Polityczny serial wciąga coraz bardziej

W minionym tygodniu mieliśmy kolejną odsłonę tego - pożal się Boże - konfliktu na linii Rećko-Biernacki. Widocznie, nasz powiatowy włodarz nie zamierza zachowywać się niczym władze telewizji, zawieszając na wakacje ulubione seriale. O nie, Piotr Rećko nie pozbawi nas tej wątpliwej przyjemności i postanowił grzać temat, póki za oknem słońce.

Podobnie zresztą jak dyrektor PUP, który nie utrzymał długo w tajemnicy swego dyscyplinarnego zwolnienia. Obaj panowie pracują na swój rozgłos. Może i słusznie. Cóż bowiem po zwycięstwie odniesionym w bitewnym kurzu, jeśli nikt go nie widzi? Tak więc i nasi bohaterowie zamierzają toczyć boje w medialnym blasku. Wszyscy są zadowoleni: o panach dużo się mówi i pisze (dokładając wszelkiej staranności, by nie przekręcać nazwisk), a dziennikarska brać zaciera tylko ręce na tasiemcowy temat, którego końca nie widać.

I tylko jedno pytanie mi się nasuwa: po co to wszystko? Czy nie lepiej było dogadać się w zaciszu swoich gabinetów? Przecież jeszcze niedawno starosta dałby się pokroić za swojego powładnego (o tym, czy podwładny też skoczyłby w ogień za swojego pryncypała, nic nie wiadomo). Póki co, cieszmy się. Mamy igrzyska.