Prokuratura uznała, że winnym nieumyślnego uszkodzenia ciała trojga pokrzywdzonych jest mąż właścicielki firmy, której posesji pilnowały psy. Bo to on - według śledczych - był za nie odpowiedzialny. Sąd pierwszej instancji uznał jednak, że tak nie było. I uniewinnił Stefana B.
We wtorek Sąd Okręgowy w Białymstoku zajął się apelacjami w tej sprawie. Od pierwszego wyroku odwołała się zarówno prokuratura, jak i dwie osoby pogryzione przez psy.
- Oskarżony wyzbył się całkowicie odpowiedzialności. A z zeznań świadków wynika, że to on kupił psy i w powszechnym mniemaniu to on był ich właścicielem. Psy wydostały się i wyrządziły ogromne szkody. Oskarżony próbował zrzucić winę na pracownika. Wykorzystał swoją dominującą pozycję - mówiła prokurator.
Obrońca Stefana B. przywoływał rozstrzygnięcie sądu pierwszej instancji, który ocenił, że psy były własnością firmy, którą kierowała żona oskarżonego. Stefan B. nie miał w tej działalności żadnego udziału.
Sąd okręgowy potwierdził we wtorek, że feralnego dnia - 13 grudnia 2013 roku, to pracownik firmy był odpowiedzialny za dopilnowanie psów. Nie zamknął klap w bramie. Zwierzęta wybiegły na ulicę i pogryzły trzy osoby. Dlatego sąd utrzymał uniewinniający Stefana B. wyrok.
Z rozstrzygnięcia nie był zadowolony jeden z pokrzywdzonych - Waldemar M. Opowiadał, że cudem obronił się przed atakiem. Do tej pory nosi jego ślady. Teraz nie wie, jak i od kogo mógłby ubiegać się o jakiekolwiek odszkodowanie.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?