- Od piętnastu lat nie miałem kropli alkoholu w ustach, ponieważ jestem schorowany - mówi zainteresowany mężczyzna. - Nie mogę pogodzić się z tym wyrokiem!
Nieźle się bawili
Do zdarzenia, które kilka tygodni temu miało swój finał w sądzie, doszło nad jednym z augustowskich jezior. Odbywały się tam regaty, w których uczestniczył także Piotr R. - Zawody zakończyły się wieczorem, później było ognisko - opowiada 67-letni mężczyzna. - Żeglarze nieźle się bawili. Piwo i wódka lały się strumieniami. Upiekłem sobie kiełbaskę, porozmawiałem ze znajomymi i uznałem, że pora wracać do domu.
Okazało się, że to nie takie proste. Na parkingu jest wiele samochodów i trudno wyjechać z placu. Poprosił więc właścicielkę auta, która pozostawiła je na drodze, aby pomogła. - Nie wiem, czy kierowała źle, czy byłem zmęczony - dodaje. - Fakt, że stuknąłem w jej auto i wytłukłem reflektor.
Kobieta zażądała trzech tysięcy tytułem rekompensaty. Piotr R. proponował trzysta złotych. Nie mogli się dogadać. Doszedł więc do wniosku, że lepiej będzie, jak rachunek pokryje firma ubezpieczeniowa. Podał kobiecie dowód rejestracyjny swojego pojazdu i poprosił, by spisała stosowne oświadczenie. Później je podpisał i uznając, że sprawa jest załatwiona pojechał do domu.
Dalej są dwie wersje tego, co wydarzyło się nad jeziorem. Jedni twierdzą, że ktoś wezwał policję w trakcie spisywania oświadczenia o kolizji. Inni, że wtedy, gdy Piotra B. już nie było nad jeziorem. Fakt, że funkcjonariusze przyjechali, sporządzili notatkę służbową, w której stwierdzili, że "zgłaszający są pod wyraźnym wpływem alkoholu" i wrócili na komendę.
- Problem w tym, że ja nie miałem pojęcia o tym telefonie - mówi zainteresowany. - W innym przypadku sam zgłosiłbym się do dyżurnego i poprosił o wykonanie badania na trzeźwość.
Dwa miesiące później dostał wezwanie na komendę, gdzie usłyszał, że będąc pod wpływem alkoholu spowodował kolizję.
Widać było chwiejność
Sprawa trafiła do augustowskiego sądu. Pokrzywdzeni i niektórzy świadkowie twierdzili, że Piotr B. był pijany. "Nie wyczuwałem od niego alkoholu, ale widać było chwiejność zachowania... " - zapewniał jeden z nich w sądzie. Drugi mówił, że wszyscy pili, więc B. pewnie też, a kolejny przekonywał sąd, że "na pewno był pod wpływem alkoholu, bo chodził z butelką wódki i częstował ludzi...". Sąd dał im wiarę. W uzasadnieniu dodał, że na winę kierowca wskazuje jego nagłe odjechanie z miejsca zdarzenia. - Trzeźwy nie postąpiłby w ten sposób - dowodził sędzia.
Dodając, że czyn ten jest karygodny wymierzył Piotrowi B. 550 zł grzywny i na pół roku zabrał prawo jazdy. - Dla mnie ta kara była bardzo dokuczliwa - dodaje rozmówca. - Mam bardzo chora żonę, którą trzeba wozić na zabiegi. Poza tym, otrzymuję tylko 400 zł renty i większość tych pieniędzy wydaję na lekarstwa.
Piotr B. uznał, że lepszym rozwiązaniem będzie areszt.
Sąd przychylił się do tego wniosku i nakazał odsiedzieć 10 dni. 20 lipca Piotr R. zgłosił się do białostockiego aresztu, ale nie został przyjęty. Placówka nie posiadała np. aparatu tlenowego, który zapewniłby naszemu Czytelnikowi bezpieczeństwo. - Chcieli wieźć mnie do Barczewa - dodaje B. - Uznałem, że dość już tych paradoksów. Pożyczyłem pieniądze i zapłaciłem grzywnę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?