Białostocki literat, odsiadujący karę czterech i pół roku wiezienia, został wprawdzie dowieziony z aresztu, ale okazało się, że jest chory.
- Od trzech tygodni mam zapalenie krtani i ucha - tłumaczył 82-letni autor "Było to nad Czarną Hańczą". Twierdził, że w tej sytuacji nie może uczestniczyć w rozprawie. Oskarżonego zbadał lekarz. Sąd zdecydował się na odroczenie procesu do 14 listopada.
Tym razem prokurator z Instytutu Pamięci Narodowej postawił Aleksandrowi O., byłemu szefowi tzw. sekcji do zwalczania bandytyzmu w suwalskim Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego, cztery zarzuty. Podobnie, jak w poprzednim postępowaniu, dotyczą one znęcania się nad osobami podejrzanymi o przynależność do antykomunistycznego podziemia i wymuszania zeznań.
Aleksander O., eskortowany przez policjantów, na sali rozpraw pojawił się z efektowną białą brodą, której nie miał wcześniej.
- To jest zbrodniarz! Jeśli sąd pozwoliłby, to zabiłbym go na miejscu - emocje poniosły świadka, 77-letniego Stanisława Wysockiego.
Na korytarzu chętnie opowiadał o dramacie swoim i najbliższych w 1946 roku. Twierdził, że głównym winowajcą był właśnie późniejszy literat.
- Mieszkaliśmy w Jeglińcu koło Krasnopola. Daty nie pamiętam, ale do domu wpadli ubowcy. Zachowywali się jak najgorsi bandyci. Wszystkich pod ścianę, strzelanie na postrach, wyzwiska i groźby - opowiada.
Grupą dowodził Aleksander O. Kolbą pistoletu tłukł po głowie Bronisława Wysockiego, ojca świadka.
Więcej w papierowym wydaniu "Gazety".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
