Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Nazarko. Pan na zamku rozwija skrzydła

Maryla Pawlak-Żalikowska
Wojciech Wojtkielewicz
To nie jest na sprzedaż. Nie jest! - woła Jacek Nazarko stojąc w progu wybudowanego przez siebie zamku w Tykocinie. Ubrany w kontusz Chorągwi Hetmana Czarnieckiego na szczęście nie sięga po szablę, żeby mnie przekonać do porzucenia tego wątku rozmowy.

Jacek Nazarko

Jacek Nazarko

- właściciel białostockiej firmy budowlanej MarkBud, ma obecnie 65 lat. Odbudowie tykocińskiego zamku poświęcił prawie jedną czwartą życia. Ile ta pasja pochłonęła pieniędzy? Tego nigdy nie chciał zdradzić (żartuje, że kwota 12 milionów, jaka czasem pada, była rzucona tylko "na rybkę"). Zapewnia jednak, że ani grosz z tego nie pochodził z dotacji unijnych.

Pasjonata historii Polski i królewskich dziejów Podlasia urzekła burzliwa historia tej warowni w Tykocinie. Zamek stał tam od początku XV wieku, jako własność rodu Gasztołdów. Spalony przez ludzi Radziwiłłów, posiadających wówczas zameczek w pobliskim Waniewie, był potem własnością Zygmunta Starego. Rozbudowany został przez Zygmunta Augusta. Oblegany podczas potopu szwedzkiego trafił w XVII w. w ręce hetmana Czarnieckiego, a potem Jana Klemensa Branickiego. W XVIII w. najpierw spłonął, a potem zniszczyła go powódź.

Dzięki pasji i uporowi Jacka Nazarko Tykocin robi się coraz ważniejszym punktem na polskiej mapie turystycznej. Zresztą, nie tylko polskiej. I dziś już mało kto pamięta, jaką sensacją było, gdy pod koniec lat 90. XX w. budowlaniec z Białegostoku, wbrew śmiechom czy wątpliwościom wielu osób, postanowił na kupionej w przetargu ziemi przypomnieć wszem i wobec, że kiedyś była tu jedna z ważniejszych warowni Europy.

Bez trudu da się więc zrozumieć, dlaczego potem Jacek Nazarko nie chciał rozmawiać o sprzedaży zamku... Nawet wtedy, gdy coś takiego snuło mu się po głowie. A snuło się, gdy rozmawialiśmy dwa lata temu:

- Serce mi mówi: nie sprzedawaj, ale rozum ostrzega, że w obecnych realiach spowolnienia gospodarczego nie mam już kolejnych 15 lat, aby dokończyć tę budowlę w takim kształcie, jak należy - rozważał niechętnie, bo to przedsięwzięcie było i jest nadal spełnieniem jego wielkiego marzenia. Zaczął przecież odbudowywać warownię, bo nie chciał się pogodzić, aby ten podlaski Wawel, gdzie były skarby Jagiellonów, tykocińskie arrasy, biblioteka królewska, czyli miejsce wyjątkowe, odwiedzane przez Zygmunta Augusta, Zygmunta III, Stefana Batorego i Władysława IV, staczało się na śmietnik historii, przysłonięte statusem i problemami podlaskiej wsi.

Sprzedać zamek? A w życiu!

Pogłoska o możliwości sprzedaży tykocińskiego zamku przez jego współczesnego budowniczego budziła więc zainteresowanie w całym kraju. Mimo że nieruchomości zamkowo-pałacowych wystawionych na sprzedaż jest w Polsce sporo. Wystarczy zerknąć na portale, zajmujące się handlem nieruchomościami. Na przykład zamek w Kręgu w woj. kujawsko-pomorskim można kupić za 16 mln zł (zbudowany w 1979 r.), pałac bankiera z Wrocławia za jedyne 15 milionów (powstał w latach 70. XIX w.), a pałac w Ostródzie za 12 mln zł. Można tu też jako ciekawostkę deweloperską wspomnieć, że "nieruchomość" zbudowana przez Jacka Nazarkę - mimo że powstała współcześnie - jest niezwykła. Budowlaniec ten dysponuje bowiem szeroką wiedzą na temat obróbki starych materiałów, konserwacji zabytków i zasad ich rekonstrukcji. Stąd też w tykocińskim zamku została odwzorowana np. wysokość czy rozpiętość łuków w piwnicach, dawny układ sali biesiadnej i kuchni sprzed wieków. Mimo, że zastosowano tu technologie XXI wieku. Przykładowo - ogrzewanie zamku jest posegmentowane, więc jeśli jakieś pomieszczenia akurat nie są używane, to można ich temperaturę obniżyć do niezbędnego tylko poziomu.

Albo Piec Wielki Modry stojący w Sali Szklanej zamku - zrekonstruowany został na podstawie fragmentów kafli z XVIII wieku, odnalezionych podczas badań archeologicznych. Ale grzejące tu dziś kafle zostały wypalone współcześnie w podbiałostockich Olmontach, a ich ciepło pochodzi z... elektrycznych grzałek zainstalowanych w "brzuchu" pieca i włączanych "pstryczkiem" w pomieszczeniu obok.

Ewenementem jest także zamkowa kuchnia - nawet w największe upały i podczas przygotowywania największych uczt temperatura oscyluje tu wokół 20 stopni, mimo braku klimatyzacji! Został tu bowiem zastosowany wymiennik gruntowy, wykorzystujący stałą temperaturę, która stabilizuje się poniżej granicy przemarzania gruntu, czyli na głębokości 1,2 m.

Zamek nie jest jednak dla jego właściciela tylko zwykłą nieruchomością. Jest jego pasją wyrosłą z sentymentów młodości, gdy siadywał na ruinach tej królewskiej warowni. Miejsca, w którym równo 310 lat temu August II Mocny ustanowił Order Orła Białego - najstarsze i najwyższe odznaczenie państwowe Rzeczypospolitej Polskiej, nadawane "za znamienite zasługi cywilne i wojskowe dla pożytku Rzeczypospolitej Polskiej, położone zarówno w czasie pokoju, jak i w czasie wojny".

Dwa lata temu pan Jacek zapewniał, że stworzy na zamku minimuzeum tego Orderu. I tak zrobił - jesienią 2013 roku.

- Skromne jest bardzo - pokazuje dziś niewielką gablotę w jednej z sal. Widzimy order przypięty do błękitnej wstęgi i sprowadzoną z Moskwy rycinę z lat współczesnych Augustowi II Mocnemu. - Ale z czego ma być bogate? Pamiątki tych czasów się tu nie zachowały...

Piękne sklepienia zamkowych piwnic są teraz malowniczym tłem gawęd o skarbie koronnym, przechowywanym tu za czasów Anny Jagiellonki, czy też o grobowcu Zygmunta Augusta, którego serce jest nadal nieodkrytym skarbem zamurowanym pewnie gdzieś w pobliżu. Może w Knyszynie... Tak więc tykociński zamek dla Jacka Nazarki zwykłą nieruchomością nie jest, a temat sprzedaży już nie istnieje.

- Dzis tematem dla zamku ważnym jest jego rozbudowa - mówi nam gospodarz tykocińskiej warowni. - Podchodzimy do jej trzeciego etapu: postawimy kolejne skrzydło i zamkniemy dziedziniec. Dyskusyjna jest tylko forma odbudowy - zaznacza. - Bo o ile na temat już istniejącej zabudowy wiedzieliśmy stosunkowe dużo, o tyle o tej części warowni nie wiemy nic. Zniszczono ją jeszcze w czasach szwedzkich i nigdy nie była odbudowana. Na tych dwóch poprzednich skrzydłach były choć fragmenty fundamentów, a tu są tylko jakieś resztki kamiennych ław fundamentowych.

Co lubią tygrysy

Przed inwestorem-pasjonatem staje więc poważne wyzwanie, bo w nowej części budowli ma powstać sala o wymiarach koncertowej, ze stopniowaną podłogą i doskonałą akustyką. - Rośnie nam tu coraz bardziej zapotrzebowanie na imprezy przyciągające 200-300 osób - wyjaśnia Jacek Nazarko. - Rozbudowana będzie także część hotelowa. Teraz jest siedem pokoi na kilkanaście osób. Będzie na 150.

Jakie imprezy miałyby się tu odbywać? A choćby festiwale muzyki dawnej.

- Przecież Białystok nie ma takiego klimatu jak królewska warownia - mówi z przekonaniem wielbiciel tykocińskiej przeszłości i wizjoner przyszłości. - O! Zaledwie kilka dni temu był u nas Męski Chór Szantowy Zawisza Czarny z Gdańska - opowiada. - Najpierw koncertował na festiwalu Kopyść, ale jak zaśpiewał u nas, to dopiero był efekt! Akustyka sali zamkowej zrobiła swoje.

Nazarko przyznaje, że jeszcze dwa lata temu patrzył w przyszłość z niepokojem,

- Ale dziś jestem pewien, że budowa tego obiektu to była dobra decyzja - dodaje.

Jednym ze źródeł optymizmu "pana na zamku" jest zapowiadająca się coraz lepiej współpraca z Litwinami.

- Razem z muzeum z Kiejdanach (jego właścicielami od XVI do XIX wieku byli Radziwiłłowie - przyp. red.), z litewskimi firmami turystycznymi, budujemy szlak Radziwiłłów - mówi z dumą pan Jacek. - Na tym naszym pograniczu naprawdę istnieje coś takiego jak resentyment do tego rodu, podobnie jak do rodu Gasztołdów, którzy byli przecież właścicielami Tykocina. A to jest świetny pretekst do nawiązywania prawdziwej, wynikającej z potrzeb, a nie z pustych haseł współpracy. W ten pomysł włączają się nasze gminy nadnarwiańskie. Poza tym, dwa lata temu byliśmy na Litwie na konferencji historycznej w Kiejdanach. A 6 grudnia 2014 to my zorganizowaliśmy tutaj konferencję. I okazało się, że to jest to, co lubią tygrysy.

Jacek Nazarko cieszy się, że w Waniewie w gminie Sokoły archeolodzy z Polskiej Akademii Nauk odnaleźli szczątki zamku Radziwiłłów. Perspektywa na turystyczno-historyczną współpracę maluje się więc całkiem przyjemnie. Radziwiłłowski szlak miałby wieść od Waniewa przez Tykocin aż po litewskie Kiejdany.

- A gdyby jeszcze dało się potem skręcić na Nieśwież na Białorusi (był w rękach Radziwiłłów od pierwszej połowy XVI wieku - przyp .red.) - kombinuje pan Jacek. - Zresztą Białorusini już uczestniczyli w tych naszych rozmowach o szlaku, więc szansa jest.

Nie tylko bigos i kiełbacha

Jacek Nazarko przypomina argumenty logistyczne przemawiające za możliwością odbudowy świetności tych terenów: Tykocin leży na starej trasie z Wilna do Warszawy. Dzięki zmodernizowanej drodze 671 pędzi się teraz nią łatwo samochodem przez Korycin, Knyszyn, Tykocin i Jeżewo. I zamiast oglądać Podlasie przez ekrany przy trasie szybkiego ruchu, można je oglądać przez pryzmat historii.

- A do ludzi - przekonuje dalej - można przemawiać nie tylko organizując wspólne dla pogranicza imprezy. Ważne jest także przemawianie przez kuchnię. Dlatego wyrzucamy z jadłospisu kurczaki! Wprowadzamy ryby i wołowinę. Wołowinę naszą, ryby z królewskiej hodowli w Knyszynie. Sery korycińskie... To może trochę dalej, ale też nasze przecież! - wylicza i przypomina, że kuchnia polska to nie tylko bigos i kiełbachy: - Jej fundamentem od czasów królowej Bony jest kuchnia włoska. Dlatego rozrasta nam się zamkowy ogród, a w nim połacie własnych ziół, pasternak czy topinambur, który przypłynął do nas z Ameryki, a teraz przeżywa renesans. Twierdza w Tykocinie to był przecież królewski zamek! Jedzono tu ostrygi lub np. zupę piwną gramatykę o słodkim smaku (ulubiona Zygmunta Starego - przyp. red.).

Zdaniem Nazarki, Podlaskie nie docenia roli turystyki. Zamek w białoruskim Mirze odwiedza rocznie prawie 2 miliony ludzi, a Białowieżę - zaledwie 200 tysięcy turystów.

- Na Litwie czy nawet Białorusi inaczej kreuje się ośrodki turystyczne, nie rozprasza się sił - zaznacza "kustosz" muzeum Orderu Orła Białego. - To w tychże ośrodkach turystycznych powinny skupiać się hotele, rozrywki, a na reszcie terenów zostawmy ciszę jezior czy puszczy...

Na tykociński zamek trafiają turyści z Hiszpanii, Ameryki. Bywają tu Szwajcarzy, którzy chcą wsłuchać się w odgłosy natury nad Narwią.

- Mamy unikalne krajobrazy, a nie umiemy o nie dbać tak na co dzień - podkreśla Nazarko. - Bez pompy, bez wielkich ustaw i protestów organizacji ekologicznych. Dlaczego nikt nie jest w stanie pozbyć się ruin rozwalonych baraków szpecących widok przed tykocińskim mostem? - Nazarko wadzi się z teraźniejszością.

Ale już po chwili zahacza wzrokiem o bocianie gniazdo stojące na specjalnym słupie przy zamku: - Już przyleciały - mówi z uśmiechem. - Można je obserwować z zamkowej baszty. To to, co kocham.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna