Lipsk. Huśtawka runęła na głowy ludzi

O tym, co zdarzyło się nieco ponad tydzień temu policja dowiedziała się od nas. - Władze chciały to zamieść pod dywan - uważa anonimowy mieszkaniec Lipska, który o wszystkim nas poinformował.

Pracownicy miejscowych instytucji gminnych zebrali się na placu niedaleko miejscowej remizy, należącym do Ochotniczej Straży Pożarnej. Według naszego informatora, chcieli uczcić przypadający na 27 maja Dzień Samorządowca. Ale burmistrz Lipska Lech Łępicki twierdzi, że był to spontaniczny piknik zorganizowany głównie przez pracowników Zakładu Gospodarki Komunalnej. - Owszem, byłam na tym spotkaniu, ale krótko - opowiada burmistrz.

Tymczasem wspomagana alkoholem zabawa trwała. Jedna z uczestniczek, młoda kobieta, kołysała się na drewnianej huśtawce. Miało się do niej dosiąść dwóch bądź trzech mężczyzn. Wtedy konstrukcja runęła. Kobieta doznała tak poważnego urazu głowy, że śmigłowcem została przetransportowana do szpitala w Białymstoku. Tam przeszła operację. Jednemu z mężczyzn trzeba było założyć natomiast kilka szwów.

Huśtawka znajdowała się na terenie należącym do strażaków-ochotników. Ale ci na temat zdarzenia nic nie chcą mówić. Sekretarz OSP odsyła do naczelnika, a ten nie odbiera telefonu. Bez odpowiedzi pozostają też pytania wysłane mailem, w tym o huśtawkę - kto ją skonstruował i czy miała jakieś atesty oraz o to, czemu nie zawiadomiono policji.

- Przecież policjanci już tę sprawę badają - mówi natomiast burmistrz. - Ja w każdym bądź razie niczego pod dywan nie próbuję zamieść.
Andrzej Baranowski z komendy wojewódzkiej przyznaje, że funkcjonariusze zajęli się sprawą dopiero po tym, jak o nią zapytaliśmy. Wcześniej po prostu nic o tym nie wiedzieli. - Wyjaśniamy okoliczności - dodaje. - Na razie konkretnych ustaleń nie ma.