MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Głos z megafonu ogłaszał, że mają 15 minut na opuszczenie domów

Katarzyna Sobieniewska, G. Lipiec [email protected]
Wielu mieszkańców zalanych terenów postanowiło zostać w swoich domach w obawie przed szabrownikami. Ratownicy dowożą im żywność i pitną wodę.
Wielu mieszkańców zalanych terenów postanowiło zostać w swoich domach w obawie przed szabrownikami. Ratownicy dowożą im żywność i pitną wodę.
Kiedy głos z megafonu ogłaszał, że mają kwadrans na opuszczenie swoich domów, Ewa złapała pod pachę ukochaną kotkę Norkę, Sławek wziął laptopa i wyszli zamykając za sobą drzwi. Żadne z nich nie miało pojęcia, czy będzie jeszcze do czego wracać...

Fala przyszła nagle. Nad ranem. Nie było czasu na szukanie kosztowności i zastanawianie się, co jeszcze może się przydać. - To moja pierwsza powódź w życiu, więc zupełnie nie miałem pojęcia, jak się zachować.

Nie spanikowałem. Wziąłem laptopa i czekam, że już niedługo wrócę - mówi spokojnie Sławek z Wielowsi, osiedla położonego przy zatopionej drodze Tarnobrzeg - Sandomierz. Na razie, razem z rodziną, zamieszkał w internacie "budowlanki" w Tarnobrzegu.

Tam samo trafiła i Aniela Brzęczka z Wielowsi. Z domu zabrała tylko lekarstwa i ręczniki. Przyjechała do internatu razem z mężem. Jest bardzo przygnębiona: - W domu zostały kury i kaczki. Czy to wszystko przeżyje? - zastanawia się. I pozwala się prowadzić z jednego pokoju do drugiego. W końcu siada na internatowym tapczaniku: zmęczona, smutna.

Całą noc przed wielką powodziową falą Kulowie z Wielowsi nie zmrużyli oka. Nie wiedzieli, czy pakować rzeczy, czy liczyć na cud. Bo może woda nie dojdzie? Może tylko tak straszą, a wszystko przejdzie obok?

Nie przeszło. Dlatego przyjechali do Tarnobrzega, by schronić się w internacie. Zamieszkali w jednym pokoju z Anielą i Janem Brzęczkami. Dobytek schowali na strychu. Ze sobą nie zabrali prawie nic. Mają nadzieję, że jak wrócą, to jeszcze coś zastaną.

- Zapamiętam ten moment do końca swojego życia - opowiada pani Teresa z Wielowsi. - Kiedy byliśmy już na pontonie, nagle zaczął tonąć. Cudem wyszliśmy z tej opresji cało.

Złapał tylko dokumenty
Mieczysław Chojnacki pracował nad ochroną wału w Koćmierzowie. Około godz. 4 nad ranem wrócił do domu, aby odpocząć.

- Nagle obudziły mnie krzyki, że woda przerwała wał - opowiada Chojnacki. - Nie wziąłem z domu nic. Mam tylko dokumenty, żadnych ciuchów ani kosmetyków. Nie wiem, czy mamy po co wracać...

Zofia Chojnacka została ewakuowana ze swojego domu w Koćmierzowie. - Żyć się odechciewa - mówi. - To horror, cały dorobek naszego życia popłynął. Pod wodą zginął cały dobytek: koń, krowy, świnie, kury...

Ludzie mają żal do losu, ale nie tylko. - Odnoszę wrażenie, że nikt nie panuje nad tym, co się dzieje - narzeka Chojnacki. - A jak sami mogliśmy sobie dać radę z wodą? No jak?!

Mieszkańcy Koćmierzowa i Wielowsi uknuli nawet spiskową teorię, że wały specjalnie nie były zabezpieczane na tym odcinku, aby wyhamować falę kulminacyjną, która zagrażała Hucie Szkła w Sandomierzu.

Ewakuowani byli dwa razy
Miejski Zespół Zarządzania Kryzysowego w Sandomierzu i Tarnobrzegu, dzięki wsparciu setek wolontariuszy i harcerzy, przygotował miejsca noclegowe w Hotelu Nadwiślańskim oraz szkolnych internatach.

Na powodzian czekało jedzenie i odzież. Najgorzej wyglądała sytuacja mieszkańców ewakuowanych z Trześni, Sokolnik oraz Furman, którzy byli pośpiesznie przewożeni do szkół w pobliskich Gorzycach, a po kilku godzinach okazało się, że i ta miejscowość jest zagrożona przez powodziową falę.

- Natychmiast podjęliśmy decyzję o ewakuacji wszystkich mieszkańców gminy Gorzyce - mówi Tadeusz Blacha, odpowiedzialny za zarządzanie kryzysowe w powiecie tarnobrzeskim.

- Cały czas liczymy na dary w postaci żywności, odzieży, a także koców - dodaje Mariusz Bezdzietny, który zawiaduje punktem noclegowym w Hotelu Nadwiślańskim.

O podobne wsparcie apeluje Robert Chmiel, dyrektor Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej w Tarnobrzegu: - Mamy przygotowanych sto miejsc noclegowych i już wkrótce może zabraknąć środków chemicznych.

Zostali w swoich domach
Jednak wielu mieszkańców zalanych terenów postanowiło zostać w swoich domach w obawie przed szabrownikami. Na bieżąco służby ratownicze dowożą do takich domów żywność oraz wodę pitną:

- Woda dostaje się do domu oknami - opowiada Maria Barwińska, mieszkająca przy ulicy Warszawskiej na osiedlu Wielowieś. - Zostałam tu sama z sąsiadami, ale co mam zrobić. Nie mogłam tego zostawić. To jest wszystko, czego się dorobiłam przez całe życie.

Ilu ludzi opuściło domy? Tego na razie nikt nie jest w stanie oszacować. W Tarnobrzegu zalane osiedla zamieszkuje 5 tysięcy osób, a całą gminę Gorzyce 12 tysięcy osób.

Każdy przeżywa klęskę po swojemu. Jednym żal zaciska gardło. Zamykają się w sobie i liczą godziny tego przymusowego wygnania. Inni się kłócą ze złym losem i pytają: dlaczego to nas dotknęło? Przecież dopiero wyremontowali dom, położyli nową podłogę. I mieli właśnie ubezpieczyć.

Może nawet w przyszłym miesiącu, bo ciągle brakowało na składkę, bo dom był taki drogi, tyle oszczędności pochłonął...

Na razie muszą się zadowolić dachem nad głową, który znaleźli w internacie, w szkole, u dobrych ludzi. Tam odliczają godziny do powrotu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna