Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mamy Mamy. Mają coraz więcej pracy i... czasu. Zaczęły zmieniać swoje miasto

Helena Wysocka
Sylwia Piekarska
Sylwia Piekarska Helena Wysocka
Honorata przyjechała do Augustowa dwa lata temu. Ewa urodziła się nad Nettą, ale wyjechała. Natomiast Sylwia stąd pochodzi i tutaj mieszka. Wszystkie mają małe dzieci i chęci do działania. Skrzyknęły się i założyły nieformalną grupę Mamy Mamy.

Przez dwa dni czytały bajki na trawie. Akcja powiodła się, więc planują kolejne. - Myślimy o tym, by organizować czytelnicze weekendy, albo niedziele, albo przynajmniej śniadania - mówi Honorata Piłasiewicz. - Latem rodzice mogliby przychodzić z kocykami i koszykami nad rzekę. A na czas jesiennej słoty znajdziemy schronienie pod dachem.

W planach są też większe projekty. Augustowianki zastanawiają się, czy nie zapraszać dzieciaków na przykład na sobotnie warsztaty. Maluchy mogłyby uczyć się czegokolwiek: malować, szyć, tańczyć, recytować, czy śpiewać. A ich mamy miałyby parę godzin wolnego, by odetchnąć, albo zająć się sobą.

Kobiety twierdzą, że do tego typu akcji nie potrzebne są pieniądze, tylko chęci. A tych im nie brakuje. Podobnie jak... wolnego czasu. - Im plan dnia bardziej wypełniony, tym więcej można tam wcisnąć - śmieje się Sylwia Piekarska.

Bajali przez dwa dni

Honorata Piłasiewicz przyjechała do Augustowa dwa lata temu, za mężem. Wychowuje trzyletnią Hanię i o rok młodszego Henia. Pracuje zdalnie, jest redaktorem w wydawnictwie edukacyjnym. Sylwia Piekarska też ma dwoje małych dzieci: Stefana i Stasia. Jest pedagogiem w jednej z augustowskich szkół, gdzie spędza po kilka godzin każdego dnia. Uczestniczy w warsztatach wokalnych, ponieważ chce się rozwijać, a w wolnym czasie, od dwóch lat robi "Rewolucję na obcasach". W ramach tej akcji pięć miejscowych kobiet przechodzi metamorfozę. Mówiąc inaczej, grupa zapaleńców, czyli stomatolog, fryzjer, stylista i kosmetyczka robią panie na bóstwo. Oczywiście, nikt nie bierze za to ani grosza.
- Nie wszystko można przeliczać na pieniądze - zauważa Piekarska.

Natomiast Ewa Prajsner jest matką trojga maluchów: Tosi, Jasia i Zuzanki. Od kilku lat mieszka w Warszawie i to ona wpadła na pomysł, by rodzinne miasto choć trochę rozruszać. Wprawdzie od kilku lat dzieje się w nim coraz więcej, ale imprez, w których mogliby uczestniczyć rodzice z maluchami, brakuje. A, że inicjatorki nie wyobrażają sobie życia bez książek, to postanowiły przeprowadzić nad Nettą wielką, czytelniczą akcję. Zachęcić rodziców oraz dzieciaki do sięgania po książeczki, a przy okazji dać sobie szansę na zawarcie nowych, ciekawych znajomości.
- Fajnie byłoby utworzyć w mieście taki klub mam - zdradzają. - Mogłybyśmy wymieniać doświadczenia i wspierać się w różnych sprawach. Choćby, jeśli będzie taka konieczność, zająć się dziećmi.

Póki co, podzieliły się obowiązkami przy organizacji czytelniczych spotkań. Ewa wzięła na siebie ciężar zorganizowania warsztatów dla rodziców, podczas których fachowcy mówili, jak radzić z emocjami najmłodszych. Zachęciła też do przyjazdu nad Nettę znanych i lubianych bajkopisarzy, by dzieci mogły dopytać, jak powstają historie ich ulubionych bohaterów.

Sylwia natomiast była odpowiedzialna za promocję przedsięwzięcia, a Honorata ruszyła w miasto, by kruszyć serca lokalnych przedsiębiorców.
- Właściwie nie potrzebowałyśmy zbyt wiele pieniędzy - opowiada Piłasiewicz. - Chciałyśmy tylko kupić książeczki dzieciom, które uczestniczyły w konkursach.

Choć jest w Augustowie od niedawna i mało znana, wróciła z tarczą. Jedni dali trochę kasy, drudzy - namioty, czy mikrofon. Znaleźli się też tacy, którzy zaoferowali autorom książeczek noclegi oraz ich nakarmili.
- Miejscowi przedsiębiorcy byli bardzo nam życzliwi - dodaje rozmówczyni. - Może dlatego, że w naszej akcji nie było żadnej ideologii.
To fakt, rodzice rozsiedli się ze swoimi dziećmi nad Nettą, na kocykach i bajali przez dwa dni. Żegnając się dopytywali, czy za rok też mogą przyjechać.

Piłasiewicz mówi, że pewnie tak, tylko w innym terminie. Chcą, by ich kilkutygodniowy wysiłek nie szedł na marne i w imprezie uczestniczyło o wiele więcej osób.

- Wakacje ludzie spędzają nad jeziorami - zauważa. - A pod wodą plakatów promujących akcję nie czytają. Pewnie dlatego nie całe błonie były założone kocykami.
Ale ci, którzy przyszli byli zachwyceni pomysłem.

- Do głowy mi nie przyszło, że trzeba tak niewiele, by miło i pożytecznie spędzić wolny dzień - mówiła Marzena Tymuszko. - A dzieciaki bawią się znakomicie.

Ręce do pracy poszukiwane

Członkinie grupy Mamy Mamy liczą na to, że niebawem skupią więcej osób. Wtedy i pomysłów, i rąk do pracy będzie więcej. Tym bardziej, że inicjatywy młodych mam wspierają ich mężowie. W pomoc przy organizacji bajania na trawie włączyli się spontanicznie.
- W mieście jest wielu młodych ludzi - zauważa Sylwia Piekarska. - Większość z nich ma ochotę coś zmienić. Trzeba to wykorzystać i przystosować Augustów tak, by żyło się lepiej. Wszyscy na tym skorzystają. My także.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna