Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PWSZ. Na uczelni wytropili aferę. Sprzed ośmiu lat

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Archiwum
Najpierw dostała wypowiedzenie, potem zarzucono jej sfałszowanie dokumentu w... 2007 roku. Czy suwalska uczelnia dorabia ideologię do zwolnienia niechcianej pracownicy?

O wypowiedzeniu dla Ewy Krzesickiej, rzeczniczki prasowej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Suwałkach, informowaliśmy dwa tygodnie temu. Oficjalnym powodem była utrata zaufania. Nieoficjalnie mówiło się w uczelni, że Krzesicką obwiniano o przeciek do mediów informacji niewygodnych dla osób z kierownictwa szkoły. Zwolnienie nastąpiło bowiem niedługo po tym, jak redakcja Nowin Suwalskich wysłała w związku z przygotowywaną publikacją długą listę pytań. Niektóre z nich były bardzo szczegółowe. Dziennikarz musiał mieć więc w uczelni dobre źródło.

Jerzy Sikorski, rektor PWSZ, zapewniał jednak, że to zbieg okoliczności. - Do tej pani już wcześniej mieliśmy zastrzeżenia - mówił.
Kilka dni temu PWSZ poinformowała nas, że na byłą rzeczniczkę złożyła zawiadomienie do prokuratury. Uczyniła to 24 kwietnia, a więc już po wręczeniu wypowiedzenia i pierwszych informacjach medialnych, iż rzeczniczka straciła pracę jako podejrzewana o przeciek do Nowin Suwalskich.

O co chodzi w doniesieniu do prokuratury? O wybór pracownika administracyjnego uczelni. Odbywało się to w czerwcu 2007 r. PWSZ szczegółów tej sprawy jednak nie podaje ze względu na toczące się postępowanie.

- Na jednym z dokumentów ma się znajdować nieautentyczny podpis - informuje Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy suwalskiej prokuratury. - To bardzo wczesny etap postępowania, więc na razie nic więcej powiedzieć nie mogę.
Prokurator przyznaje jednak, że dokument nie jest zbyt dużej wagi, a sprawa może okazać się... przedawniona. Za tego typu przestępstwa nie karze się po upływie pięciu lat. - Ale będziemy to jeszcze skrupulatnie analizować - dodaje.

Dlaczego uczelnia odkryła fałszerstwo dopiero teraz? - Ujawniliśmy to w połowie marca tego roku podczas zmiany warunków pracy i płacy mężowi pani Krzesickiej - brzmi odpowiedź.

To najprawdopodobniej jego podpis miała podrobić była rzeczniczka.
W tej sprawie uczelnia postanowiła zresztą przeprowadzić własne śledztwo i powołała nawet grafologa z Warszawy. Wydał on ekspertyzę o tym, że jeden z podpisów nie jest autentyczny. Publiczna uczelnia zapłaciła za to 600 zł.

- Z punktu widzenia prowadzonego postępowania ta ekspertyza nie ma żadnej wartości - komentuje prokurator Tomkiewicz. - Jeżeli uznamy, że niezbędna jest opinia grafologa, sami o taką wystąpimy.
Ewa Krzesicka nie chce na razie odnosić się do całej sprawy. Ma nadzieję, że prokuratorskie postępowanie wszystko wyjaśni.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna