Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zginęła na chodniku

(hel)
Siedemdziesięciotrzyletnia suwalczanka poślizgnęła się na oblodzonym chodniku i z pękniętą podstawą czaszki trafiła do szpitala.

W ubiegłym tygodniu zmarła. Sprawą zajmuje się policja.
Do tragedii doszło w ostatnim dniu minionego roku. Około godziny dziewiątej rano Bronisława S., mieszkanka jednego z bloków przy ulicy Noniewicza, wybrała się do przychodni lekarskiej. Poszła na "skróty", obok bloku nr 17 przy ulicy 1 Maja. Tam poślizgnęła się na oblodzonym chodniku i upadła. Staruszkę leżącą na ziemi zauważył przypadkowy przechodzień. Wezwał kartkę pogotowia, a ta przewiozła kobietę do szpitala. Skarżyła się na ból głowy. Lekarze stwierdzili, że ma pękniętą podstawę czaszki. Siedem dni później zmarła.
Chodnik, na którym Bronisława S. poślizgnęła się, pozostaje w zarządzie suwalskiej Zakładowej Spółdzielni Mieszkaniowej. Jej prezes Leszek Dziurdzikowski twierdzi, że za porządek był odpowiedzialny, specjalnie w tym celu zatrudniony, pracownik. Miał sprzątać wszystkie przyległe do bloków przy ulicy 1 Maja chodniki.
- Powinien je odśnieżyć i posypać piaskiem - precyzuje Dziur-dzikowski. - Robił to od początku zimy i nie mieliśmy zastrzeżeń. Ale w sylwestra sytuacja była wyjątkowa. Od rana padał marznący deszcz i na chodnikach błyskawicznie robiło się lodowisko. Ten człowiek po prostu nie nadążał z pracą. Stąd, być może, na 1 Maja było ślisko.
Prezes Dziurdzikowski dodaje, że tego feralnego dnia kończyło się zatrudnienie tego pracownika spółdzielni.
- To nie ma związku z wypadkiem - dodaje. - Już wcześniej planowaliśmy zmiany.
Od stycznia o porządek na terenie zakładowej spółdzielni ma dbać specjalnie wynajęta firma. Ma, ale czy tak robi? Wczoraj, w miejscu tragedii, chodniki były wciąż oblodzone. Nic nie wskazywało na to, aby w ostatnich dniach ktokolwiek skuwał tam lód.
- Po upadku tej staruszki to przyjechała tutaj jakaś ekipa i wybrała z chodnika wszystkie kryształki lodu - mówi jedna z lokatorek. - A teraz, niestety, wszystko wróciło do normy. Tylko patrzeć, jak znowu coś się wydarzy.
Nieszczęśliwym wypadkiem Bronisławy S. zajęła się policja.
- Ustaliliśmy tylko, czy w tym zdarzeniu brały udział osoby trzecie - mówi Krzysztof Kapusta, oficer prasowy suwalskiej policji. - Okazało się, że nie. Bezpośrednią przyczyną tego zajścia była śliska nawierzchnia chodnika.
W najbliższych dniach policja wystosuje do sądu grodzkiego wniosek o ukaranie prezesa spółdzielni. Dziurdzikowski zapłaci przypuszczalnie 400 zł grzywny, bo tyle zwykle za oblodzone chodniki wymierza suwalski sąd.
Nie wiadomo, co zrobi rodzina zmarłej Bronisławy S. W drodze powództwa cywilnego może dochodzić od spółdzielni odszkodowania. A wtedy w grę będą wchodziły tysiące, a może nawet dziesiątki tysięcy złotych. Pieniądze, zgodnie z przepisami, będzie musiała wypłacić spółdzielnia mieszkaniowa, a nie osoba sprzątająca. Bo ta nie ponosi żadnej odpowiedzialności prawnej.
- Od tego rodzaju zdarzeń jesteśmy ubezpieczeni - informuje Dziurdzikowski. - Ewentualne roszczenia odzyskamy od firmy ubezpieczeniowej.
Prezes dodaje, że z powodu zdarzenia jest mu niezwykle przykro. Pociesza się, że do wypadków dochodzi co roku i to nie tylko w jego spółdzielni.
Więcej w papierowym wydaniu "Gazety".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna