Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Suwalczanka zabijała się powoli przez prawie trzydzieści lat

Tomasz Kubaszewski
Anoreksja dotyka przede wszystkim kobiety. Niezadowolenie ze swojego wyglądu może się przełożyć na poważną chorobę, która czasami prowadzi nawet do śmierci
Anoreksja dotyka przede wszystkim kobiety. Niezadowolenie ze swojego wyglądu może się przełożyć na poważną chorobę, która czasami prowadzi nawet do śmierci
W trumnie leżał kościotrup obciągnięty skórą. Nawet za bardzo nie była do siebie podobna. 54-letnia kobieta zagłodziła się na śmierć. Prokuratura nie dopatrzyła się w tym winy kogokolwiek

O śmierci z powodu anoreksji nikt wcześniej w Suwałkach nie słyszał. A i rzadko się to zdarza w innych częściach Polski. Przynajmniej oficjalnie o tym się nie mówi. Suwalczanka zabijała się powoli przez prawie 30 lat. W końcu jej organizm nie wytrzymał.
- Chciałem jej pomóc, ale ona odmawiała - opowiada mąż kobiety.

Panicznie bała się przytyć

Poznali się w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. To była wielka miłość. Ona - atrakcyjna, niewysoka blondynka, on młody człowiek z burzliwą przeszłością, licznymi wpadkami alkoholowymi i edukacją zakończoną w połowie liceum. Burzliwa młodość szybko odeszła w przeszłość. Mężczyzna się ustatkował. Najpierw stał się dobrym mężem, a potem - ojcem. Znalazł niezłą pracę, przestał zaglądać do kieliszka.
O linię swojego ciała żona dbała tymczasem nieustannie. Twierdziła, że jest zbyt niska, by dużo jeść.
- Zawsze to powtarzała - mówi mąż. - Panicznie bała się przytyć.

Wtedy jeszcze kobieta odżywiała się w miarę normalnie i żadnych niepokojących sygnałów nie było.
Mąż uważa, że problem zaczął się niedługo po urodzeniu syna. Żona obawiała się tego, iż nie wróci do dawnego wyglądu. To wtedy zaczęła ograniczać sobie jedzenie. Obiad kończył się na kilku kęsach, śniadania i kolacje były symboliczne.
Ciągnęło się to latami. Kobieta przestała pracować. Bardzo rzadko wychodziła z mieszkania, znajdującego się w jednym z suwalskich bloków. I unikała towarzystwa.

Znajomych, czy nawet członków rodziny w ogóle do domu nie wpuszczała. Gdy ktoś pukał, udawała, że nikogo nie ma. Chciała w ten sposób uniknąć pytań o swój wygląd. A członkowie rodziny stawali się coraz bardziej zaniepokojeni.
- Nie byłem ślepy, widziałem, co się dzieje - opowiada mąż. - Błagałem ją wręcz, by zaczęła się leczyć.
Od czasu do czasu dawała się namówić. Ale tylko na wizyty u lekarza rodzinnego. Znała go osobiście, więc mu ufała i się go nie wstydziła. Specjalnych efektów takiego leczenia widać jednak nie było.

Tymczasem choroba przybierała coraz bardziej zaawansowane stadia. Zaraz po posiłku kobieta biegła do ubikacji. Słychać było stamtąd odgłosy wymiotowania.
- Nie wiem, czy tak na jedzenie reagował jej organizm, czy też sama zmuszała się do torsji - przyznaje mąż. - Nie miałem odwagi, by pójść z nią do ubikacji.

Wtedy jeszcze utrzymywała stosunki ze swoim bratem i jego rodziną. Spotykali się zwykle z okazji świąt - bożonarodzeniowych czy wielkanocnych. Wszyscy zwracali uwagę na jej wychudzenie. Ale też na to, że starała się dobrze wyglądać - intensywny makijaż, elegancka kreacja.
Bratu udało się raz czy dwa zawieźć siostrę do szpitala w Białymstoku. Trochę tam nawet pobyła. Jednak o ciągłym leczeniu nie chciała słyszeć.
Sześć lat przed śmiercią zerwała wszelkie kontakty także z bratem. Przestała przychodzić na święta, zmieniła numer telefonu komórkowego.
Wciąż chudła. Osłabiony organizm coraz gorzej znosił też wszelkie infekcje. Czasami przez wiele dni nie wstawała z łóżka. Nie mogła zresztą tego uczynić o własnych siłach.

- Kiedy chciałem wezwać pogotowie, buntowała się - mówi mąż. - Groziła, że popełni samobójstwo. Miała bardzo silny charakter. Trudno było się jej przeciwstawić.

W lutym tego roku osłabła po raz kolejny. Leżała w łóżku przez wiele dni. Jedzenia nie przyjmowała już w ogóle. Niewiele też piła. Rano mąż zobaczył, że żona nie daje żadnych oznak życia. Natychmiast wezwał pogotowie.

Lekarz mógł jedynie stwierdzić zgon. Trudno jednak, żeby umknął jego uwadze stan denatki. Na łóżku leżała bowiem potwornie wychudzona osoba - same kości i skóra. Lekarz zawiadomił więc policję. Bo przecież nie było żadnej dokumentacji medycznej, że kobieta chorowała na anoreksję.
- Co w tym domu się tak naprawdę wydarzyło? - medyk pytał pewnie sam siebie.

Na miejscu szybko pojawiła się policyjno-prokuratorska ekipa. Funkcjonariusze zaczęli rozpytywać sąsiadów. Ci niczego złego powiedzieć nie mogli. W mieszkaniu nie dochodziło do awantur, nikt nigdy nie widział, by główny lokator był pijany. Widywano go natomiast w kościele. Bo jest człowiekiem głęboko wierzącym.

Trzeba było ją ubezwłasnowolnić?

I prawdopodobnie nie byłoby żadnego śledztwa, gdyby brat zmarłej nie zobaczył jej w otwartej trumnie i się nie przeraził. Swojej siostry nie mógł rozpoznać. Wyglądała, jak postać z horroru.
Nie dawało mu to spokoju. Nie wiedział, co w ostatnich latach działo się w zamkniętym przed światem mieszkaniu. Miał też wątpliwości, czy żyjący w tym samym lokalu mąż i dorosły syn rzeczywiście kobiecie nie mogli pomóc.
Dlatego złożył doniesienie do prokuratury.

A ta wszczęła postępowanie pod kątem artykułu, który mówi o nieumyślnym doprowadzeniu do śmierci. Można za to trafić do więzienia nawet na 5 lat.
Przesłuchano wielu świadków, przeanalizowano dostępną dokumentację medyczną.
- Śledztwo zostało umorzone ze względu na brak wystarczających dowodów, że do przestępstwa doszło - mówi Ryszard Tomkiewicz z suwalskiej prokuratury.

To postanowienie jest już prawomocne. Brat kobiety zażalenia nie wniósł.
Prokurator Tomkiewicz dodaje, że w podobnych przypadkach jedynym ratunkiem jest przymusowe leczenie. Ktoś z rodziny - mąż, syn czy brat - musiałby jednak złożyć odpowiedni wniosek do sądu dotyczący ubezwłasnowolnienia kobiety. A to nie taka prosta sprawa.
- Przyszło mi to do głowy - przyznaje 58-letni dzisiaj wdowiec. - Nosiłem się z takim zamiarem przez długi czas. Wiedziałem jednak, jak ona na to zareaguje. Nigdy by mi tego nie wybaczyła. Tak kochaną osobę miałem wysłać do jakiegoś zamkniętego zakładu? Przypuszczam zresztą, że wtedy naprawdę odebrałaby sobie życie.

Nie jest też wcale pewne, czy sąd na przymusowe leczenie by się zgodził. Dzieje się tak niemal z automatu, gdy osoba, która ma być ubezwłasnowolniona zagraża otoczeniu. Np. alkoholik znęca się nad rodziną, narkoman demoluje mieszkanie. Ale jeżeli ktoś, kto ma wolną wolę, chce we własnych czterech ścianach zapić się na śmierć, albo - zagłodzić, to jego wybór.
W Suwałkach nigdy nie doszło do sytuacji, by osoba chora na anoreksję została ubezwłasnowolniona. Takiej sytuacji nie ma opisanej w żadnych rejestrach.

A i w tym przypadku choć ciało odmawiało już kobiecie posłuszeństwa, do końca życia w pełni ponoć panowała nad swoim umysłem. - Zdawała sobie sprawę, co się z nią dzieje - zapewnia mąż. - Ja po prostu nie wiem, dlaczego ona to zrobiła.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna