Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nikt go nie widział

(yes)
Przeszło miesiąc trwają poszukiwania Mateusza Skreczko.

Policji nie udało sie natrafić na żaden ślad 17-letniego suwalczanina. Z dramatycznym apelem o pomoc za naszym pośrednictwem zwraca się jego matka.
- Może ktoś go widział, może coś wie o jego losie. Proszę, niech się odezwie! Przecież to niemożliwe, żeby człowiek zniknął bez śladu - mówi Ewa Skreczko.
Mateusz, jak parokrotnie informowaliśmy, zaginął 24 października. Ok. godz. 18.00 wyszedł z domu. Powiedział, że zaraz wraca.
- Od tej pory już go nie widziałam. Zadzwoniłam na komórkę. Odebrał ktoś obcy i natychmiast się rozłączył. Z bilingu wynika, że połączenie trwało dziewięć sekund - opowiada E. Skreczko.
O zaginięciu syna powiadomiła policję. Wszczęto oficjalne poszukiwania. Komunikaty ukazały się w prasie. Praktycznie nie było żadnego odzewu.
- Owszem, otrzymywaliśmy różne sygnały, ale żaden z nich się nie potwierdził - informuje asp. Krzysztof Kapusta, oficer prasowy KMP w Suwałkach.
Policjanci przeszukiwali m.in. żwirownię w Krzywólce i las w podsuwalskiej Szwajcarii. Przeczesywali ogródki działkowe, wypytywali ich właścicieli. W Papierni, bo i taki ślad się pojawił, strażacy wypompowywali wodę ze starych studzienek. Bez rezultatu.
Nie brakowało zwykłych plotek. Kilkakrotnie miasto obiegła wieść o rzekomym samobójstwie nastolatka. Rzekomo widziano jego wiszące ciało w Bakaniuku lub w okolicach ulicy Lityńskiego.
- To wszystko nieprawda - zaprzecza Krzysztof Kapusta.
Prawdziwy jest natomiast wątek, że zaginiony w sądzie miał być świadkiem w sprawie przestępczej grupy rozpowszechniającej narkotyki. W śledztwie złożył zeznania obciążające braci R. Obaj, już po zniknięciu Mateusza, zostali skazani na kary po 3,5 roku pozbawienia wolności.
- Bał się - twierdzi matka. - W połowie września przestał chodzić do szkoły, właściwie cały czas siedział w domu, ale i tak docierały do niego pogróżki, że pójdzie do piachu.
Niezależnie od policji i prokuratury Ewa Skreczko od miesiąca próbuje na własną rękę ustalić, gdzie jest syn. Zaczynała od przepytywania znajomych i sąsiadów. Bezskutecznie.
Poradzono jej żeby zwróciła się do znanego w Polsce jasnowidza z Człuchowa.
- To było kompletne nieporozumienie. Na audiencję należało poczekać parę godzin, później wpuścił tylko na próg mieszkania. Wziął zdjęcie syna, oddał zaklejoną kopertę. Kazał przekazać policji. W środku były jakieś bazgroły. Niby szkic, ale tylko napis "Suwałki" się zgadzał - wizyta kosztowała 150 zł.
Później jasnowidz domagał się szczegółowych map geodezyjnych i obiecywał przyjazd do Suwałk. Nigdy się nie pojawił. Nie pomogła również suwalska wizjonarka. Kolejna, z Białegostoku, jeszcze nie odpowiedziała.
Śledztwo w sprawie zaginięcia Mateusza prowadzi suwalska prokuratura. Na razie pod uwagę brany jest artykuł kodeksu karnego, mówiący o bezprawnym pozbawieniu wolności.
Więcej w papierowym wydaniu "Gazety".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna