Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gwiżdżą nam fałszywie, ale sprawiedliwość przyjdzie

Dariusz Klimaszewski [email protected]
Piłkarze Jagiellonii tylko łapali się za głowy po krzywdzących ich decyzjach sędziów. Największe kontrowersje były w meczu z Legią
Piłkarze Jagiellonii tylko łapali się za głowy po krzywdzących ich decyzjach sędziów. Największe kontrowersje były w meczu z Legią Szymon Starnawski
Jagiellonia należy do zespołów najczęściej krzywdzonych przez arbitrów. Tak jest już od ponad 30 lat.

Po ostatnim meczu ligowym Jagiellonii trener Michał Probierz stwierdził: "Chcę pogratulować piłkarzom mistrzostwa Polski, bo gdyby nie te wszystkie kontrowersje w ciągu całego sezonu to dziś bylibyśmy mistrzami Polski".

Szkoleniowiec o licznych błędach sędziów, po których jego zespół tracił punkty, tym razem powiedział dość delikatnie "kontrowersje". Nie ma jednak co ukrywać, że to nie były "kontrowersje", a fałszywe gwizdki. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że najfałszywiej brzmiał gwizdek Pawła Gila w meczu z Legią, bo odebrał jagiellończykom tytuł wicemistrza Polski.

Trenera Michała Probierza irytują tak liczne błędy arbitrów krzywdzące jego drużynę. Powiedzmy jednak szczerze, że Jagiellonia w niemal całej swojej historii występów w dwóch najwyższych klasach rozgrywkowych nie była ulubieńcem panów w czerni. Owszem, może nie skrzywdzili tak boleśnie jak pan Gil, ale dopuszczali się klasycznego "drukowania".

PZPN nielogiczny i głuchy na prawdę

Maj 1984 roku. 23. kolejka spotkań w II lidze. Raków Częstochowa gości na swym stadionie Jagiellonię. Obie drużyny walczą o zachowanie II-ligowego bytu. Gospodarze zdobywają prowadzenie w 18 minucie. Białostocka jedenastka wyrównuje wynik w 88 minucie. Sędzia Marian Morcinek z Katowic (już ciekawostka: dlaczego władze sędziowskie delegowały na mecz do Częstochowy arbitra z pobliskiej stolicy Śląska) przedłuża grę. W 92 minucie dyktuje rzut karny dla Rakowa. Mirosław Sowiński broni strzał z 11 metrów. Mijają kolejne trzy minuty, drugi rzut karny. Gol i koniec meczu. Raków wygrywa 2:1.

Sprawozdanie z tego spotkania wysłaliśmy do Polskiego Związku Piłki Nożnej, aby władze sędziowskie ustosunkowały się do pracy pana Morcinka. W odpowiedzi przeczytaliśmy, że arbiter miał prawo przedłużyć mecz o pięć minut, ponieważ Jagiellonia grała… na czas. Uznaliśmy, że panowie z PZPN mają trudności z rozumowaniem. No bo jak w spotkaniu o tak dużą stawkę drużyna przegrywająca od 18 do 88 minuty mogła grać na czas? Przecież to samobójstwo, a samobójcami ówcześni podopieczni trenera Ryszarda Karalusa nie byli. Wskazaliśmy brak logiki w takim tłumaczeniu i jeszcze raz poprosiliśmy PZPN o wyjaśnienia. Niestety, na to pismo władza ze stolicy już nie odpowiedziała, a pan Marian Morcinek nie poniósł żadnej konsekwencji.

Na szczęście sprawiedliwość przyszła na koniec sezonu. Jagiellonia zajęła 12. miejsce, ostatnie gwarantujące pozostanie w II lidze. Raków był 14. i został zdegradowany…

Jedynka dla arbitra

Listopad 1987 roku. 14. kolejka spotkań w ekstraklasie. Ja-giellonia podejmuje Zagłębie Lubin. Sędziuje arbiter klasy międzynarodowej Tadeusz Diakonowicz z Warszawy. Sędziuje? Po raz pierwszy i jedyny do tej pory swoją relację z meczu nie poświęciłem zmaganiom na murawie, ale popisom pana w czerni. Nie uznał prawidłowo strzelonego przez Jagiellonię gola, nie podyktował rzutu karnego za faul na Jarosławie Michalewiczu. Nie widział przewinień lu-binian, ale za to pozwalał im na symulowanie urazów i długie leżenie na boisku. Miał prawo przedłużyć mecz o co najmniej pięć minut. A co zrobił? Najwyraźniej czując, że nie obroni gości przed rosnącym naporem jagiellończyków, zakończył grę w 88 minucie przy stanie 0:0. Być może na postawę pana w czerni z Warszawy miała wpływ obecność na trybunach Alojzego Jarguza z Mikołajek. Nasz najlepszy w historii arbiter piłkarski (prowadził mecze jako główny w mistrzostwach świata w 1978 i 1982 roku) miał dobre układy w międzynarodowych władzach sędziowskich, a właśnie był jednym z szefów lubińskiego klubu.

Mecz ten relacjonowałem także dla ukazującego się w Krakowie ogólnopolskiego dziennika sportowego "Tempo". Prowadził on całoroczny ranking sędziów, którzy za każdy mecz otrzymywali noty od 1 do 10. Panu Diakonowiczowi postawiłem jedynkę, co sprawiło, że w klasyfikacji arbitrów gwałtownie spadł na daleką pozycję. Kilka miesięcy później sędzia z Warszawy zrezygnował z prowadzenia meczów ligowych…

Obrona nieskuteczna

Działacze Jagiellonii robili wiele, aby zyskać przychylność sędziów. W latach pierwszych występów w ekstraklasie zorganizowali im efektowną "konferencję" w Białowieży. Ich wyjątkowa gościnność w Białymstoku była znana w całym kraju (gdy jeden z sędziów otrzymał talon na "ładę", a jedyny w Polsce punkt odbioru tego samochodu był właśnie w stolicy woj. białostockiego, sami wybrali specjalny model radzieckiego auta).
Z kolei w latach gry w II lidze zatrudnili jako trenera koordynatora i trenera młodzieży byłego 36-krotnego reprezentanta Polski Bernarda Blauta, który jako działacz PZPN miał przede wszystkim pilnować jagiellońskich spraw w piłkarskiej centrali. Niestety, te wszystkie działania nie były skuteczne: jak sędziowie patrzyli krzywym okiem na drużynę Jagiellonii, tak patrzyli. Z jednym wyjątkiem…

Półtora sezonu spokoju

Tym wyjątkiem był okres prowadzenia białostockiej jedenastki przez trenera Janusza Wójcika, czyli od zimy sezonu 1985/86 do końca sezonu 1986/87. To wówczas skończyły się sędziowskie pomyłki krzywdzące żółto-czerwonych. Gdy "Wójt" przegrał swój pierwszy mecz z "Jagą" (0:1 w Rzeszowie z Resovią w kwietniu 1986 roku), nie skarżył się na pracę arbitra, a tylko krótko stwierdził: "Słabo graliśmy, to przegraliśmy".
Ale wiadomo, Wójcik - warszawiak z urodzenia, mógł w piłkarskiej stolicy wiele. Pamiętam, jak podczas wtorkowej rozmowy z nim o kolejnym już meczu stwierdziłem, że spotkanie poprowadzi arbiter, który nam nie sprzyja. W odpowiedzi usłyszałem: "Ależ redaktorze, jeszcze nie wiadomo, czy on będzie nam sędziował". W czwartek przyszła informacja z PZPN: "Został zmieniony arbiter meczu Jagiellonii"…

Wynik pozostaje

Sędzia człowiek omylny i póki FIFA nie wprowadzi weryfikacji jego decyzji poprzez wideo, będziemy świadkami błędów arbitrów. A czy będą one celowe, czy też przypadkowe, na to wpływu nie mamy. Podobnie, jak na to, że mimo pomyłek panów w czerni wynik z boiska pozostaje bez zmian. Trenerowi Probierzowi życzę więc mniej irytacji. Nerwy tylko zdrowiu szkodzą. A najważniejsze to być zdrowym i grać swoje. Jak Jagiellonia będzie czynić takie postępy jak w minionym sezonie, to wkrótce nie zaszkodzi jej żaden fałszywy gwizdek.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna