarosław Zieliński. - Dochodziły do mnie wiarygodne informacje na temat różnych podejrzanych przedsięwzięć gospodarczych prowadzonych przez tego pana. Dlatego powołałem go tylko na rok, a nie na pełną kadencję, mimo protestów organizowanych m.in. przez ZNP i środowiska postkomunistyczne.

Po roku, kiedy Siemaszko przestał być dyrektorem, nikt już nie protestował. Potem na wiele lat zniknął z życia publicznego miasta.

Objawił się na powrót po 2002 r. Wtedy wybory prezydenckie w Suwałkach wygrał Józef Gajewski reprezentujący SLD. Był zasłużonym dla władzy ludowej działaczem. Po raz pierwszy prezydentem miasta został w 1981 roku, w kilka dni po wprowadzeniu stanu wojennego.

Ze swojego dobrego znajomego Zdzisława Siemaszki zrobił w 2003 roku dyrektora Ośrodka Sportu i Rekreacji. Niedługo potem w mieście zaczęła powstawać uczelnia wyższa. Było to w czasach rządów SLD nie tylko w mieście, ale i w regionie. Formalnie to zarząd województwa pod kierownictwem marszałka Janusza Krzyżew-skiego podejmował najważniejsze decyzje. Ale niektórych kandydatów na stanowiska, jak choćby pełnomocnika do spraw tworzenia szkoły, zgłaszał prezydent Suwałk. Wśród pierwszych zatrudnionych znalazła się synowa Gajewskiego oraz żona jego zastępcy.

Kiedy więc Zdzisławowi Siemaszce znudziła się praca dyrektora OSiR, bez żadnego problemu przeszedł na stanowisko kanclerza uczelni. Został nim w połowie ubiegłej dekady. Był też miejskim radnym z ugrupowania Gajewskiego.

Funkcję rektorów uczelni od początku sprawowały osoby mieszkające poza miastem - albo w Białymstoku, albo w Warszawie. W szkole pojawiały się rzadko. Na miejscu cały czas był natomiast kanclerz. To on dbał o to, by rektor i wykładowcy mieli odpowiednie pensje, a ich krótkie pobyty w Suwałkach przebiegały bezproblemowo. Wszystkim taki układ bardzo pasował.

Pozycja Siemaszki stawała się coraz silniejsza. Nic mu nie mogło zaszkodzić. Ani to, że uczelnianymi, czyli publicznymi pieniędzmi, wspiera gazetkę swojego syna, którą wydawał z innym aktywistą SLD, ani nawet oskarżenie o plagiat. O tej ostatniej sprawie głośno było w całej Polsce. Siemaszko skopiował pracę z bhp. Bo takie studia podyplomowe robił. Został za to skazany na karę więzienia w zawieszeniu. Ten wyrok sprawił, że z urzędu stracił mandat suwalskiego radnego. Natomiast na kanclerskim stanowisku pozostał. Rektor Jerzy Sikorski nie uważał bowiem, że pracownik uczelni wyższej, który popełnił plagiat, uczelnię tę kompromituje.

Siemaszce grunt po nogami zaczął palić się dopiero wtedy, gdy w 2012 postanowił przeforsować własną kandydatkę na stanowisko rektora. Wtedy wyszło na jaw, że kanclerz nie zapłacił za wesele syna, które odbywało się w uczelnianym patio. Co więcej - kazał jednej z pracownic sfałszować fakturę opiewającą na 3,6 tys. zł. Stało to się wówczas, gdy sprawą zainteresowała się nasza gazeta. Dziennikarza rektor Sikorski zaprosił do siebie. Pracownica przyniosła wielki segregator z dokumentami. Żeby nie było podejrzeń, faktura wpięta była w sam środek.
- Wtedy nie miałem pojęcia, że ten dokument jest sfałszowany - zapewnia rektor Sikorski. - Wyszło to dużo później.

Rektor postanowił zwolnić kanclerza dyscyplinarnie. Ten jednak broni nie składał. Osoby z jego otoczenia próbowały zainteresować dziennikarzy osobą Sikorskiego - że niby jest beznadziejnym rektorem.

- To był okres prawdziwej wojny - wspomina prof. Sikorski. - Przez pewien czas bałem się nawet o swoje bezpieczeństwo.

Siemaszko jednak na uczelnię już nie wrócił, a Sikorski pozostał rektorem.

Zarzutów coraz więcej

Były kanclerz szukał pracy. Chciał się zatrudnić w jednej z suwalskich szkół średnich. Jej dyrektor zachwalał nawet Siemaszkę jako bardzo dobrego matematyka. Prawdopodobnie doszedł jednak w końcu do wniosku, że zatrudnienie osoby, która popełniła plagiat i kazała sfałszować fakturę zbyt dobrym pomysłem nie jest. Siemaszko pracy więc nie dostał.

W sierpniu 2012 sprawą faktury za wesele syna zajął się sąd. Kiedy wyszło to na światło dzienne, Siemaszko należność uregulował - po ponad roku od wesela. W sądzie skorzystał z możliwości dobrowolnego poddania się karze. Przyznał się i wyraził skruchę. Został skazany na rok więzienia w zawieszeniu oraz 1000 złotych grzywny.

Wydawało się wówczas, że to już koniec tej afery oraz kariery jednego z najbardziej wpływowych suwalczan.

Niedługo potem okazało się jednak, iż do prokuratury dotarły kolejne informacje związane z działalnością byłego kanclerza w PWSZ. Skąd się wzięły? Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy suwalskiej prokuratury, nie chce tego ujawnić. Z naszych informacji wynika jednak, że doniesienie sporządzili niektórzy pracownicy PWSZ. - Postanowili, że Siemaszkę wykończą - twierdzi osoba związana z uczelnią.

Suwalscy śledczy odmawiają podania szczegółów, żeby, jak tłumaczą, nie ułatwić sprawy podejrzanemu. Wiadomo jedynie, że wcześniej Siemaszce planowano przedstawić dwa zarzuty. Jeden z nich dotyczy sfałszowania kolejnego dokumentu. Od niedawna tych zarzutów jest więcej. Zwiększyła się także kwota korzyści materialnej, jaką były kanclerz osiągnął. Tej sumy śledczy też nie chcą podać.

Do prokuratury wzywali Siemaszkę parokrotnie, ale się nie stawiał. Wtedy okazało się, że wyjechał z Polski. Z jego profilu na Facebooku wynika, że przynajmniej na początku był w Australii. Gdzie jest teraz, nikt nie wie.

- To prawdziwy skandal, że ktoś taki przez tyle lat pełnił ważne funkcje - komentuje poseł Zieliński. - Takie są, niestety, standardy w naszym życiu publicznym.

- Odziedziczyłem tego pana po moich poprzednikach - tłumaczy rektor Sikorski. - Pozbyłem się tak szybko, jak to było możliwe.
Mogą go deportować. Międzynarodowy list gończy będzie oznaczał, że jeśli Zdzisław Siemaszko pojawi się na terenie Unii Europejskiej, zostanie natychmiast zatrzymany. Ale, jak mówi suwalski prokurator Ryszard Tomkiewicz, śledczy nie będą na to czekać. Zamierzają ustalić miejsce pobytu podejrzanego, doprowadzić do jego zatrzymania i deportacji do Polski.

- Myślę, że są na to spore szanse - dodaje Tomkiewicz. Ale jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy śledczy znają obecny adres Siemaszki, czy nie, udzielić nie chce.

Przestępstwa, za które były kanclerz jest ścigany, przedawnią się dopiero za 20 lat.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna