Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Frankowicze. Z Białegostoku pod Pałac Prezydencki

Aneta Boruch
Podlascy frankowicze zorganizowali w lutym protest w centrum Białegostoku.
Podlascy frankowicze zorganizowali w lutym protest w centrum Białegostoku. Archiwum
Kilka lat temu zaciągnęli kredyty we frankach szwajcarskich. W wyniku zawirowań na rynkach walutowych wpadli w pętlę zadłużenia, a kwota do spłacenia niejednokrotnie podwoiła się. Nie chcą się z tym pogodzić i walczą o zmiany umów z systemem bankowym.

Prawie 5 tysięcy osób z całej Polski, które czują się pokrzywdzone przez banki, demonstrowało w minioną sobotę pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Manifestację zorganizowało stowarzyszenie "Bankowe Bezprawie". W gronie protestujących znaleźli się również białostoczanie, w tym przedstawiciele stowarzyszenia Profuturis Podlasie.

Coraz wyższe raty, coraz większy dług

Alicja Dąbrowska i jej mąż zaczęli w 2007 roku budowę domu. Domek liczył 120 metrów powierzchni, kosztorys opiewał na 254 tys. zł. Małżonkowie kupili działkę i postawili stan surowy za własne pieniądze, ale na wykończenie funduszy im zabrakło. Zdecydowali się więc na zaciągnięcie kredytu hipotecznego. Trafili do jednego z reklamowanych w telewizji banków.

- Przedstawiono mi dwie oferty kredytu: złotowego i złotowego indeksowanego do franka szwajcarskiego - opowiada pani Alicja. - Z tych propozycji i wyliczeń wyraźnie wynikało, że ten drugi jest znacznie korzystniejszy.

Obliczona i zapisana w umowie rata kredytu - udzielonego na 16 lat - wynosi 892 zł miesięcznie. Rata kredytu złotowego miała wynosić 1200 zł miesięcznie.

- Tylko głupiec chciałby płacić więcej! - podkreśla pani Alicja. - A kiedy już wybrałam już ten "bardziej atrakcyjny" kredyt, to pani doradca przekonywała mnie jeszcze, że taki dobry produkt na 150 tysięcy złotych jest dla mnie niewystarczający. I cały czas namawiała mnie do wzięcia kredytu na 300 tysięcy złotych, na co się na szczęście nie zgodziłam.

Państwo Dąbrowscy w 2008 roku zaciągnęli więc 125 tys. złotych kredytu indeksowanego do franka szwajcarskiego. Po siedmiu latach spłacili już bankowi kwotę około 100 tysięcy złotych. Ale kapitał do spłaty wciąż rośnie i - w związku ze zmianą kursu franka - wynosi w tej chwili 170 tys. zł.

- To więcej, niż wzięłam - denerwuje się pani Alicja. - Do tego dochodzą odsetki i marża. Łykam już leki uspokajające, bo rata jest coraz wyższa i teraz już wynosi ponad 1600 zł miesięcznie! Mój dług jest więc coraz większy.

Pętla na szyi

- Mamy pętlę zadłużenia na szyi - opowiada z kolei historię swojej rodziny Henryk Piotrowski. - Pakujemy pieniądze w studnię bez dna, a końca nie widać.

Piotrowscy kredyt wzięli również siedem lat temu. W różnych bankach usłyszeli wtedy, że nie stać ich na kredyt złotówkowy. - I wszędzie proponowano nam frankowy - podkreśla Henryk.

Zaciągnęli więc kredyt indeksowany do franka szwajcarskiego w wysokości 187 tysięcy zł. Spłacają regularnie - bankowi oddali już około 80 tys. zło. A do spłaty nadal jest... 286 tys. zł. Nieruchomość zastawiona jest na 170 procent wartości kredytu.

- To niedopuszczalne, żeby w państwie polskim klient, który przychodzi do banku, mający zdolność kredytową i własne pieniądze na wkład, był oszukiwany - mówi zdenerwowana Teresa Piotrowska.

Rata frankowego kredytu małżonków P. wynosiła na początku około 900 złotych miesięcznie, bo doradca kredytowy ocenił, że nie stać ich na spłacanie 1200 złotych raty kredytu złotowego. - Paradoksalnie teraz spłacamy co miesiąc 1200 lub nawet więcej i bank nie widzi w tym nic złego - ironizuje Henryk Piotrowski.

Rata? Prawie 5 tys. zł miesięcznie

Michał Różański do kredytu po raz pierwszy przymierzał się w 2004 roku, jednak wtedy bank mu odmówił. Po około dwóch latach odezwał się do niego doradca z banku, który poinformował go, że Różański już ma zdolność kredytową i że w związku z tym ma dla niego bardzo dobrą ofertę.

- I tak naprawdę dopiero wtedy zaczęliśmy szukać z żoną jakichś nieruchomości do kupna - wspomina pan Michał.

Różański miał wtedy dom poza Białymstokiem, ale pod wpływem zachęty z banku zdecydował się na kupno większego, w Białymstoku. Zaciągnął kredyt na 600 tysięcy złotych, indeksowany do franka. Spłacał i nadal spłaca go bez problemu. Tyle że na początku jego rata wynosiła 2100 zł miesięcznie, a dziś musi oddać bankowi... 4800 zł. Cała kwota kredytu do spłaty wynosi aktualnie 1 milion 200 tysięcy zł. Pomimo, że kredytobiorca spłacił już ponad 500 tysięcy złotych!

Walczą z niedozwolonymi zapisami

Wszyscy nasi rozmówcy czują się pokrzywdzeni i wprowadzeni przez banki w błąd.

- Pytaliśmy w banku przed podpisaniem umowy o konsekwencje kredytu indeksowanego, o to, co będzie jeśli np. frank w ciągu jednego dnia drastycznie podskoczy w górę - tłumaczy Teresa Piotrowska. - Usłyszeliśmy, że absolutnie to się nie może zdarzyć i że maksymalnie w ciągu dziesięciu lat frank może podskoczyć o 20 procent. Poczuliśmy się wtedy tym uspokojeni.

- Myślałam, że nawet jeśli dojdzie do jakiegoś czarnego scenariusza i stracę z 10 procent, to tragedii nie będzie - opowiada Alicja Dąbrowska. - A mój kredyt się podwoił i muszę spłacić dwieście procent tego, co wzięłam.

Frankowicze postanowili walczyć o swoje prawa, bo uważają, że w umowach kredytowych znalazły się niedozwolone zapisy.

- Niedopuszczalne jest, że bank stosuje kurs franka, jaki sobie sam określi - uważa Alicja Dąbrowska. - Są wyroki sądów na ten temat.

- W naszej umowie jest zapis, że gdy w okresie obowiązywania umowy wartość kredytu przekroczy wartość nieruchomości, to bank może zażądać dodatkowych zabezpieczeń - opowiada Henryk Piotrowski. - Tymczasem sądy stosownymi rozstrzygnięciami już zabroniły takich praktyk.

Szukając ludzi w podobnej sytuacji i sposobów wyjścia z kredytowych kłopotów, białostoczanie znaleźli w internecie informację o Stowarzyszeniu Profuturis z Krakowa. I postanowili do niego dołączyć.

W lutym br. zorganizowali w centrum Białegostoku protest. Na transparentach napisali m.in.: "Bank to nie kasyno" oraz "Lichwa".
Aktualnie do podlaskiego oddziału stowarzyszenia należy już około 70 osób. Raz w tygodniu, w środy, spotykają się w jednej z białostockich restauracji w centrum miasta. Łączy ich bowiem wspólny problem - mają indeksowane kredyty. Mają też żal do władz, że nie wspierają obywateli w zmaganiach z bankami.

- Rząd polski nam nie pomaga, wręcz odwrotnie - uważa Michał Różański.

Dlatego np. pani Alicja skierowała już sprawę do kancelarii prawnej w Warszawie.

- Liczę, że dzięki działaniom prawników zapisy w mojej umowie zostaną zmienione - mówi Dąbrowska. - Zrobiłam to, ponieważ bank mi odpowiedział, że nie usunie klauzul niedozwolonych z mojej umowy i że może mu to nakazać tylko sąd.

- Ale dochodzenie roszczeń przed sądem sporo kosztuje, dlatego nie każdy decyduje się na drogę prawną - podkreśla Michał Różański.

Dlatego też Stowarzyszenie Profuturis pomaga kredytobiorcom, kontaktując ze sobą grupy osób, które mają kredyty w tym samym banku. Jeśli zbierze się ich minimum dziesięć, można kierować do sądu pozew zbiorowy, który jest tańszy niż indywidualny.
Stowarzyszenie organizuje też grupy mediacyjne, w ramach których będą negocjowane zmiany w umowach. Obecnie na terenie całej Polski takich zespołów jest kilkanaście . - Liczymy przede wszystkim na usunięcie zapisów dotyczących przeliczników walut na złotówki - mówi Michał Różański. - I przeliczenie dotychczasowych spłat zgodnie z nowym kształtem umowy. To pozwoli traktować umowy jako złotowe, co wyeliminuje ryzyko kursowe. Dzięki temu będziemy wiedzieli, jaką ratę będziemy mieli do spłaty następnego miesiąca i że kapitał będzie nam malał.

Nie chcą pomocy finansowej, tylko zmiany umów

Działający w stowarzyszeniu podlascy frankowicze nie uważają, że są czemuś winni. - Bo po pierwsze chciałem kredyt w złotówkach, a bank mi odmówił - tłumaczy Michał Różański. - Przedstawiał mi wszelkie możliwe prognozy, z których wynikało, że frank to najbardziej stabilna waluta świata. Poza tym, w tamtym okresie była również rekomendacja Komisji Nadzoru Finansowego, gdzie również ryzyko kursu było określane na co najwyżej 20 procent. Dziś czuję się tak, jakby bank przy pomocy mojego kredytu, bez mojej wiedzy, zmusił mnie do gry na giełdzie.

- Przecież banki nie miały żadnych franków, tu nie dochodziło do żadnej wymiany waluty - podkreśla pani Alicja.
- A my chcieliśmy tylko spełnić swoje marzenia - refleksyjnie stwierdza Henryk.

Frankowicze uważają, że państwo roztoczyło parasol ochronny nad systemem bankowym, a nie nad obywatelami. A także, że przeciwko kredytobiorcom frankowym w Polsce rozpętana została kampania czarnego PR-u. Podkreślają, że nigdy nie chcieli i nie chcą od państwa, czyli innych obywateli, żadnych pieniędzy, a domagają się jedynie wyprostowania, ich zdaniem, nieprawidłowych umów.

- Niech ta suma się po prostu spokojnie spłaca, a nie rośnie w nieskończoność - podkreśla Henryk Piotrowski. - Nie oczekujemy od państwa pomocy finansowej, tylko przestrzegania prawa przez banki oraz zmiany umów. Wywalczyliśmy już swoim działaniem, że zajął się tym Trybunał Konstytucyjny, uchylając bankowy tytuł egzekucyjny, nagminnie stosowany przez banki w naszych umowach. Liczymy, że ktoś zmusi też banki do usunięcia niedozwolonych klauzul.

Zdaniem protestujących, w podobnej sytuacji jak polscy kredytobiorcy walutowi jest już niewielu Europejczyków. Przywołują przykład Węgier - tam rząd nakazał przewalutować kredyty walutowe po kursie z dnia ich zaciągnięcia.

Walczący frankowicze mają wsparcie ludzi z podobnymi problemami z innych krajów. W ostatniej demonstracji w Warszawie udział wzięli przedstawiciele kredytobiorców z Islandii.

- Nasz ruch robi się europejski, mamy kontakty z Włochami, Niemcami i Szwedami, którzy nas wspierają - opowiada Różański. - Oni rozwiązali swoje problemy przy poparciu swoich rządów. Mamy nadzieję, że nasz też weźmie nas w obronę przed bankami.
Imiona i nazwiska bohaterów zostały zmienione

Wojciech Tarasiuk, dyrektor regionu bankowości detalicznej PKO BP:

- Szacuję, iż w województwie podlaskim może być około 15 tysięcy rodzin zadłużonych we franku szwajcarskim jako walucie kredytu mieszkaniowego. To oznacza, że co szósty kredyt był udzielany w ten sposób. Przede wszystkim mam nadzieję, że osoby, które zaciągały kredyty denominowane w obcej walucie miały świadomość niebezpieczeństw, jakie wiążą się z zadłużaniem w walucie innej, niż waluta własnych dochodów oraz że banki zawsze starały się objaśnić niuanse z tym związane.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna