Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy Marina robi biżuterię, jej mąż gotuje i sprząta

Ewa Bochenko
Marina (w środku) nie tworzy swoich małych dzieł tylko i wyłącznie na sprzedaż. Realizuje też własne projekty, a ich efekty rozdaje potem w prezentach najbliższych, sama też chętnie nosi to, co uda jej się wyhaftować. W pasji wspiera ją mąż.
Marina (w środku) nie tworzy swoich małych dzieł tylko i wyłącznie na sprzedaż. Realizuje też własne projekty, a ich efekty rozdaje potem w prezentach najbliższych, sama też chętnie nosi to, co uda jej się wyhaftować. W pasji wspiera ją mąż. Archiwum rodzinne
Marina Sienkiewicz, rękodzielniczka spod Sokółki, opowiada o tym, jak znalazła się w Polsce, zakochała się w misternej sztuce haftowania finezyjnej biżuterii, ile w istnienie jej firmy wnosi mąż i o tym jak omija ślubne przesądy.

Podobają się pani? - pyta mnie bohaterka naszego tekstu, widząc mój zachwyt, kiedy delikatnie wyciąga z opakowań gotowe już małe dzieła sztuki. Magiczną, bajecznie kolorową, przyciągającą wzrok biżuterię sutasz. Nazwa tej kolorowej i bardzo dekoracyjnej biżuterii pochodzi od nazwy sznurka, z którego się ją wykonuje. Kolorowe błyskotki tworzone są specjalną, misterną techniką haftu, igłą tak cieniutką, że właściwie trudno zauważalną.

- To precyzyjna, rękodzielnicza praca. Bardzo pracochłonna i przede wszystkim czasochłonna. Ale mnie wciągnęła bez pamięć - mówi ze śmiechem Marina Sienkiewicz. Mieszka W Starej Kamionce koło Sokółki . Jest Rosjanką, urodzoną w Niemczech. Do Polski przyjechała z... Białorusi. Do siostry.

- Mój tata jest wojskowym, który migrował na różne jednostki. Dlatego mieszkałam raz tu, raz tu - wyjaśnia swoje „cygańskie” wędrówki po świecie.

Do Polski za miłością

- Moja młodsza siostra, z którą jestem bardzo zżyta, kilka lat temu wyszła za mąż za Polaka. Kiedyś przyjechałam do niej na wakacje. Ona wtedy powiedziała, że chce, żebym tu została. Oświadczyła też, że znajdzie mi tu męża - ze śmiechem przypomina Marina.

I siostra słowa dotrzymała. Którejś niedzieli wybrały się razem na festyn do Wierzchlesia, pobliskiej wsi.

- Tam właśnie poznałam mojego męża. Już od pierwszego wspólnego tańca czuliśmy magnetyczne przyciąganie do siebie -zdradza.

Nie od razu jednak Marina zamieszkała w Polsce.

Żeby tylko nie doiła krów

- Moi rodzice nie byli zachwyceni pomysłem przeprowadzki i zamążpójścia za rolnika. Bali się chyba, że będę musiała doić krowy - tłumaczy ze śmiechem.

Po za tym, kobietę trzymały na Białorusi obowiązki zawodowe. Skończyła studia ekonomiczne na uniwersytecie w Moskwie i po nich podjęła pracę w banku.

Jej rodzice nie chcieli, żeby porzucała intratne zajęcie.

Dodatkowym problemem było też to, że na Białorusi została dorastająca córka Mariny z pierwszego małżeństwa. Nasza bohaterka nie chciała zostawiać bez nadzoru swojej latorośli, która akurat wtedy była w buntowniczym wieku.

- Przez jakiś czas kursowałam więc między Polską a Białorusią. Trzy dni byłam z mężem, dzień w drodze i trzy dni z córką. Łatwo nie było, ale proszę mi wierzyć, kobieta dla miłości jest zdolna do największych poświęceń - podkreśla kobieta.

Zabić czymś czas

W Polsce zaklimatyzowała się dość szybko. Ale w roli gospodyni domowej. Przyznaje , że od początku zdawała sobie sprawę z tego, iż w Polsce nie znajdzie pracy w zawodzie. Więc nawet o nią nie zabiegała. Szukała alternatywy dla wolnego czasu.

-Pracy brakuje dla Polaków, więc trudno oczekiwać, że będzie czekać na cudzoziemców. Uznałam więc, że na początek zajmę się domem, obejściem i ogrodem. To z czasem mnie pochłonęło. Na szczęście mniej tych wszystkich zajęć było zimą. I to właśnie wtedy zetknęłam się z sutaszem - wspomina.

Kolorową, haftowaną biżuterię znalazła przypadkiem w internecie.

- Chciałam kupić jakiś obrazek do wyhaftowania. Wpisałam w wyszukiwarkę słowo haft i ku mojemu zaskoczeniu, pojawiły się obrazki biżuterii. Na początku nie mogłam uwierzyć, że te małe arcydzieła są wyhaftowane - opowiada Marina. - Od dzieciństwa zajmowałam się rękodziełem, więc i tej techniki zapragnęłam się nauczyć.

Kiedy już raz spróbowała i okazało się, że wyszło ładnie, zaczęła próbować dalej. Tak ją to wyszywanie wciągnęło, że robiła wszystko, by mieć czas na haftowanie biżuterii.

Bez męża ani rusz

- Gotowałam szybko jakikolwiek obiad, byleby tylko mąż nie był głodny i zły, migiem ogarniałam dom, tak by jak najprędzej siąść do sutaszu - opowiada Marina. - Na szczęście mam bardzo wyrozumiałego męża, który mnie wspiera na każdym kroku. Nie protestował więc gdy zaniedbywałam domowe obowiązki. Widział po prostu ile radości daje mi tworzenie biżuterii.

Mąż okazał się też nie lada oparciem, gdy kobieta zorientowała się, że swoje dzieła może sprzedawać, a nawet na nich zarabiać. Zdecydowała więc, żeby znaleźć dla nich kanał dystrybucji. Padło na sieć.

Po założeniu internetowego sklepu niemal natychmiast zaczęły spływać zamówienia. Aby móc realizować je na czas, mąż nawet przejął część jej obowiązków domowych. - W okresach, kiedy mam dużo zamówień, właściwie nie podnoszę głowy znad sznurka. Mąż w takich momentach gotuje, sprząta, a nawet wozi paczki z biżuterią na pocztę...

Wszystkiego musi dopilnować sama

Choć pracy w jej małej firmie starczyłoby dla kilku osób, Marina nie planuje nikogo zatrudniać. Bo sama musi wszystkiego dopilnować.

- Nawet zapakować muszę wszystko osobiście. To bardzo delikatna biżuteria, musi więc być bardzo starannie włożona do pudełka, by się na przykład nie pozaginała. To są kosztowne rzeczy, nie można dopuścić by zniszczyły się w trakcie transportu. Zresztą, nie bez przyczyny mówi się, że jeśli chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam - kwituje.

Dodaje również, że każde zamówienie realizuje starając się przekazać nabywcy... dobrą energię. - Na przykład, gdy haftuję komplet ślubny dla panny młodej, składam jej w myślach życzenia. Mając nadzieję, że ta dziewczyna będzie miała dobre życie.

Marina przyznaje, że lubi , gdy jej biżuteria jest talizmanem. A do ślubnych kompletów, z przesądu, nie używa prawdziwych pereł. Tłumaczy, że kamienie mają moc. I jak w tym wypadku, nie zawsze dobrą.

- Miło więc taką pozytywną moc nosić na szyi. Panuje przekonanie, że perły pannom młodym mają przynosić nieszczęście. Z przezorności, by nie kusić niepotrzebnie losu, zastępuję je więc sztucznymi - tłumaczy.

Marina haftuje nie tylko na zamówienie klientów, ale i dla najbliższych. Ma mnóstwo pomysłów. Jeśli czas jej na to pozwala, stara się je realizować. Potem to, co uda się jej stworzyć, rozdaje najbliższym w prezentach. Ale nie wszystko. Przyznaje, że czasami jakiś klejnocik zostawia dla siebie. Na życzenie męża.

Klejnoty maharadży

- Zrobiłam kiedyś bransoletkę, którą mąż nazwał „klejnotami maharadży”. Nie pozwolił mi jej sprzedać, mówiąc, ze jeśli ją wystawię, sam ją kupi. Nie miałam wyboru. Bransoletka została w mojej szkatułce - śmieje się kobieta.

Mąż nie tylko pomaga jej w domu. Okazuje się też, że jest nieoceniony przy... wyborze odcieni sznurka. Marina zdradza, że szczególnie nie lubi koloru morskiego. Ale i tak często rękodzielniczka prosi go o radę, gdy nie może się zdecydować na kolory nowego świecidełka.

- I muszę przyznać, że ma do tego oko - mówi z dumą.

Rękodzielniczka przyznaje, że pochylanie się nad sznurkiem nie pozostaje obojętne dla jej kręgosłupa. Ale tak kocha, to co robi, że nie wyobraża sobie, aby miała zajmować się czymś innym. Cieszy się swoją dobrą passą, jednak zdaje sobie sprawę, że może ona nie trwać wiecznie.

Misterną biżuterię Mariny doceniają nie tylko Polacy. Chętnie zamawiają ją Niemcy, Holendrzy, Włosi i Anglicy. Obecnie staje się bardzo modna. Zdradza, że tą spod jej palców można zobaczyć nawet w telewizji.

Ale rzemieślniczka zdaje sobie sprawę, że może przyjść taki moment, że skończy się popyt na jej małe arcydzieła.

- Szukam innych alternatyw dla sutaszu. Interesuję się biżuterią szklaną, z drucików. Ale na razie to sznurek jest moją miłością - kończy ze śmiechem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna