Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biegli popełniają błędy, niszczą ludziom życie. I nikt ich nie karze

Helena Wysocka
Suwalskim urzędnikom, oskarżonym o niedopełnienie obowiązków,  groziło do 10 lat więzienia.  Ale sąd umorzył postępowanie
Suwalskim urzędnikom, oskarżonym o niedopełnienie obowiązków, groziło do 10 lat więzienia. Ale sąd umorzył postępowanie Helena Wysocka
Suwalscy urzędnicy skarżą się, że biegły zamienił ich życie w piekło. Z powodu opinii, którą wydał, przez kilka lat żyli z piętnem przestępców. Teraz wyszło na jaw, że ekspert się... pomylił. Podobnie jak w przypadku przedsiębiorcy, który pół roku spędził za kratami, bo miał fałszować czeki.

Sprawy, w których biegli popełniają błędy są umarzane, a pracujący przy nich miesiącami prokuratorzy bezradnie rozkładają ręce. - W większości przypadków nie ma podstaw, by wnioskować o ukaranie eksperta - wyjaśnia śledczy z suwalskiej „okręgówki” Ryszard Tomkiewicz. - Każdy ma prawo się mylić. Co innego, gdyby wydał złą opinię umyślnie.

Ale urzędnik z Suwałk, do niedawna oskarżany o niedopełnienie obowiązków, nie zgadza się z tą tezą.

- Osoby, które ignorują prawo, być może lżej przeżywają prokuratorskie zarzuty - tłumaczy. - Ale dla mnie był to koszmar. Nie przespałem wiele nocy, wstydziłem się spojrzeć ludziom w oczy. Niemal nie straciłem pracy i wydałem kupę pieniędzy na adwokata. I nikt mnie nawet nie przeprosił.

Biegły: puścili za grosze

To była, albo raczej miała być jedna z większych afer w Suwałkach. Dwaj wieloletni urzędnicy Agencji Nieruchomości Rolnych usłyszeli prokuratorskie zarzuty. Śledczy zarzucili im, że, choć mieli dbać o majątek państwowy, to go roztrwonili. Mówiąc inaczej, sprzedali za marne grosze. A sprawa dotyczyła byłego pegeeru w Rożyńsku Wielkim (gm. Biała Piska). Jego były dyrektor wydzierżawił od suwalskiej agencji blisko 900-hektarową działkę. Umowa została zawarta na dziesięć lat, ale była kilkakrotnie zmieniana. Przede wszystkim dlatego, że najemca sukcesywnie zrzekał się części areału. Ostatecznie pozostawił sobie tylko, albo aż 249 hektarów.

Z dokumentów wynika, że dzierżawca postanowił poszukiwać na tym polu surowców mineralnych. Potrzebował do tego zgody agencji. Jej ówczesny wiceszef Bogusław K. dał ją. Zgodził się nie tylko na badania geologiczne, ale też na eksploatację złoża, które zostało oszacowane na blisko 340 tysięcy ton. Zdaniem dzierżawcy warte było 1,8 mln zł. W ocenie biegłego - trzy razy więcej.

Zgodnie z obowiązującymi przepisami, najemca musiał przekazywać na konto ANR sześć procent ceny sprzedaży kopaliny. W tym przypadku, nikt tego nie weryfikował. Skąd ta wiedza? Bo ilość kruszywa zgłaszanego do urzędu skarbowego różniła się od tego, deklarowanego w agencji. Rzecz jasna, na niekorzyść tej ostatniej. Z zachowanych dokumentów wynika też, że dzierżawca majątku nie płacił regularnie czynszu. W jednym przypadku uregulował należność z dwuletnim poślizgiem. Odsetki karne nie zawsze były naliczane.

Kilka lat temu Agencja Nieruchomości Rolnych postanowiła sprzedać dzierżawcy ziemię, a wcześniej ją podzieliła. Po co? Z kręgów związanych z policją dowiedzieliśmy się, że w innym przypadku na transakcję musiałoby zgodzić się ministerstwo rolnictwa. Dlatego gospodarstwo sprzedawano w 29-hektarowych kawałkach. Zdaniem detektywa, który zajmował się sprawą, po transakcjach dochodziło do „sponsorowanych rautów”.

Pod młotek poszedł też „kawałek”, na którym znajdowały się złoża kruszywa. Urzędnicy agencji powołali biegłego, który wycenił blisko 30-hektarową działkę na około... 20 tysięcy złotych. Zmieniła właściciela poza przetargiem.

Dwa, albo trzy lata temu do Centralnego Biura Antykorupcyjnego wpłynął donos. Mieszkaniec naszego regionu sugerował, że ziemia w Rogożyńsku Wielkim poszła za grosze. A biegły sądowy to potwierdził. Wyliczył, że działka z kopaliną warta była około 200 tysięcy złotych, czyli 10 razy więcej, niż zapłacił dzierżawca!

Sprawa trafiła do suwalskiej prokuratury, która na podstawie opinii eksperta przedstawiła zarzuty dwóm pracownikom agencji. Obaj odpowiadali za sprzedaż państwowego majątku i obaj zostali oskarżeni o niedopełnienie obowiązków i przekroczenie uprawnień. Chodziło głównie o to, że wiele lat wcześniej w Rogożyńsku Wielkim były prowadzone badania geologiczne, które potwierdziły, iż znajdują się tam kopaliny. Dokumenty w tej sprawie znajdowały się, a przynajmniej powinny być w agencji. Urzędnicy nie mieli więc sprzedawać działki jako rolnej, a tak zrobili. Poza tym, co wyliczył biegły, dziesięć razy taniej, niż była warta.

Bo źle policzył Żwir

Sprawa niemal rok przeleżała w sądzie. Głównie dlatego, że Agencja Nieruchomości Rolnych nie pozostała bezczynna. Chciała unieważnić akt zakupu ziemi i wytoczyła proces rzeczoznawcy, który przed sprzedażą szacował jej wartość. Z tego powodu suwalski sąd odraczał posiedzenie, by przed rozpoczęciem przewodu procesowego zapoznać się z aktami tamtych postępowań. A wynikało z nich, że działka ze żwirem warta była 40 tysięcy zł, a nie - jak chciał powołany przez CBA biegły - 200 tysięcy złotych. Suwalski sąd poprosił eksperta o wyjaśnienie, a ten wyjawił, że... się pomylił.

- Stwierdził, że źle wyliczył pokłady złoża -precyzuje prowadzący śledztwo prokurator Tomkiewicz. - Zapewniał, że uczynił to nieumyślnie.

A ponieważ właściciel pola dopłacił należną, wyliczoną przez innego eksperta, kwotę, to trudno było utrzymać tezę, że Skarb Państwa stracił pieniądze. Postępowanie zostało więc warunkowo umorzone. Bo zaniedbania urzędników, do których bez wątpienia doszło, miały charakter czynu o znikomej szkodliwości społecznej.

Siedzieli za kratami

Większy problem, niż ci dwaj urzędnicy ANR-u, miał przedsiębiorca, który kilka lat temu został oskarżony przez suwalską prokuraturę o fałszowanie bankowych czeków. Biznesmen miał wyłudzić z banku kilkaset tysięcy złotych. Jak to zrobił? Po prostu podrabiał czeki i realizował je w różnych placówkach na terenie kraju. Gdy padł na niego cień podejrzenia, prokuratura zleciła grafologowi ekspertyzę pisma. A biegły potwierdził, że parafki na dokumentach zostały skreślone ręką suwalskiego przedsiębiorcy. Biznesmen szedł w zaparte, więc, by nie próbował mataczyć, czyli dla dobra śledztwa, został tymczasowo aresztowany. Za kratami spędził pół roku...

Na ławę sądową nie trafił, bo wynajęty przez niego adwokat zażądał kolejnej opinii grafologicznej. A ta dowiodła, że przedsiębiorca jest... niewinny. Prokuratorskie postępowanie zostało więc umorzone.

Pomyłka biegłych jeszcze bardziej dotknęła suwalczanina Jacka Wacha, skazanego na dożywocie za zabójstwo. Biegli sądowi zidentyfikowali jego ofiarę. Opinie badającego DNA i antropologa były spójne i wzajemnie się potwierdzały: wydobyte z jeziora rozkawałkowane ciało to zaginiony Tomasz S. Wach usłyszał wyrok. Jednak piętnaście lat później, gdy ktoś inny przyznał się do zbrodni i wskazał miejsce ukrycia ciała, stało się jasne, że opinie biegłych były chybione. Sąd Najwyższy, który uniewinnił suwal-czanina, zauważył, że „potrzeba refleksji ”, jak to było możliwe.

W minionym roku raport w sprawie biegłych - na podstawie opinii prokuratorów, adwokatów i sędziów - przygotowała fundacja Forensic Watch. Z dokumentu wynika, że największym problemem są błędy, które popełniają biegli. Poza tym, ich opinie są zazwyczaj zbyt ogólne i szablonowe.

Były wiceszef suwalskiej ANR Bogusław K. nie rozumie, jak to możliwe, że niekompetentny lub roztargniony biegły może decydować o jego losie. - Stawka jest zbyt wysoka - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna