Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna na cmentarzu. Kupcy gaszą cudze znicze

Helena Wysocka
Archiwum
W Suwałkach, przy parafialnym cmentarzu, toczą bój sprzedawcy zniczy. Jeden z nich ma sądowy zakaz zbliżania się do drugiego. Tyle tylko, że ich stoiska znajdują się obok siebie.

To powód do wzajemnych oskarżeń. Malinowska przekonuje, że jej konkurent wyrok suwalskiego sądu ma za nic. I że podchodzi bliżej niż na dziesięć metrów, a to wywołuje u niej strach. Kobieta robi, co może, aby konkurencję wpakować za kraty. Natomiast Kopiczko, ten z zakazem, twierdzi, że omija sąsiadkę spod cmentarnej bramy z daleka. A mimo to ciągle jest coś nie tak.

- Ona mnie prześladuje. Nagrywa, podsłuchuje, biega za mną z aparatem fotograficznym, straszy, pisze donosy do różnych instytucji i bez przerwy nasyła policję - wylicza jednym tchem mężczyzna.- Od miesięcy przeżywam koszmar.

Dodaje, że prosił o pomoc proboszcza, który zarządza cmentarzem, ale ten miał tylko wzruszyć ramionami. Stwierdził, że spór to nie jego sprawa, a Malinowska ma trudną sytuację w domu. Dlatego trzeba jej pomagać.
- Rozumiem to - dodaje Kopiczko. - Ale dlaczego moim kosztem?

Blokują dojścia do straganów, obrywają płatki kwiatów

Przy ulicy Bakałarzewskiej znajduje się największy i najstarszy cmentarz w Suwałkach. Zarządzany jest przez parafię św. Aleksandra. Obok trzech wiodących na teren nekropolii bram od lat kwitnie biznes. Miejscowi kupcy sprzedają tam każdego dnia, od rana do wieczora, znicze i sztuczne kwiaty. Handlują od lat i od lat próbują zniszczyć konkurencję. Blokują dojścia do straganów kolegów z branży, podważają jakość sprzedawanych przez nich produktów. Niektórzy podobno posuwają się nawet do tego, że chodzą po cmentarzu i gaszą zakupione u konkurentów znicze. A później klientom tłumaczą, że są złej jakości, dlatego nie wypalają się do końca. Albo też obrywają płatki sztucznych kwiatów, aby opiekunom grobów udowodnić, że nie warto ich kupować.

- Towar bierzemy od różnych producentów - opowiadają handlowcy. - Łatwo więc rozpoznać u kogo zostały zakupione stroiki. A czasem bywa też tak, że konkurent trzyma pod stoiskiem zniszczoną wiązankę, niby przypadkiem i pokazuje ją klientom. Niektórzy dają się przekonać. Mądrzejsi tylko wzruszają ramionami.

Przez lata kupcy skarżyli się też na lokalizację swoich stoisk. Wiadomo wszak, że im bliżej cmentarnej bramy, tym miejscówka jest lepsza, bo i klientów więcej. Przychodzili więc skoro świt, blokowali miejsca samochodami, a nawet spali na przycmentarnym parkingu, aby handlować tam, gdzie ruch jest największy.

Suwalskie władze, aby rozwiązać ten problem, dwa lata temu opracowały regulamin dzierżawy terenu, na którym może być prowadzony handel zniczami. W tym dokumencie określiły, że kupcy będą losować miejsca, w których ustawią swoje stragany. Kopiczko wylosował miejscówkę tuż przy bramie, od strony Grunwaldzkiej. Na dodatek, był tam jedyny, ponieważ na ustawienie większej liczby stoisk na wąskim chodniku miejsca nie ma. Mógłby więc mówić o szczęściu, gdyby nie to, że kilka miesięcy później pojawiła się konkurencja. Okazało się, że przy parkanie był jeszcze wąski pas parafialnej ziemi. I proboszcz zgodził się, aby na niej właśnie swój stragan ustawiła Malinowska.
- Za dzierżawę gruntu pod 2-metrowe stoisko płacę cztery tysiące rocznie - wylicza Kopiczko. - A moja sąsiadka handluje za darmo. I taka to sprawiedliwość.

Musi trzymać się na 10 metrów

Pomiędzy sprzedawcami szybko zaczęło dochodzić do awantur. Poszło, rzecz jasna, o klientów. Malinowska podobno walczyła o nich w mało uczciwy sposób.

- Oczerniała mnie przed ludźmi - opowiada Kopiczko. - Opowiadała, że jestem nałogowym pijakiem, że katuję swoją rodzinę. Poza tym, wręcz łapała klientów za rękę i przyciągała do siebie. Kiedyś nie wytrzymałem nerwowo i powiedziałem, co o tym myślę.
A wtedy kobieta złożyła doniesienie na policję. Zeznała, że "sąsiad" jej grozi, wyzywa oraz nęka. I to od dłuższego czasu. Sprawa trafiła do suwalskiego sądu, a ten zobowiązał Kopiczkę do omijania swojej ofiary z daleka. Wyznaczył sprawcy, że nie może zbliżać się do kobiety na odległość mniejszą, niż 10 metrów. - Sytuacja jest paradoksalna - zauważa mężczyzna. - Sąd skazał mnie na bezrobocie.

Respektowanie zakazu wiązało się bowiem z likwidacją stoiska. O przeniesieniu nie mogło być mowy, ponieważ inne miejsca były już zajęte. Kopiczko wymyślił więc, że - aby sprostać zapisom sądowego wyroku - znicze będzie sprzedawała jego życiowa partnerka. Ale to też nie było po myśli Malinowskiej. Na początku tego roku kobieta oskarżyła dyrektora Zarządu Dróg i Zieleni w Suwałkach, który administruje przycmentarnym terenem, że toleruje szarą strefę i nie respektuje prawomocnych orzeczeń sądu. Domagała się, aby stoisko Kopiczki zostało zlikwidowane. Sprawą zajęli się radni z komisji rewizyjnej.

- Uznaliśmy, że kobieta nie ma racji - mówi suwalski radny Zbigniew De Mezer. - Dyrektor musi przestrzegać regulaminu i w tym przypadku tak właśnie było. Nie miał prawa odmówić miejsca Kopiczce, ponieważ ten spełniał wszystkie wymogi.

Poza tym, dyrektor ZDiZ wnioskował, aby, dla świętego spokoju, stoisko suwal-czanina przenieść na drugą stronę bramy. Ale na to nie zgodził się prezydent.

De Mezer zauważa, że nie w każdej sytuacji można przestrzegać zakazu zbliżania się. Gdyby tak było, to nie raz dochodziłoby do kuriozalnych wręcz sytuacji. Choćby w sklepie, czy w autokarze.
- Kierowca autobusu, którym jedzie ofiara, nie mógłby wpuścić do środka jej prześladowcy - tłumaczy radny.

Podsłuch na straganie

Stanowisko radnych to jedno, a życie - drugie. Przy cmentarzu wciąż toczy się bój. Kopiczko mówi, że jego konkurentka zamontowała w pobliżu stoiska podsłuch.

- Gdy chcę porozmawiać przez telefon, muszę odejść od straganu, aby nic się nie nagrało - tłumaczy. - Wciąż jestem obserwowany. W aucie, które non stop znajduje się na parkingu, zamontowała kamerę. A nagrania wykorzystuje do tego, aby nas ośmieszyć. Grozi nam i wyzywa.

To nie wszystko. Malinowska ma też pod ręką aparat fotograficzny. Gdy tylko Kopiczko pojawia się na horyzoncie, robi mu zdjęcia. Po co? Aby udowodnić w sądzie, że mężczyzna łamie orzeczony zakaz. Zresztą, postępowanie w tej sprawie jest już - na wniosek kobiety - prowadzone. Wprawdzie "rejonówka" uznała, że nie ma podstaw do ukarania jej konkurenta, ale kobieta zaskarżyła to orzeczenie. I kilka dni temu "okręgówka" nakazała sprawę rozpatrzyć ponownie.

Kopiczko ma już wszystkiego dość. Na sporze, jak mówi, stracił resztki zdrowia. Malinowskiej chodzi o sprawiedliwość. A ta będzie, gdy przy parkanie zostanie sama.

Nazwiska kupców zostały zmienione.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna