Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iza Dąbrowska: Nie rwę włosów z głowy, kiedy mnie wytną z filmu

Urszula Krutul
- Często bywa tak, że od kręcenia zdjęć do momentu ukończenia filmu mija dużo czasu. Zdąży się zapomnieć, bo już jest jakaś nowa produkcja. Nie rwę włosów z głowy, nie rozpaczam - mówi Iza Dąbrowska
- Często bywa tak, że od kręcenia zdjęć do momentu ukończenia filmu mija dużo czasu. Zdąży się zapomnieć, bo już jest jakaś nowa produkcja. Nie rwę włosów z głowy, nie rozpaczam - mówi Iza Dąbrowska Anatol Chomicz
Nazywana jest mistrzynią epizodu oraz królową drugiego planu. Pochodząca z Białegostoku aktorka Iza Dąbrowska drugoplanowe role zagrała m.in. w nagrodzonej Oscarem "Idzie", w filmach "Bogowie" i "Wszystko będzie dobrze" oraz w serialu "Boża podszewka".

- W oscarowej "Idzie" zagrała pani jedną z epizodycznych ról - kelnerkę. Jak znalazła się pani w obsadzie? Były podejrzenia, że film osiągnie aż taki sukces?

- Tego nigdy się nie wie i nigdy się w ten sposób nie myśli. Gdybyśmy pracowali z takim obciążeniem, to ten film pewnie nigdy nie dostałby tylu nagród. Na plan trafiłam bardzo prosto - z castingu. Reżyser Paweł Pawlikowski długo mieszkał w Anglii i nie znał polskich aktorów. Chciał każdego na castingu poznać i zobaczyć, czy mu pasuje. Pojechałam więc do wytwórni w Łodzi, wzięłam udział w przesłuchaniach, a chwilę później dowiedziałam się, że dostałam rolę. Przenocowałam w hotelu, następnego dnia zagrałam sceny, które do mnie należały i wróciłam do Warszawy. Oczywiście nikt się nie spodziewał, a już najmniej ja, że ten film odniesie aż tak ogromny sukces. Tu trzeba pogratulować wszystkim twórcom.

- To nie była jedyna epizodyczna rola w pani dorobku. Ponoć jest pani nazywana mistrzynią epizodu...

- Sama, na swój użytek określam się mianem DACH, czyli Drugoplanowa Aktorka Charakterystyczna. Bez dachu żaden budynek nie będzie istniał. Musi mieć fundamenty i to wszystko dookoła, co głównym bohaterom pozwoli być na pierwszym planie. Nie obrażam się na to i nie boleję. Taką mam fizyczność, temperament, tak mnie reżyserzy widzą. Czasem trochę się zżymam, że to jest kolejna podobna postać, ale taki jest mój zawód. To jest też rzemiosło. Ale nawet z tych małych ról staram się wyciągnąć maksymalnie jak najwięcej. Czasami jest to trudniejsze. Bo ma się krótki moment na zaistnienie - trzeba w nim zmieścić różne uczucia i emocje. To zadanie do wykonania. I staram się to zrobić jak najlepiej.

- Jak zrobić dobre tło w filmie?

- Podstawą jest scenariusz. Ważne są też dialogi, i to, kto je wypowiada, czyli obsada, reżyser, który w odpowiednim kierunku poprowadzi, operator, który wszystko sfilmuje, itd. Jest mnóstwo elementów, które składają na ostateczny efekt. To jak klocki w układance. I w teatrze, i w filmie. Choć teatr jest innym światem. Wciąż ma się tam więcej czasu na "dogrzebanie" się do postaci, na spróbowanie różnych wariantów, pobłądzenie nawet. Film bazuje bardziej na tym, co aktor już umie, jaki jest.

- Bo w filmie, kiedy już jest nakręcony, nie da się niczego poprawić. Za to można zostać niespodziewanie z niego... wyciętym.

- Tak. Jak całość zostanie zmontowana, to nie ma odwrotu. A wyciętym można zostać nawet w finalnym etapie. Zdarza się, że reżyser dzwoni i mówi "świetnie zagrałaś, ale w opowiedzeniu całości już mi się nie zmieściłaś". Dobrze jeszcze, jak zadzwoni. Bo czasem zdarza mi się oglądać coś, w czym grałam i nagle okazuje się, że mnie tam nie ma.

- Smutno się robi po takim telefonie od reżysera?

- Często bywa tak, że od kręcenia zdjęć do momentu ukończenia filmu mija dużo czasu. Zdąży się zapomnieć, bo już jest jakaś nowa produkcja. Nie rwę włosów z głowy, nie rozpaczam. Jeśli tak zrobił ktoś, kto kręci całość, to uznaję, że miał rację. To jego odpowiedzialność i jego decyzja.

- Pani filmografia jest bardzo bogata...

- To prawda. Nazbierało się tego sporo. Sama się czasem dziwię, że jest tego aż tyle.

- A którą rolę serialową lub filmową najlepiej pani wspomina?

- Serialowa pojawiła się praktycznie na początku mojego pobytu w Warszawie. To był rok 1996 i "Boża podszewka" - serial reżyserowany przez panią Izabellę Cywińską. Wspaniały scenariusz na podstawie powieści pani Teresy Lubkiewicz-Urbanowicz. Saga kresowa z pełnokrwistymi postaciami w fantastycznej obsadzie. Operatorem był pan Ryszard Lenczewski, który dostał Oscara za "Idę" właśnie. Pod każdym względem coś fantastycznego. I rola Wandzi, takiej ułomnej dziewczyny - dziś byśmy o niej powiedzieli, że jest niepełnosprawna umysłowo, że jest dużym dzieckiem w ciele kobiety. Wydano ją za mąż, a ona się strasznie zakochała w swoim mężu. Zresztą teraz Adam Ferency jest moim kolegą w teatrze (śmiech), a wtedy spotkaliśmy się po raz pierwszy na planie. Teraz to się świetnie ogląda, choć też było oprotestowane. Środowiska związane z Kresami zapamiętały ten kraj jako idyllę mlekiem i miodem płynącą. I potem nie chcieli się zgodzić z tym, że to było takie samo miejsce na ziemi jak każde inne.

A jeżeli chodzi o film, to znakomicie wspominam "Wszystko będzie dobrze" w reżyserii Tomasza Wiszniewskiego. Grałam tam postać matki chorej na nowotwór. W intencji jej wyzdrowienia syn postanawia pobiec do Częstochowy. Towarzyszy mu nauczyciel wuefista i zarazem alkoholik - w tej roli świetny Robert Więckiewicz. Powstał ważny, ciekawy i przede wszystkim dobry film. Wzruszający, ale nie sentymentalny, i - mimo tragicznego zakończenia - pozostawiający nadzieję.

- Pracę aktorki zaczynała pani w teatrze pod okiem Tadeusza Słobodzianka. Wciąż współpracujecie?

- Tak, gram teraz w jego "Naszej klasie" i "Młodym Stalinie". Dużo się od niego nauczyłam. Wszystkie większe realizacje teatralne były związane z jego nazwiskiem. I to były albo role w jego sztukach, albo w jego reżyserii. Na początku był Teatr Miniatura w Gdańsku, potem spektakle teatru tv - "Prorok Ilja" i "Car Mikołaj", a następnie Laboratorium Dramatu, Teatr na Woli i w końcu Teatr Dramatyczny. Zawdzięczam mu dużo jeśli chodzi o rozumienie teatru. Że najważniejszy jest w nim człowiek i jego historia. Jego zawieszenie między piekłem i niebem, ciągłe zmaganie się w nim światła i ciemności, rozpięcie między tragedią a komedią.

- W "Naszej klasie" wciela się pani w rolę Zochy.

- Zocha to moje największe, najważniejsze i najbardziej dojrzałe doświadczenie teatralne. Pomijając już odpowiedzialność, bo postać Zochy została zbudowana na podstawie prawdziwych losów Antoniny Wyrzykowskiej, która w swoim obejściu przechowywała w czasie wojny całą żydowską rodzinę i zapłaciła za to straszną cenę. Musiała uciekać. Była bohaterką, choć sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Zocha jest dla mnie bardzo ważna. Podziwiam ją za niesamowitą siłę. Życie jej nie głaskało, nie oszczędzało. Wojna, bieda w domu, potem życie w Ameryce, do której uciekła przed tym, co się działo w Polsce. I tam małżeństwo z niekochanym człowiekiem. Zapłaciła dużą cenę. I nie wiem, czy odeszła spełniona, czy nie. To ostatnie zdanie, którym Zocha kończy rolę i życie w spektaklu, czyli "I tak się to życie zmarnowało", wciąż mi towarzyszy. To były też autentyczne słowa Wyrzykowskiej, które wypowiedziała w filmie Agnieszki Arnold "Sąsiedzi". Tak podsumowała swoje życie, a Tadeusz użył tego jako cytatu.

- Praca nad tym spektaklem była chyba wyjątkowo trudna?

- Okres prób był trudny. Kiedy przeczytaliśmy sztukę, wiedzieliśmy, że to jest coś niezwykłego. I zastanawialiśmy się, jak ją przełożyć na scenę. Byliśmy na wycieczce w Jedwabnem. Oglądaliśmy filmy, czytaliśmy. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak my zachowalibyśmy się w takich okolicznościach. To jest czysta dywagacja, bo nigdy nie wiadomo, co się w człowieku obudzi. Tak naprawdę przecież żaden z tych bohaterów nie jest do końca idealny, czysty i dobry. Okoliczności były tak trudne, że ciężko było zachować człowieczeństwo. Strach był potworny. Rzadko kto by się zachował bohatersko. Sztukę oskarżano o antypolskość. A to nie jest opowieść o dobrych Żydach i złych Polakach, tylko o ludziach rozjechanych przez historię, o cenie, która przyszło zapłacić za niewyobrażalnie trudne wybory.

- Poza filmem i teatrem jest jeszcze dubbing.

- Tak. I to jest jeszcze jedno oblicze mojej pracy, które bardzo lubię. Można bezkarnie wrócić do dzieciństwa - szczególnie jeśli chodzi o dubbing animowanych filmów dla dzieci. A teraz jest to potężny przemysł. W drugiej części "Króla lwa" byłam głosem Kiary, czyli lwicy, która była narzeczoną Simby. A w "Księciu Egiptu", filmie o Mojżeszu, dubbingowałam postać Sefory. A ostatnio była "Koralina i tajemnicze drzwi", gdzie byłam mamą Koraliny w dwóch odsłonach: dobrej i złej.

- A kogo chciałaby pani zagrać? Marzą się pani pierwszoplanowe role?

- Mówi się, że aktor marzy o Hamlecie, a aktorka o Ofelii. Ja nigdy nie miałam takich precyzyjnych marzeń. Mam takie poczucie, że los mnie obdarowuje takimi bohaterkami, o jakich ja nawet bym nie pomyślała. I później się nagle okazuje, że to jest coś fantastycznego. Zdaję się tutaj na los.

- Zawsze pani wiedziała, że chce być aktorką? Ponoć lubiła pani występować od dziecka?

- Zawsze na uroczystościach rodzinnych stawałam przed gośćmi i mówiłam wierszyk albo śpiewałam piosenkę. Pod koniec liceum wstąpiłam do amatorskiej grupy teatralnej "PRO", prowadzonej przez Jerzego Siecha z białostockiego Teatru im.Węgierki. Co roku część kolegów zdawała egzaminy do szkół teatralnych i na nasze lalki. Ja też postanowiłam spróbować. Dostałam się ledwo, ledwo. Byłam ostatnia na liście, za mną była już tylko kreska (śmiech). Przez pierwsze dwa lata nie wiedziałam do końca, czy to moje miejsce. Dopiero na trzecim roku robiliśmy egzamin z tak zwanej "małej formy". Wystawialiśmy Białoszewskiego. Reakcje widzów były bardzo intensywne i wtedy pomyślałam, że chyba to jest to coś, o co mi chodzi w życiu. Sprawiać, że ludzie śmieją się, wzruszają, zanurzają w innym świecie, który odmienia im ich własny.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna