- Jeżeli kogoś trzeba zwolnić, to nie tę znakomitą lekarkę, ale personel oddziału, który nie potrafił z nią współpracować - mówi Józef Grzymkowski, który zorganizował akcję zbierania podpisów.
Adam Szałanda, dyrektor szpitala, powrotu pani doktor jednak sobie nie wyobraża.
O Justynie M.-G. stało się głośno na początku lipca. Bo dyrektor szpitala wręczył wieloletniej pracownicy, twórczyni suwalskiej nefrologii wypowiedzenie. Mniej więcej w tym samym czasie prokuratura przedstawiła pani doktor zarzuty dotyczące brania łapówek.
- Jedno z drugim nie ma nic wspólnego - mówił dyr. Szałanda. - Powodem wypowiedzenia były stosunki międzyludzkie panujące na oddziale. Kilkadziesiąt pracującym tam osób nie chciało pozostawać dalej pod rządami pani ordynator. Już w ubiegłym roku niemal wszyscy złożyli wypowiedzenia. Ten konflikt jakoś udało się załagodzić. Ale następnego już niestety nie. Stanąłem przed dylematem: albo załoga, albo ordynator.
Pracownicy narzekali na trudny charakter swojej szefowej. Ta twierdziła jednak, że to bezpodstawne zarzuty.
- Po prostu od podwładnych dużo wymagałam - tłumaczyła.
Zwolniona lekarka odwołała się od decyzji dyrektora do sądu pracy. Rozprawa rozpocznie się w środę.
Miała brać łapówki
Z kolei w najbliższych dniach należy się spodziewać prokuratorskiej decyzji dotyczącej podejrzenia o branie łapówek.
- Śledztwo zostało już zakończone - mówi Adam Kozub z białostockiej prokuratury, która zajmowała się tą sprawą. - Niedługo będzie wiadomo, czy skierujemy akt oskarżenia do sądu.
Jak informowaliśmy, lekarce przedstawiono kilkanaście zarzutów. Justyna M.-G. miała brać pieniądze od pacjentów. Ma to wynikać m.in. z nagrań dokonanych w gabinecie ordynator oddziału. Wcześniej założono tam podsłuch.
Justyna M.-G. do winy się nie przyznaje. Twierdzi, że urządzono na nią nagonkę i sugerowano świadkom, co mają zeznawać.
Ucierpią pacjenci?
- I czy tak nie było? - pyta Józef Grzymkowski. - Dlaczego podsłuch zainstalowano akurat w tym gabinecie? A czemu nie u jakiegoś chirurga, gdzie są gigantyczne kolejki?
Grzymkowski, to, jak mówi, znajomy i pacjent lekarki. Dziewięć lat temu miał przeszczepioną nerkę i żadnych łapówek nie dawał.
- Razem jeszcze z paroma osobami uznaliśmy, że to, co się dzieje nie jest po prostu sprawiedliwe - mówi. - Chcieliśmy pokazać, że pani doktor nie jest sama i że wiele osób ją wspiera.
Podpisy pod petycją skierowaną do dyrektora zbierali głównie w kręgu suwalskich znajomych. Pacjentów zbyt dużo tam nie ma.
- Na odsunięciu tej lekarki od leczenia ucierpią ci, którzy trafią do suwalskiego szpitala - dodaje Grzymkowski. - Bo tak dobrego specjalisty ani w mieście, ani w najbliższej okolicy nie ma.
Oddział dobrze funkcjonuje
Petycja dotarła już na biurko dyr. Szałandy.
- Zachęca się mnie, bym podjął mediacje między byłą panią ordynator a pracownikami oddziału - mówi. - Tyle, że raz już próbowałem to robić. Pracownicy nie chcieli słyszeć o żadnym kompromisie. Nie sądzę, aby teraz zmienili zdanie. A mimo braku Justyny M.-G. oddział funkcjonuje bardzo dobrze. Pacjenci są zadowoleni i w końcu przestali się skarżyć pracownicy.
Dyrektor dodaje, że zdecydowana większość z nich, a więc blisko 40 osób, zamierza wystąpić w charakterze świadków w rozprawie przed sądem pracy. O swojej byłej szefowie zapewne zbyt wiele dobrego do powiedzenia nie będą mieli.
Z Justyną M.-G. nie udało nam się skontaktować we wtorek.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?