Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wstydzimy się, że jesteśmy katolami

Andrzej Zgiet
Od lewej: Kuba Kordy, Agnieszka Bagińska i Michał Ejsmont - młodzi i pełni entuzjazmu białostoccy wolontariusze, pracujący przy organizacji przyszłorocznych Światowych Dni Młodzieży.
Od lewej: Kuba Kordy, Agnieszka Bagińska i Michał Ejsmont - młodzi i pełni entuzjazmu białostoccy wolontariusze, pracujący przy organizacji przyszłorocznych Światowych Dni Młodzieży. Andrzej Zgiet
Na codzień chodzą w koszulkach z napisem "Jezus" lub z wizerunkiem kościoła. Witają się słowami "Króluj nam Chryste" i odpowiadają sobie "zawsze i wszędzie". Mają po naście lat i lubią rozmawiać o Bogu.

Nie walę nikomu Bogiem w twarz, ale nie wstydzę się tego, że jestem katolem - mówi 19-letni Michał Ejsmont, tegoroczny absolwent III Liceum Ogólnokształcącego w Białymstoku. - Wręcz przeciwnie, jestem ze swej głębokiej wiary bardzo dumny.

- Przecież Bóg to nasz tata - tłumaczy jego koleżanka, 17-letnia Agnieszka Bagińska z IV LO.

- Na piramidzie moich potrzeb na samej górze jest kontakt z Bogiem - uzupełnia Jakub Kordy, również uczeń IV LO w Białymstoku.
Mimo, że mają po naście lat, nie wstydzą się publicznie i otwarcie mówić o swojej miłości do Boga.

Zmieniłam się, gdy spotkałam Pana Boga

Ich koleżanka ze szkoły, Kasia, podczas jednego z niedzielnych, majowych nabożeństw publicznie opowiedziała swoją historię w kościele pw. NMP Matki Kościoła przy ul. Pogodnej w Białymstoku.

- Kiedyś byłam smutną pesymistką, nic mi się nie podobało, wszystko mi przeszkadzało - mówiła. - Na przykład kiedy jechałam autobusem, narzekałam, że jest tłok, że za oknem pada itd. w kółko. Aż w końcu koleżanka mi powiedziała, że za każde negatywne, wypowiedziane przez mnie słowo, muszę powiedzieć dwa pozytywne. I tak to się zaczęło... Zaczęłam spotykać się z ludźmi głęboko wierzącymi, zobaczyłam jaką oni mają radość życia. Dzięki nim spotkałam Boga i się zmieniłam.

Dzisiaj jest optymistką patrzącą na życie z radością i uśmiechem.

Silnej wierze swoich dzieci i nawróceniu w kierunku Kościoła czasami nie mogą się nadziwić nawet ich rodziny. Niejednokrotnie prowadzi to wręcz do konfliktów.

- Rodzice jednej z moich koleżanek dziwią się, że tyle czasu spędza ona w kościele albo że tak późno wraca ze spotkań naszej chrześcijańskiej wspólnoty - opowiada Agnieszka Bagińska. - Nie rozumieją, że my, młodzi mamy taką potrzebę spotykania się we własnym gronie i dyskutowania o Bogu.

Między innymi dlatego wielu uczniów białostockich szkół średnich włączyło się w pomoc przy organizacji Światowych Dni Młodzieży. Co prawda, odbędą się one w Krakowie, ale Białystok też będzie w nie mocno zaangażowany.

Pokażmy im naszą polską gościnność

Za rok, w lipcu, zjadą do Polski, a konkretnie do Krakowa, prawie dwa miliony młodych ludzi z całego świata. Okazją do tego międzynarodowego spotkania będą Światowe Dni Młodzieży. Przygotowania trwają już od roku. I, wbrew pozorom, dotyczą nie tylko Krakowa, ale obejmują całą Polskę, w tym również Białystok.

W diecezji białostockiej organizację Światowych Dni Młodzieży koordynuje właśnie m.in. Michał Ejsmont oraz Agnieszka Bagińska i Jakub Kordy. Odwiedzają oni poszczególne parafie i w każdą niedzielę, podczas mszy, informują o przygotowaniach i zachęcają do włączenia się w nie innych wiernych.

- Białystok zaoferował się, że przyjmie 5 tysięcy uczestników, którzy przyjadą na Dni Młodzieży z różnych krajów świata - mówi Michał Ejsmont, koordynator sekcji ewangelizacyjnej. - Nie chcemy ich upychać w halach, ale chcemy im pokazać naszą polską gościnność, z której przecież słyniemy. Liczymy zatem, że zechcą ich przyjąć do swoich domów białostockie rodziny.

Aby ugościć młodzież z zagranicy, wystarczy zasięgnąć informacji na stronie: www.betania.bialystok.pl lub www. ddm.archibial.pl oraz wypełnić deklarację w swojej parafii. Podaje się w niej ilość osób, możliwych do przyjęcia, swoje dane, adres.

- Nie ma co się martwić słabą znajomością języków obcych - mówi Jakub Kordy. - Dla osób, które zechcą ugościć młodzież, zorganizowane będą odpowiednie szkolenia, w tym również kursy językowe. Dodatkowo w każdym momencie można będzie liczyć na pomoc wolontariusza.

Przyjeżdżająca do Polski młodzież nie oczekuje luksusowych warunków - potrzebuje po prostu kawałka podłogi, żeby przenocować, łazienki, żeby się umyć i ciepłego przyjęcia.

W podlaskiem wciąż też brakuje wolontariuszy, chętnych do pracy przy organizacji Dni Młodzieży. Do tej pory zgłosiło się już około 200 osób, ale potrzeba jeszcze 500 kolejnych.

Wizyta gości z różnych krajów świata potrwa na Podlasiu pięć dni. W tym czasie wezmą oni udział w licznych konferencjach, koncertach, wycieczkach, spotkaniach integracyjnych itp.

- Chcemy, aby przyjezdni ludzie oprócz masowych wydarzeń w Krakowie poznali również bliżej polską kulturę, rodzinę i nasze zwyczaje od kuchni, takie nasze codzienne życie - przekonuje Agnieszka Bagińska. - Chcemy im dać poznać naszą chrześcijańską otwartość, żeby poczuli tu domowe ciepło.

Wspólnota fundamentalnych wartości

Wszyscy młodzi ludzie, którzy wezmą udział w krakowskich Dniach Młodzieży to katolicy, tacy jak Michał, Kuba i Agnieszka. Dlaczego młodzi białostoczanie zdecydowali się działać w ruchach katolickich i pracować jako wolontariusze?

- Naszą motywacją jest rozwijanie swojej osobistej relacji z Bogiem i pragnienie dzielenia się Nim z innymi - wyjaśnia Kuba. - Chcę spotykać się i być blisko z ludźmi, z którymi łączą mnie podobne wartości, aby wspólnie wzrastać w wierze. Wiem, że na wielu z nich, nawet na tych, których osobiście nie znam, mogę liczyć w różnych sytuacjach życiowych.

- Wspieramy się w dążeniu do zbawienia, jest łatwiej kiedy się jest z kimś, kto myśli tak samo jak ja - tłumaczy Agnieszka. - Kiedy dopada mnie przygnębienie lub zdarzy mi się upaść, wiem, że oni mnie podniosą i pocieszą. Człowiek co prawda jest w stanie sam przetrwać, ale to nie daje radości.

Bóg w ich życiu jest obecny na co dzień, mówią o nim jak o przyjacielu, autorytecie, kimś bardzo bliskim.

Pochodzą z bardzo różnych rodzin, wcale nie jest regułą, że z wierzących. W przypadku Michała rodzice nie wynieśli z domów żarliwej wiary. W młodości pojechali natomiast na rekolekcje oazowe.

- Tam podjęli decyzję, że to Jezus Chrystus poprowadzi ich przez dalsze życie - opowiada rodzinne dzieje Michał. - Potem zaręczyli się, pobrali, założyli rodzinę , której jestem owocem. Dostałem w niej mnóstwo miłości i przykładu moralnego życia, których oni nie doświadczyli.

Michał wcale nie biegał w dzieciństwie jako ministrant do kościoła. Wspomina, że gdy była mały, to jak większość dzieci podczas mszy się nudził i żeby jakoś zabić czas, deptał tacie po palcach.

- Jednak w pewnym momencie zobaczyłem, że ta miłość rodziców, ich wiara, to nie jest jakaś bujda i sam zapragnąłem tak żyć - dodaje.
Od siedmiu już lat Michał działa w Ruchu Światło-Życie. Obecnie jest animatorem grupy chłopców w wieku gimnazjalnym i licealnym. Jeździ z nimi na rekolekcje, w góry, na co dzień są dla siebie wsparciem.

Rodzice Kuby oboje są katolikami, ale nie nigdy nie wywierali na nim presji w kwestii wiary. - Po prostu własnym przykładem doprowadzili do tego, że ja również w tym kościele chcę być - opowiada Kuba. - Odkryłem, że to jest prawdziwe.

Gdy będąc w podstawówce chodził do kościoła, wcale nie widział w tym nic pociągającego. Juz jako uczeń gimnazjum dostał zaproszenie na kurs ewangelizacyjny. - Tam zobaczyłem, że wiara i kościół są żywe i prawdziwe i mogą być fundamentalną wartością w życiu.

Wstąpił do katolickiej wspólnoty Ezechiasz. Spotykają się raz w tygodniu w salce przy białostockim kościele św. Rocha, opowiadają sobie o swoim doświadczaniu Boga, o tym co on daje każdemu z nich. - Z jednej strony poznaję Boga, dostaję tam wiedzę, a z drugiej mogę się nią dzielić z innymi na różnych kursach - opowiada Kuba.

Agnieszka do pewnego momentu traktowała Boga jak kogoś do kogo pisze się liściki, tak jak do świętego Mikołaja - i albo życzenie zostanie spełnione, albo nie. Jej wiara w miarę dorastania stopniowo ewoluowała.

- Dopiero kiedy podjęłam decyzję, że to on ma być najważniejszy, nawiązałam z nim prawdziwą relację - tłumaczy dziewczyna.

Czasami droga do Boga jest długa i wyboista. Jedna z dziewcząt na pewnym etapie życia była dość wrogo nastawiona do świata i ludzi. Kiedy trafiła z przyjaciółkami na kurs ewangelizacyjny odkryła, że Bóg jest w stanie dać jej siłę do walki ze swoimi niedoskonałościami. Przestała narzekać, w każdej sytuacji stara się teraz znaleźć dobrą stronę.

Inna młoda białostoczanka, teraz bardzo wierząca, miała rodziców z bardzo liberalnym, wręcz krytycznym, podejściem do kościoła. Jest bardzo zaangażowana w różne ruchy katolickie, co rodzice mają jej za złe, uważają, że przesadza. Wcale jej to nie zraża.

Kościół potrzebuje rodzin

O Bogu mówią zupełnie naturalnie, otwarcie, szczerze i wprost. Witają się słowami "Króluj nam Chryste" i odpowiadają "zawsze i wszędzie". Podczas spotkań we własnym gronie czy przed ważną decyzją żegnają się czyniąc sobie nawzajem na czole znak krzyża.

- Odkryłam, że Bogu mogę powiedzieć naprawdę wszystko - opowiada szczerze Agnieszka. - A skoro on i tak nas zna, to możemy się całkowicie przed nim otworzyć, więc jest to dla nas najbliższą osobą ze wszystkich.

Na poziomie poglądów łatwiej im dogadać się z osobami, które wyznają podobne wartości jak oni. Mają różne charaktery, usposobienia, ale jak mówią, to nie stanowi najmniejszego problemu, ponieważ mają czynnik, który ich łączy, czyli Jezusa.

- Przez przyjaźń z nim jesteśmy w stanie dogadać się na każdej płaszczyźnie i naprawdę się kochać - tłumaczy Agnieszka.

Na codzień są zupełnie zwyczajnymi nastolatkami - chodzą do szkoły, uprawiają sport, chodzą na dyskoteki, do kina, mają sympatie.

- Bóg jest najważniejszy i kościół chce nam pomóc w życiu pełnią życia, a nie nam w tym przeszkadzać i zabraniać atrakcyjnych rozrywek - opowiada Kuba.

- Nie zamykamy się na innych, jesteśmy otwarci i chcemy mieć kontakt z innymi , ale potrzebujemy integracji z osobami, które wyznają tą samą fundamentalną wartość, jaką jest Bóg - wyjaśniają młodzi ludzie.

Żaden z chłopców, z którymi rozmawiam, nie ma zamiaru być księdzem.

- Na półtora tysiąca osób na moim Fb profilu, chyba tylko jeden kolega się nad tym zastanawia - mówi Michał. I dodaje: - Kościół potrzebuje rodzin, chcę się hajtnąć i mieć dzieci.

Na partnerów życiowych nasi głębowko wierzący rozmówcy zamierzają wybrać osoby, wyznające takie wartości jak oni, ale niczego nie przesądzają.
- Na pewno nie odrzucę na wstępie nikogo, kto nie wierzy, bo po pierwsze to się może zmienić, a po drugie to jest człowiek i z założenia jest dobry - mówi Agnieszka. - Ale nie wyobrażam sobie, że żyję w związku małżeńskim z kimś, kto nie wierzy.

Chcą w świecie zrobić cos dobrego

To, że młodzi garną się do Kościoła i działania w różnych formach zauważają sami księża.

- Dużo młodych dzięki takim ruchom przeżyło swoje nawrócenie i teraz chce się tym doświadczeniem dzielić z innymi - mówi ksiądz Andrzej Dębski, rzecznik prasowy Archidiecezji Białostockiej.

Z jego obserwacji wynika, że wiele osób angażuje się dziś również w chrześcijański wolontariat.

- Pytani o to dlaczego, mówią często, że nie wiedzą z czego to wynika, ale czują, że chcą w świecie zrobić coś dobrego - mówi ksiądz Andrzej Dębski.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna