Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie robię z Wyklętych aniołków, ale warto poznać ich historie

Paweł Chojnowski
Dariusz Syrnicki gromadzi dokumenty i archiwalne zdjęcia podziemia Ziemi Łomżyńskiej.
Dariusz Syrnicki gromadzi dokumenty i archiwalne zdjęcia podziemia Ziemi Łomżyńskiej. P. Chojnowski
- Gdy wykonywali wyroki na zdrajcach, bandytach, rekwirowali też ich majątki. Stąd brały się później opowieści, że partyzanci zabili i zagrabili wszystko - opowiada Dariusz Syrnicki, z zamiłowania badacz historii polskiego podziemia niepodległościowego na Ziemi Łomżyńskiej.

- Na ulicach Łomży wiszą banery wyborcze nietypowego „kandydata” - Żołnierza Wyklętego kpt. Antoniego Kozłowskiego ps. „Biały”. Co to za akcja?

- Ja to wymyśliłem. Z okazji rocznicy śmierci kpt. „Białego” powiesiliśmy - w formie happeningu - sto takich banerów wyborczych. Promujemy go, bo był wybitną postacią, dokonał kilku spektakularnych rzeczy. Zresztą tak jak cała rodzina Kozłowskich z Łomży. Narodowym Siłom Zbrojnym przypięta była, cały czas jest przypięta, łatka kolaborantów z Niemcami. Dlatego ta rodzina została zapomniana, bo oni kompletnie psuli tę narrację o NSZ. Ojciec zginął w Oświęcimiu, jeden syn uciekł z niemieckiego transportu, wrócił jeszcze do domu i zmarł z wycieńczenia. Kolejny syn zginął pod Kolnem w walce z Niemcami, a kapitan „Biały” uratował wielu ludzi z więzienia łomżyńskiego, czy podczas bitwy w Czerwonym Borze, gdzie poświęcił swe życie, biorąc na siebie ogień nieprzyjaciela. To postać, która powinna błyszczeć u nas, w Łomży.

- Kiedy i dlaczego zainteresował się pan historią lokalnych Żołnierzy Wyklętych?

- Historią interesowałem się zawsze. A kilka lat temu na wykładzie usłyszałem o braciach Kozłowskich z Łomży, o których mieszkając tu blisko 30 lat, nigdy wcześniej nie słyszałem. Nikt o nich nie pamiętał. Zacząłem drążyć ten temat w internecie, później była potrzeba dotarcia do rodziny, ponieważ tych informacji było bardzo mało. Po drodze wyszła kwestia bitwy w Czerwonym Borze, największego tego typu wydarzenia podczas II wojny światowej na naszej ziemi. Też zapomnianego. W którymś momencie, w kolejnym roku, przyszło mi i kolegom z grupy rekonstrukcyjnej do głów, by może zrobić rekonstrukcję tej bitwy. Ale nie było na podstawie czego jej przygotować, ponieważ nikt do tej pory tej bitwy nie opisał. Zadałem więc sobie trud i pół roku zabrało mi znalezienie potrzebnych materiałów, również takich, które nie były publikowane.

- W jaki sposób szuka pan tych materiałów?

- Często znajduję je przypadkowo, jeżdżąc w teren, od jednej osoby do drugiej, rozmawiając. Jeśli ktoś jest kombatantem, zna innych kombatantów. Wciąż są rodziny żołnierzy, u których wiele rzeczy się jeszcze zachowało.

- Czy przypadkowo odkrył pan też grób Antoniego Przychodzenia ps. „Grom”? Rok temu udało się zorganizować w Tabędzu piękną uroczystość upamiętniającą tego żołnierza.

- Rzeczywiście był to kolejny przypadek. W Instytucie Pamięci Narodowej przeglądałem materiały, bo przygotowywałem wystawę o żołnierzach Ziemi Łomżyńskiej. Okazało się, że zdjęć jest stosunkowo dużo. Większość, co ciekawe, właśnie z naszego terenu. Na jednym z nich był Antek Przychodzeń. Podpis głosił, że „Grom” został zabity w Tabędzu w 1947 roku. Z całkiem innego powodu trafiłem w tej miejscowości na starszą panią, 85-letnią Halinę Murawską. Od słowa do słowa, chociaż ta kobieta wcale nie była wylewna, okazało się, że „Grom” był jej... sympatią. Wskazała mi miejsce pochówku.

To charakterystyczne, że do tej pory ludzie boją się o tych tematach mówić. Komuna zrobiła swoje. Gdy została odnaleziona ta mogiła, organizacja uroczystości wynikła sama z siebie. Porozmawiałem z chłopakami z Gromu, którzy mają tam ośrodek szkoleniowy, by objęli uroczystości patronatem. Takich postaci zapomnianych, ich mogił, jest znacznie więcej. Nawet na cmentarzu w Łomży jest sporo grobów partyzantów, również dowódców partyzanckich.

- Przygotowuje pan na ten temat różne publikacje.

- Teraz właśnie przygotowuję folder edukacyjny o naszym lokalnym „Wyklętym” por. Henryku Jastrzębskim, pseudonim „Zbych”. Postać tutaj strasznie napiętnowana, szczególnie na początku lat 90. To też jest ciekawe. Wejdę trochę w politykę. Ci „Wyklęci” są cały czas bardzo żywym tematem. Przypominanie tych ludzi jest wielu środowiskom chyba nie w smak. Taki jest mój prywatny wniosek. Ale zastanawiające jest to, że ci kombatanci, z którymi rozmawiam, często powtarzają, że nie o taką Polskę wtedy walczyli...

Por. Jastrzębskiemum zarzuca się mordowanie, kradzieże, napady. Nie próbuje go wybielać. On podpisał współpracę z UB w 1947 r. Wszyscy mówią, że to zdrajca. Tylko nikt nie wie o tym, co wynika z papierów UB, że on to zrobił za zgodą swego dowództwa. Miał być „wtyką”, podwójnym agentem. Gdy się to wydało, gdy go aresztowano i torturowano, on - by nie wydać swych ludzi - powiesił się w celi. Tego nikt nigdy nie opisał.

- Pana zdaniem właśnie z niewiedzy wynikają te straszne opowieści o Wyklętych?

- Zwykli ludzie często wiedzą jedynie o rzeczach, które z ich perspektywy są negatywne. Na wsiach mówią, że Wyklęci to złodzieje, mordercy i tak dalej. Ja się nie dziwię. Ale rozumiem mechanizm, z czego to się bierze. Mając dostęp do materiałów wytworzonych przez UB w tamtym czasie, wiem, jak było. U siebie, w papierach wewnętrznych, jak były ściśle tajne, to oni pisali jak naprawdę było, a nie jak później propaganda w gazetach to przedstawiała. Natomiast zwykli ludzie pamiętali, że ktoś komuś wziął świniaka, zarekwirował furmankę, kazał się nakarmić, przenocować. Nikt nie byłby zadowolony z takiej sytuacji. Tylko czas wojny ma to do siebie, że ludność cywilna ponosi jej największy ciężar. Warto rozmawiać ze starszymi ludźmi. Ich nikt nie słucha, ale to dopiero ich opowieści dają obraz tego, czym była ta partyzantka powojenna. I wcale nie była odbierana źle. Ludzie się generalnie bali, bo cywile zawsze płacą sporą cenę za walkę. Oddział, gdy nie ma czego jeść, to faktycznie rekwiruje zapasy żywności. Ale nawet UB w swych dokumentach nie pisało o partyzantach jako o kryminalistach, złodziejach, tylko że prowadzą walkę zbrojną, rozbijają posterunki, likwidują agenturę w terenie, co więcej, walka z nimi jest utrudniona, bo... wspiera ich ludność.

- Skąd więc biorą się historie o mordach popełnianych na niewinnych cywilach?

- Według regulaminu, zabicie człowieka bez wyroku, wydanego przynajmniej przez sąd batalionowy, było jednoznaczne z zabójstwem i karą śmierci. Przypomnę tu historię Henryka Gawkowskiego „Roli”, któremu funkcjonariusze UB wymordowali rodzinę. Dostał „korby”, w zemście pojechał i wystrzelał rodzinę z dziećmi. Tylko że on za to dostał od swojej organizacji wyrok śmierci. Por. „Zbych” zresztą wykonał ten wyrok, na własnym koledze.

Gdy „Wyklęci” wykonywali wyrok śmierci na konfidentach, zdrajcach, złodziejach, bandytach, według obowiązującego regulaminu rekwirowali też cały majątek, który przechodził na cele organizacji. No i później rodziły się plotki, że „zabili, zagrabili wszystko”. Tymczasem zawsze robiony był spis wszelkich zarekwirowanych rzeczy, który szedł do dowództwa. Nie daj Boże, by ktoś sobie coś wziął. Za okradanie organizacji też groziła kara śmierci. Strach ludzi wynikał z niewiedzy. Tu zginął człowiek, tam kogoś zabili, albo kilka osób. Tylko przyczyn tych wyroków mieszkańcy nie znali. Ludzie do dziś nie wiedzą, gdzie toczyły się walki, potyczki. To była konspiracja. Cywile wiedzieli tyle, ile ich spotkało.

Nie robię z „Wyklętych” aniołków, ale wiem, że wojna nigdy nie wygląda jak w serialu „Czterej pancerni”.

- W jaki sposób propaguje pan takie odkrycia lokalnej historii?

- W tamtym roku przez dwa tygodnie gościłem w szkołach średnich w Łomży i nie tylko. Kilka tysięcy młodych osób miało okazję posłuchać, obejrzeć wystawę zdjęć.

- Co sądzi pan o swoistej modzie na patriotyzm wśród młodych ludzi, o wizerunkach Wyklętych noszonych na koszulkach?

- Młodzi ludzie potrzebują wzorców, a to są postacie, które można podziwiać. To są prawdziwi bohaterowie, wielu z nich jeszcze żyje. W mojej ocenie jest nadzieja w tym młodym pokoleniu, które przechodzi odnowę patriotyczną.

- Co powiedział pan prezydentowi Andrzejowi Dudzie 1 marca, gdy otrzymał pan z jego rąk Złoty Krzyż Zasługi?

- Podziękowałem za odznaczenie, ale upomniałem się też o uhonorowanie dwóch naszych kombatantów: kpt. Mieczysława Bruszewskiego i kpt. Bronisława Karwowskiego. Mam nadzieję, że coś z tego wyniknie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna