Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy dzieci mówią do babci: kochamy Cię mamo!

Helena Wysocka
Dla Dawida i Dominika babcia Marianna jest prawdziwą matką
Dla Dawida i Dominika babcia Marianna jest prawdziwą matką Helena Wysocka
Dawid i Dominik są chorzy. Mają po 10 lat i dwie mamy. Jedna jest przykuta do łóżka. Druga - karmi, ubiera i tuli do snu. - Bywa też, że razem płaczemy - przyznaje Marianna Choroszko z podsuwalskiego Płociczna, babcia i matka zastępcza bliźniaków.

Uczy ich, jak radzić sobie w życiu. A także szacunku do ludzi oraz pracy. To nie raz przypomina walkę z wiatrakami. Ale Marianna Choroszko nie traci nadziei. - Chłopcy są już niemal sierotami - zauważa. - Córka nigdy nie wstanie z łóżka, a zięć nie pokazuje nam oczu. Bliźniaki będą skazane tylko na siebie.

Dominik zdradza, że chciałby być kiedyś lekarzem. A jego brat Dawid? Ten - póki co - nie ma żadnych planów. A przynajmniej nie chce o nich nikomu mówić.

Zjedli wszystkie króliki

Płociczno-Tartak, wieś oddalona o kilkanaście kilometrów od Suwałk. Rozciągnięta wzdłuż dziurawej, asfaltowej drogi, na skraju Puszczy Augustowskiej. Lokalizacja sprawiła, że wiele lat temu zbudowano tam duży tartak. A wokół niego powstała osada zamieszkiwana głównie przez drwali i robotników tartacznych. Jeden z "leśnych", parterowych domów na skraju wsi zajmują Choroszkowie.

Pani Marianna żartuje, że jest tutaj obca. Dorastała w Gibach, a do Płociczna Tartak przeniosła się za mężem. Ponad 30 lat temu. Pracowała w okolicznych sklepach, wychowała dwoje dzieci.

- Ula była starsza - opowiada gospodyni, która od kilku lat jest już na rencie. - Bardzo żywe dziecko, nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Miała wielu przyjaciół, dobrze się uczyła. Stroiła się, uwielbiała tańczyć. Czasem żartowaliśmy, że mogłaby robić karierę na scenie. Nikt nie przypuszczał, że los spłata jej takiego figla.

Urszula wyszła za mąż. Trudno powiedzieć, że szczęśliwie. Jej wybranek nie potrafił oprzeć się nałogom: pił i ćpał. Wytrzymała z nim parę lat. Gdy była w ciąży z bliźniakami, wróciła pod rodzinną strzechę. W siódmym miesiącu ciąży zaczęły się jakieś komplikacje. Ze względu na nie kobieta trafiła do warszawskiej kliniki. Tam urodziła.

- Szmat drogi, ale nie mogliśmy usiedzieć w domu. Pojechaliśmy, aby zobaczyć wnuki - wspomina pani Marianna. - Mieli wtedy po cztery dni, a w szpitalu szalał jakiś wirus. Lekarze zdecydowali, że Ula zostaje, ale chłopców trzeba zabrać do domu.
Byli mali, płaczliwi i uczuleni na białko. Kobieta żartuje, że zanim nieco podrośli zjedli bodajże wszystkie króliki w okolicy. - Te rosołki jeszcze dziś śnią mi się po nocach - dodaje.

Ale to nie jedyny problem, z którym musieli zmierzyć się Choroszkowie. Po paru miesiącach zauważyli, że chłopcy rozwijają się znacznie gorzej niż ich rówieśnicy. Zaczęli jeździć od specjalisty do specjalisty. Ich diagnoza była bezlitosna: Damian i Dawid cierpią na autyzm.

Krzyczą i Płaczą

Skąd choroba chłopców się wzięła, nikt nie dochodził. Nie było na to czasu. Rodzinę dosięgnął bowiem kolejny cios.

- Córka zaczęła bardzo mocno chorować. Więcej czasu spędzała w szpitalach, niż w domu - opowiada gospodyni. - W krótkim czasie przeszła kilka poważnych operacji. Po jednej z nich została całkowicie sparaliżowana.

Nie wstaje z łóżka od siedmiu lat. Nie może machnąć ręką, odchylić głowy, z trudem mówi. Wymaga opieki przez całą dobę. Trzeba ją nakarmić, umyć, przewrócić na łóżku i pocieszyć. Kobieta popadła bowiem w depresję. Lekarze mówią, że jej stan jest ciężki, ale stabilny. Nadziei na to, że kiedykolwiek przytuli swoich synów, nie ma żadnej.

Choroszkowie stanęli przed trudną decyzją: oddać dzieci, czy zastąpić im rodziców. Wybrali to drugie rozwiązanie. Choć nie mieli nawet cienia wątpliwości, że wychowanie niepełnosprawnych bliźniaków to przysłowiowa orka na ugorze. A szanse na plony raczej mizerne.

- Ale jeśli ja im nie pomogę, to kto? - pyta pani Marianna. - Przecież nie oddamy ich do przytułku.

Najgorzej jest, gdy zaczynają chorować. Wtedy jeden zaraża się od drugiego, są niecierpliwi, nerwowi. Krzyczą i płaczą. Często w tym samym czasie, gdy z bólu i bezsilności płacze też ich matka. Wtedy nie wiadomo, w co włożyć ręce. Pani Marianna przyznaje, że najprościej byłoby usiąść i płakać razem z córką i dziećmi. Tyle tylko, że to nic nie pomoże. A poza tym, szkoda czasu. Trzeba więc brać się w garść i pocieszać. Czasem godzinami, jedno po drugim.

Ale bywa, że łzy toczą się po twarzy Choroszkowej także ze szczęścia. Na przykład wtedy, gdy Damian wtula się w jej ramiona i mówi: mamo, kocham cię. A później dodaje: zobaczysz, niedługo dorosnę i będę się tobą opiekować.

- To chyba najlepsza zapłata za wiele nieprzespanych nocy - nie ukrywa kobieta. - Takie chwile dodają mi siły.

Dawid i Damian zaczęli rozmawiać dopiero po swoich piątych urodzinach. Dziś chodzą do suwalskiej szkoły, w której uczą się niepełnosprawne, a także autystyczne dzieci. To dla bliźniaków bardzo duża szansa, a dla opiekunów - dodatkowa fatyga i koszty. Trzeba chłopców zawieźć na zajęcia i przywieźć do domu. Ale już są efekty dwuletniej nauki. Bliźniacy nauczyli się czytać, trochę pisać i liczyć. Recytują wierszyki, malują piękne laurki. No i uczą się normalnie żyć, wśród innych.

- Nie chcemy trzymać ich pod kloszem - mówi pani Marianna. - Nie będziemy żyć ze słońcem. Chłopcy muszą nauczyć się radzić sobie sami.

Wtula się w ramiona matki

Dom Choroszków oddziela od ulicy wysoki, drewniany płot. Musieli go zrobić, bo poprzedni był zbyt niski. Dawid bez trudu go pokonywał.

- Nie raz wybiegał z domu i przechodził przez ogrodzenie. A droga, zwłaszcza latem jest bardzo ruchliwa - opowiada pani Marianna. - Baliśmy się, że stanie się coś złego.

Chłopak jest nerwowy i uparty. Chodzi swoimi drogami, nie jest łatwo nad nim zapanować. Niechętnie wstaje z łóżka, nie lubi się ubierać i siadać do książek. Z Damianem jest o wiele prościej. Dziesięciolatek lubi pomagać w domu i w ogrodzie. Czasem biegnie za dziadkiem na pole, gdzie leżą wielkie stosy drewna.

- W szkole mam trochę fajnego kolegę Kubę - opowiada. - Lubię go. Panią Martę też lubię.

Nie może doczekać się dnia dziecka. Wówczas dostanie w prezencie rower, kask i okulary. Uwielbia bajki. Zwłaszcza tę o Miszy. To historia dziewczynki, która opiekuje się swoim misiem. Damian też lubi opiekować się innymi. Często staje przed łóżkiem chorej matki. Wtula się w jej bezwładne ramiona i głaszcze ją po twarzy.

Marzy o tym, aby się wyspać

Marianna Choroszko ma 64 lata. Zmęczoną twarz, spracowane dłonie i przyprószone siwizną włosy. Cierpi na cukrzycę. Nie ma czasu dla siebie. Mówi, że dzieci są teraz ważniejsze. Nie żałuje, że je przygarnęła. Chce wykształcić i wyposażyć chłopców. Ma nadzieję, że zdąży.

- Modlę się o to każdego dnia - dodaje.

Jaka powinna być dobra matka? Pani Marianna mówi, że przede wszystkim cierpliwa oraz wyrozumiała. I kochająca, bo każde dziecko potrzebuje ciepła. O czym marzy?

- Aby się wyspać - śmieje się. A chwilę później przeciąga ręką po twarzy i dodaje: - Chciałabym, aby chłopcom się powiodło. Oni przeszli już swoją Golgotę.

Na terenie woj. podlaskiego funkcjonuje 688 spokrewnionych rodzin zastępczych (dane z 2012 r). Poza tym, jest ponad 300 rodzin niezawodowych i 42 zawodowe. Dwie rodziny pełnią funkcję pogotowia opiekuńczego, a dwie inne świadczą usługi specjalistyczne.
Najwięcej rodzin zastępczych jest w Białymstoku oraz w Łomży.

W rodzinach tych przebywało 1278 dzieci, przy czym co ósme posiada orzeczony stopień niepełnosprawności.

Powiatowe centra pomocy społecznej wciąż organizują szkolenia dla kandydatów na rodziców zastępczych. Jest ich bowiem za mało.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna