Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo stare rany bolą

Kazimierz Radzajewski [email protected]
Był batożony przez Niemców, widział jak hitlerowscy oprawcy wieszali niewinnych ludzi. Koniec wojny nie oznaczał jednak dla Bolesława Orzelskiego końca udręki...

Bolesław Orzelski z Kozińca k. Jaświł, 84-letni rolnik, nie opowiadał nikomu o swoich tragicznych losach z czasów wojny i powojennego terroru władzy ludowej. Bał się, bo doświadczył na własnej skórze wiele zła. Teraz przerwał swoje milczenie...
Na zwierzenia o "dobrych Niemcach" i równie "przyjaznych" Polakach namówił Orzelskiego moniecki historyk Arkadiusz Studniarek.
Ucieczka z Prus
Pan Bolesław niechętnie przystał na zwierzenia, bo - jak mówi - stare rany wciąż bolą, a chwalić się nie ma czym.
- Pochodzę z wielodzietnej rodziny wiejskiego kowala. Było nas dużo, więc sołtys posłuszny rozkazom amstkomisarza wybrał mnie do grupy wyjeżdżającej na przymusowe roboty do Prus Wschodnich. Trafiłem do majątku k. miasta Neidenburg (obecnie Nidzica). Mordęga była straszna, bo niewolników nikt nie szanował. Któregoś dnia nadzorca tak mnie zbił nahajką, że o mało ducha nie wyzionąłem. Postanowiłem z ziomkiem Bronkiem Popławskim uciec z tej niewoli - mówił Orzelski.
W niemieckiej katowni
Tak też się stało i dwaj uciekinierzy tułali się od wsi do wsi, unikając ważniejszych traktów. Nie dane im jednak było wrócić do domu, bo zatrzymał ich niemiecki patrol. Obaj trafili do więzienia w Łomży.
- To było straszne miejsce. Nic tylko bicie i głód. Nie byłem widać groźnym bandziorem, bo zrobili mnie korytarzowym. Widziałem jak oprawcy wywlekali ludzi z cel, a potem słychać było krzyki przerażenia i odgłosy bicia. Bywało, że zawoziłem do celi kocioł z kawą, ale nie było już komu jej pić. Kilka razy w tygodniu odbywały się egzekucje. Za murem rozlegały się strzały. Któregoś dnia wywlekli dziewięciu skazańców na szafot i powiesili ich na dziedzińcu. To była kara za próbę ucieczki - mówił pan Bolesław.
Ucieczka po raz drugi
Po siedmiu miesiącach Orzelski trafił do Supraśla. Znalazł się w dużej przetwórni mleka. Tam już było mu lżej, bo zrobili go kucharzem. Dał znać rodzinie, że żyje. Ojciec przekupił potem nadzorcę, by ten nie wysyłał syna w transport do Niemiec.
- Pewnego ranka chciałem już gotować strawę, a tu słyszę, że nie ma już komu. Nie czekałem już na nic, tylko "dałem nogę" z tej fabryki. Trzeba było ukrywać się, bo szpicli nie brakowało, a bez dokumentów normalnie żyć nie można było. Antoni Rydzewski ps. "Kamień" namówił mnie do wstąpienia do oddziału partyzanckiego. W lasach było wtedy dużo takich ludzi, co czekali na front - wspominał staruszek.
Doczekali się "oswobodzenia" przez wojska sowieckie. Orzelski widział jak bolszewicy wcielali na siłę "ochotników" do swojego wojska, bili i rabowali. Pan Bolesław ukrywał się więc nadal. W Jaświłach pojawił się później duży oddział partyzancki. Donosił im znalezioną w lasach broń. Nie wołali Orzelskiego do pomocy i udziału w swoich akcjach, więc pan Bolek doczekał końca wojny.
Za karę do kopalni
Nie dane mu jednak było w spokoju zająć się gospodarstwem, bo nieopatrznie podarował koledze znaleziony w polu pistolet. Ten przekazał go komuś innemu, a ów wpadł w ręce bezpieki. UB-owcy szybko znaleźli pierwszego "darczyńcę" i postawili Orzelskiego przed sądem. Za ten wrogi ustrojowi czyn pan Bolesław otrzymał wyrok 7 lat więzienia. Znów trafił do przymusowej pracy - tym razem w kopalni węgla na Śląsku. Pokutował tak do 1956 r., gdy objęła go amnestia, która zdjęła z niego połowę wyroku.
- Mam akordeon, pogrywam sobie i staram się zapomnieć o tych strasznych latach - zamyślił się Orzelski.
- Tacy jak on dopiero teraz opowiadają o swoich przejściach. To po trosze z żalu i ze strachu przed każdą kolejną władzą, która może mieć inne podejście do ludzi poszkodowanych przez III Rzeszę i PRL - zauważył później Studniarek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna