MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Doroteusz Fionik jest siewcą zboża i wiejskiej tradycji

Andrzej Zdanowicz [email protected]
Zdjęcie z planu filmowego „Siewcy”. Tytułowy bohater, Doroteusz Fionik – w czarnym stroju z białą chustą. Film wyświetlano już w Bielsku i Białymstoku. W sobotę, 17 maja, o godz. 20 zostanie pokazany w siedzibie w Białowieskiego Parku Narodowego, a w niedzielę o godz. 19.40 wyemituje go TVP Białystok.
Zdjęcie z planu filmowego „Siewcy”. Tytułowy bohater, Doroteusz Fionik – w czarnym stroju z białą chustą. Film wyświetlano już w Bielsku i Białymstoku. W sobotę, 17 maja, o godz. 20 zostanie pokazany w siedzibie w Białowieskiego Parku Narodowego, a w niedzielę o godz. 19.40 wyemituje go TVP Białystok. Jerzy Kalina
Doroteusz Fionik z Bielska Podlaskiego porównywany jest do biblijnego siewcy. Bo rozsiewa i ziarno, i pamięć o tradycji podlaskiej wsi.

Umówić się z Doroteuszem Fionikiem nie jest łatwo. Po pierwsze jest bardzo zajęty, po drugie - nie ma nawet telefonu komórkowego. A w domu trudno go zastać, bo pochłonięty jest pracą w gospodarstwie lub w swoim skansenie w Studziwodach koło Bielska Podlaskiego. Dużo też jeździ po Podlasiu i białoruskim Polesiu. Chodzi od chaty do chaty, rozmawia z ludźmi i gromadzi informacje o historii regionu. A potem opisuje w swoich książkach dawne obrzędy, przypomina teksty wiejskich pieśni. A i oczywiście od czasu do czasu organizuje wspaniałe, kolorowe inscenizacje dawnych zwyczajów. Żeby starsi mieli okazję sobie przypomnieć, jak to dawniej bywało, a młodzi - poznać codzienne życie swoich dziadków.

Fionik jak nikt inny potrafi opowiadać o lokalnych obrzędach ludowych. Propagowanie tradycji prawosławnych wsi to dla niego nie tylko praca, to jego pasja i cel życia.

W tę samą ziemię rzucali ziarno moi dziadkowie

- Chrystos Woskres! - takim prawosławnym pozdrowieniem, używanym w okresie wielkanocnym (Chrystus Zmartwychwstał - przyp. red.), wita nas w progu. A następnie lokalną gwarą snuje swoją opowieść: - Mój dziadek obrabiał ziemię i siał zboże, więc i ja od 30 lat je sieję. I najbardziej lubię siać rękoma, choć mam też siewnik. A kiedy żyto wzejdzie, lubię je kosić kosą, bo jest w tym jakieś sacrum. Podczas takich żniw zbierają się sąsiedzi i bliscy. W przerwach na odpoczynek jest okazja do rozmów. Można też kontemplować przyrodę, niezmąconą hukiem kombajnu, traktora, czy innych maszyn. Choć, oczywiście, zdarza mi się się korzystać z usług kombajnisty.

Doroteusz Fionik, jak każdy współczesny człowiek, korzysta z dobrodziejstw techniki, ale ogromną wagę przywiązuje do tego, by podtrzymywać tradycje przodków.
- Obsiewając pole i uczestnicząc w różnych obrzędach wpisuję się w odwieczny cykl przyrody, zachowuję dziedzictwo, sukcesję, ciągłość, jak każdy rolnik - tłumaczy Fionik. - W tę samą ziemię, w którą rzucali ziarno moi dziadkowie, i ja rzucam. To jest taka kultywacja nie tylko ziemi, ale i tradycji. Ja tym żyję i staram się rozwijać te talenty, które dał mi Bóg.

To nie jest ludowość estradowa

To niezwykle zaangażowane podejście do tradycji, prawosławnej religii i białoruskich obrzędów zaintrygowało znajomego Doroteusza Fionika - Jerzego Kalinę z Telewizji Biełsat. I powstał film "Siewca", którego bohaterem jest "Siejbit", czyli siewca nie tylko zboża, ale i białoruskiej tradycji i kultury.

- Darka znam od dawna - opowiada Kalina, również posługując się gwarą. - Znam go aż za dobrze, dlatego pewnie nie przyszłoby mi do głowy robić o nim film, gdyby nie pewne zdarzenie... Gdy Darkowi urodziła się córka, spotkałem Ilię - jednego z jego synów.

Zapytałem go o imię siostry. Na co dwunastoletni chłopiec pyta, czy jestem prawosławny, a później odpowiada pytaniem: jak ma mieć na imię dziewczynka, która urodziła się w dniu św. Taisy? To mnie tknęło. Kiedyś dzieci nazywano imionami świętych, którzy byli patronami dnia, w którym się one rodziły. Tak też robi Darek. Tym różni się od wszystkich tych, którzy występują w zespołach ludowych i przed wyjściem na scenę zakładają ludowe stroje. Dobrze, że się przebierają i śpiewają białoruskie pieśni, ale ich ludowość jest jedynie estradowa. Przywiązanie Darka do tradycji jest autentyczne. On tym żyje i tę żywą tradycję przekazuje swym dzieciom.

Widać to na każdym kroku: gdy razem z synem młóci cepem zboże, a w przerwach rozmawia ze starszymi ludźmi prosząc, by opowiedzieli, jakie pieśni śpiewano na Juria (św. Jerzego) oraz na rozpoczęcie i zakończenie żniw. Wszystko to spisuje, a stare, odchodzące w zapomnienie pieśni odtwarzane są przez zespół Żemerwa.
- Staram się, by młodzi ludzie, należący do zespołu, śpiewali razem z tymi starszymi, bo dzięki temu uczą się melodii i właściwej wymowy słów - opowiada Fionik.
Doroteusz z młodzieżą podróżuje i koncertuje nie tylko na podlaskich wsiach, ale i na Białorusi.

- Gdy jeździliśmy z Darkiem na zdjęcia do filmu "Siewca", byłem zaskoczony, że wszędzie go znają i cenią - wspomina Kalina. - Zresztą on również bardzo często przyjmuje gości z zagranicy. Bywa, że w jego w domu nocuje po 20 osób. Ogromną rolę odgrywa tu żona Darka, która, pomimo że ma na głowie swoją pracę i wychowywanie dzieci, wspiera go we wszystkich działaniach.

Odziedziczony dom zamienił w skansen

Fionik fascynację kulturą i historią wyniósł z domu.
- Z dzieciństwa pamiętam dom dziadków, z dużym gankiem, gdzie stał stary kuty kufer - opowiada. - Kufer ten towarzyszył babci i dziadkowi podczas bieżeństwa (ucieczki ludności prawosławnej w głąb Rosji w 1915 r. - przyp. red.). Przechowywali w nim nie tylko ubrania, ale też stare dokumenty i monety. Do dziś mam je w skansenie. Pamiętam też, jak chodziłem z dziadkiem w pole, by siać. Próbowałem nawet iść przy pługu ciągniętym przez konie. Bardzo to lubiłem.

Dlatego nikt się nie dziwił, gdy nastoletni Doroteusz poszedł do technikum rolniczego. Nie chciał się jednak ograniczać do uprawy roli. Potem wstąpił więc do seminarium duchownego przy klasztorze w Jabłecznej. Ale duchownym nie został .
- Monastyr znajdował się kilka kilometrów od granicy białoruskiej - wspomina Fionik. - Te tereny były dla mnie terra incognita (ziemia nieznana - przyp. red.). Po skończeniu seminarium postanowiłem je poznać, dużo podróżowałem, zainteresowałem się historią i etnografią, studiowałem eksternistycznie muzealnictwo.

Potem założył własny skansen. Jego początki sięgają roku 1986, gdy Fionik otrzymał w spadku po krewnym zabytkowy dom w Studziwodach, wraz z ziemią rolną. W domu tym zaczął gromadzić zabytkowe przedmioty. W 1993 r. przeniósł ów budynek kilkadziesiąt metrów dalej i nadał mu nazwę - Muzeum Małej Ojczyzny. Skansen z roku na rok się rozrastał. Dzisiaj oprócz odziedziczonego domu Kondratiuków (krewnych Fionika) z 1925 r., można w nim oglądać: dom mieszczański z 1823 r. (przeniesiony w 2003 z ul. Poniatowskiego w Bielsku), spichlerz z 1935 r. oraz wiele eksponatów używanych niegdyś na co dzień i od święta przez mieszkańców naszego regionu.

Obecnie Doroteusz Fionik pracuje też przy inscenizacji XII-wiecznego dramatu łacińskiego, poświęconego św. Mikołajowi. Przedstawienie można będzie obejrzeć 22 maja - w dzień święta przeniesienia relikwii św. Mikołaja. Zostanie wystawione na placu ratuszowym i dziedzińcu dawnego klasztoru karmelickiego w Bielsku Podlaskim.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna