MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Stuhr. Przeczytaj wywiad z aktorem

Danuta Nowicka [email protected]
Jerzy Sthur
Jerzy Sthur Danuta Nowicka
Aktor Jerzy Stuhr opowie o "Historiach rodzinnych".

O tym, żeby odtworzyć historię rodziny często myślimy, kiedy jest już za późno. Pan to zrobił, czego dowodem "Stuhrowie. Historie rodzinne".

- W mojej pamięci opowieści się nie zatarły. Bo ta książka jest złożona z opowieści, popartych dużą ilością materiałów, które zostały zgromadzone dzięki mojemu ojcu i dziadkom. Tak sobie pomyślałem - oni włożyli tyle wysiłku, szkoda byłoby tego nie wykorzystać, tym bardziej, że po mnie już nikt nie będzie niektórych rzeczy pamiętał. Nie miałem czasu, żeby opowiedzieć je dzieciom.

Jakie materiały pozostawili pana przodkowie?

- Różne: dokumenty, fotografie, pamiątki. Mój ojciec był chomikiem - kiedy po jego śmierci otworzyłem biurko, okazało się, że przechowywał m.in. wszystkie kartki, które wysyłałem z całego świata. Zachował się dziennik stryjecznego dziadka, pisany nawet w czasie wojny w ekstremalnych okolicznościach Oświęcimia i Nowego Wiśnicza. Dołożył się do tego program telewizyjny "Sekrety rodzinne": genealodzy odkryli wsie w Dolnej Austrii, na granicy z Czechami, w których urodzili się mój pradziadek i moja prababcia. Pomyślałem - o nie, tego nie można tak zostawić. Tym bardziej, że Wydawnictwo Literackie namawiało mnie do napisania książki.

Żona tym razem nie oponowała...

- Po raz pierwszy dała mi wolną rękę, co poniekąd było naturalne, bo chodziło o historię mojej rodziny. To ja musiałem decydować, co nagłośnić, a co jeszcze zachować w tajemnicy.

Opowieść dotyczy również państwa dzieci.

- Tego nie można było zakłamać i to mnie najwięcej kosztowało - wyrzucenie z siebie pewnych smutnych rzeczy. Z wywiadów Macieja i Marianny, przeprowadzonych przez panią Aleksandrę Pawlicką - nie mogłem sam tego robić, bo wypowiedzi nie byłyby szczere - wyszedł piękny portret mojej żony. O sobie też wiele się dowiedziałem.

Z tym, że relacje syna i córki w tej kwestii wyraźnie się różnią.

- Bo dorastały, sama pani o tym doskonale wie, w różnych etapach dramatycznego przełomu. Syn jeszcze liznął atmosfery komunistycznego systemu, córka była od tego wolna. Wpłynęło na nie także moje dojrzewanie do ojcostwa; przy drugim dziecku już wiesz, jakich błędów nie popełniać, pewne braki starasz się zrekompensować. Poza tym miałem do czynienia z chłopcem i dziewczyną. Do dzisiaj doświadczam i przeżywam skutki swojego wychowania. To właściwie moje najpoważniejsze myślenie - nie jakie role zagrałem, tylko czy dzieci odpowiednio wychowywałem. Nigdy się to nie skończy, bo nieustannie się przekonuję, jak mnie w nich drażnią moje własne wady. Zastanawiam się, czy można było tego uniknąć i czy dzieciom poświęciłem wystarczająco dużo czasu. Poświęciłem go iluzorycznej sztuce, rzeszom obcych ludzi. No właśnie - czy było warto?

Najstarsze fragmenty książki rozpisał pan na dialogi i monologi. Pomogła wyobraźnia?

- Odezwała się zawodowa skłonność. Bo całe życie aktor, scenarzysta zastanawia się jak sfabularyzować fakty, które zaobserwował, o których przeczytał, jak je otoczyć atrakcyjną fabułą. Rozwiązywanie tej krzyżówki jest moim zawodowym skrzywieniem, aliści zawsze pilnowałem, żeby zachować pewną wiarygodność, zrelacjonować nie na zasadzie - tak było, lecz tak mogłoby się zdarzyć. Przestrzeganie tej zasady jest potrzebne zwłaszcza na gruncie krakowskim, gdzie wszyscy wszystkich znają. Im dalej w historię, tym bardziej fabularyzowałem i stylizowałem. Proszę zauważyć, że język użyty na początku książki trąci pastiszem wysokich sfer mieszczańskich.

Pański pradziadek wszedł w nie, kiedy w drugiej połowie XIX wieku z walizką pieniędzy pojawił się w Krakowie.

- Co mnie ogromnie zaskoczyło. Nie znając dokładnie miejsc, z których się wywodził, sądziłem, że zdecydował się migrować z pobudek ekonomicznych. Kiedy pojechałem do Dolnej Saksonii, przekonałem się, że był zamożnym człowiekiem.

Może liczył, że pieniądz szybciej rozmnoży się w Krakowie?

- Z całą pewnością, a poza tym razem z prababcią szukał przygody życia, która tak go wciągnęła, że kiedy po I wojnie światowej rozpadło się imperium austro-węgierskie i nastała Polska, kiedy mógł zwijać cały interes, nie zrobił tego, ponieważ tę Polskę uważał już za swoją ojczyznę. M.in. dlatego napisałem tę książkę, żeby Polakom, szukającym pracy za granicą pokazać, że może zaistnieć lojalność wobec ziemi, która ci dała zajęcie. Z tych właśnie względów mój pradziad-Austriak postanowił dzieci wychować po polsku i posłać je do tutejszych szkół. Czy wie pani, co było jego największym honorem? Uzyskanie, po 20 latach wyczekiwania, tzw. aktu swojszczyzny, który zrównywał go prawami z rdzennymi mieszkańcami Krakowa i dzięki któremu mógł postawić na Cmentarzu Rakowieckim grobowiec.

Swoje historie buduje pan na osnowie m.in. tego dokumentu. Wcześniej na stronach pojawił się różowy serwis...

- Na filiżankach pradziadków znajduje się data wykonania i ich portret. Data zgadza się z urodzinami najstarszego syna Anny i Leopolda Stuhrów, co skłania do wniosku, że serwis mógł być prezentem z okazji pojawienia się Rudolfa.

W książce sugeruje pan, że taka właśnie porcelana była obiektem marzeń prababki.

- Bardzo przystojnej kobiety, która, co ciekawe, nigdy nie nauczyła się mówić po polsku. Synowie rozmawiali z nią po niemiecku, choć mój stryjeczny dziadek Oskar, z zawodu adwokat, z którym miałem najbliższy kontakt, mówił przepiękną polszczyzną.

W państwa krakowskim mieszkaniu serwis znalazł miejsce w zabytkowej serwantce.

- I w ten oto sposób połączyły się wątki pradziadków Stuhrów i Iglickich. Z relacji mojego ojca, któremu mama umarła, gdy miał 12 lat, wiem, że Igliccy to byli niezwykle zamożni ludzie. Niestety, w czasach pierwszego kryzysu wszystko stracili. Stąd kolejna nauka - jakie wartości są naprawdę ważne, jak sobie radzić, gdy wszystko przepada. W mojej rodzinie zdarzyło się to dwa razy - właśnie w latach 30., a potem po II wojnie, kiedy mój ojciec, jedyny spadkobierca, stracił na rzecz komuny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna