Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ocalił pałac od zapomnienia

Julia Szypulska
Roman Malinowski urodził się w Rogalikach koło Ełku.Ma 64 lata i mieszka w Narewce.Z zawodu jest stolarzem, frezerem i tokarzem.
Roman Malinowski urodził się w Rogalikach koło Ełku.Ma 64 lata i mieszka w Narewce.Z zawodu jest stolarzem, frezerem i tokarzem. Anatol Chomicz
Z niezwykłą precyzją odwzorował każde okno, każdą wieżyczkę i tarasy. A wszystko zrobił z naturalnych materiałów, głównie drewnianej sklejki. Roman Malinowski nad makietą nieistniejącego już Pałacu Carskiego w Białowieży pracował ponad dwa lata.

Roman Malinowski to prawdziwy artysta, choć bez kierunkowego wykształcenia. Przez kilkadziesiąt lat był kierowcą, a teraz mieszka w Narewce. Jego dzieło trafiło do Muzeum i Ośrodka Kultury Białoruskiej w Hajnówce. Pan Roman zobaczył ekspozycję dopiero niedawno. Makieta jest dla niego niemal jak dziecko. Tu poprawił chorągiewkę, tam sprawdził dlaczego lampa się nie pali.

- Trzeba włożyć dwie baterie „paluszki” i będzie się świecić - poinstruował pracowników muzeum.

Salony na podstawie zdjęć

Na makiecie odtworzono nie tylko pałac, ale i jego otoczenie. Są trawniki, latarnie i zegar na wieży. Dzieło robi ogromne wrażenie. Także swoimi rozmiarami - ma 2,5 metra długości, 1,3 metra szerokości i ponad metr wysokości! Pan Roman odtworzył pałac w skali 1:22. To wielkość, która pozwala zobaczyć w pełni piękno tej nieistniejącej już budowli.

- W skali 1:20 makieta byłaby za mała, a znowu gdyby zrobić 1:25, to nie dałoby jej rady wynieść z domu nawet przez okno, nie mówiąc już o drzwiach - śmieje się Roman Malinowski.

Niezwykłe jest to, że swoje dzieło stworzył on wyłącznie na podstawie zdjęć, które są dostępne w internecie. Po samym pałacu nie został już bowiem żaden ślad. A był to obiekt wyjątkowy i ogromny - było w nim aż 40 komnat, a do tego liczne pomieszczenia dodatkowe.

- Pałac Carski w Białowieży zbudowany został w latach 1889-1894 przez cara Aleksandra III. Architektem był hrabia Mikołaj de Rochefort - opowiada Agnieszka Tichoniuk z Muzeum i Ośrodka Kultury Białoruskiej w Hajnówce. - W architekturze pałacu, na sposób eklektyczny, łączyły się motywy rosyjskie, szwajcarskie, elementy średniowiecznego czy też renesansowego zamku. Jednak ta w swoim czasie najwspanialsza carska rezydencja myśliwska nie była kopią żadnego innego budynku i posiadała wiele indywidualnych rozwiązań.

Niestety, historia nie obeszła się z nią łaskawie. W 1944 roku wycofujące się wojska niemieckie spaliły pałac, zaś w 1963 roku został on zupełnie rozebrany. Dokumentacja i rysunki techniczne znajdują się w rosyjskich archiwach. Dotarły do nich autorki albumu o pałacu, który ukazał się jakiś czas temu. Pan Roman nie zdążył z nich skorzystać robiąc plany swoich makiet. Sam, za pomocą suwmiarki i wydrukowanych zdjęć, wyliczał długość i szerokość poszczególnych ścian, okien i drzwi. Dziś z rozrzewnieniem ogląda zdjęcia tego wspaniałego obiektu. - O, jakie tam salony, a jaka kuchnia! - pokazuje w albumie, który dostał na pamiątkę. - I żeby nie zostawić chociaż murów na pamiątkę... Bo kto teraz powie, że w Białowieży pałac był, jak tam nawet śladu nie ma.

Gdyby pałac ocalał, byłby największą atrakcją turystyczną Podlasia.

- Głównie ze względu na egzotykę, ponieważ w niczym nie przypominał tradycyjnej architektury tego regionu - wskazuje Agnieszka Tichoniuk.

Makieta pana Romana pozwoli ocalić ten cenny obiekt od zapomnienia. A mieszkańcy, zwłaszcza ci młodsi, dowiedzą się o jego istnieniu.

Zmusiła go choroba

Artysta o swojej pracy mówi, że to „marudna” robota. Do tworzenia makiety używał drewnianej sklejki, z której produkowane są skrzynki na owoce. Przywozili mu je koledzy. Każdy element budowli najpierw projektował na papierze, a potem odwzorowywał na sklejce i wycinał specjalnymi nożykami. Czasami trzeba było też coś wygiąć i wyszlifować. Dach budynku powstał z kolei z... łusek szyszek. Całość artysta utrwalił ekologicznym lakierem wodnym. Taka praca wymagała ogromnej precyzji i cierpliwości.

- Wstaję rano, gdzieś tak między 3 a 4 i siadam do roboty - opowiada o swoim dniu. - I tak do godz. 10 wieczorem siedzę. Czasem gdzieś wyjdę, trochę pochodzić albo koledzy mnie zabiorą na ryby. Ale ciężko mi się oderwać od pracy. Ona tak wciąga jak jakiś narkotyk.

Stworzenie makiety zajęło panu Romanowi ponad dwa lata. Dlaczego akurat Pałac Carski w Białowieży?

- Przychodził do mnie Piotruś, syn redaktorki naszej miejscowej gazety „Nad Narewką” - wspomina artysta. - Siadał w fotelu, a ja kończyłem akurat ten kościół spalony (kościół pw. Jana Chrzciciela w Narewce, który spalił się w 1965 roku - przy. red.). Robiłem wtedy takie estetyczne poprawki, on tak siedzi i mówi: Jak już to zrobiłeś, to przydałoby się Pałac Carski z Białowieży zrobić. A ja się nie odzywam i dalej robię. To on drugi raz mówi. W końcu machnął ręką i wszedł mi tym na ambicje. Pomyślałem: To ja pałacu nie zrobię?

I zrobił. Bo jak tłumaczy: jak już coś sobie postanowi, to nie ma zmiłuj. Wcześniej stworzył makietę spalonego kościoła, a jeszcze wcześniej robił małe domki, także z zapałek. Niektóre odtwarzał na podstawie istniejących w okolicy, inne tworzył z wyobraźni.

Do twórczości zmusiła go choroba. W 2008 roku przeszedł rozległy zawał serca, a później jeszcze wylew. Był sparaliżowany. Wtedy żyła jeszcze jego mama. Przyniosła mu z ośrodka zdrowia pęsetę i kazała ćwiczyć rękę. Siedział i próbował ją ścisnąć palcami. Długo się nie udawało. Ale zawziął się. Po około roku wytrwałej pracy doszedł do sprawności. Pomogło mu w tym robienie domków z zapałek, a potem ze sklejki. Do sprawności wrócił, ale nie do zdrowia. Jest na rencie i pod stałą kontrolą kardiologiczną i diabetologiczną, bo ma też cukrzycę. Sam nie może się nigdzie oddalać. Mieszka samotnie i łaknie kontaktu z innymi ludźmi. Na szczęście ludzie mu pomagają, i miejscowi, i rodzina.

Roman Malinowski to w Narewce znana postać, chluba gminy. Nieraz dostał od władz nagrodę. Powstały też o nim telewizyjne reportaże. Jego prace przyjeżdżają oglądać nawet zagraniczne wycieczki, zwłaszcza ze Szwajcarii. -Jaki tam znany - macha ręką. - A co to daje? Dla mnie to tylko daje, że jestem sam, a ludzie do mnie przychodzą i dodają mi otuchy do życia. I że mnie szanują.

Człowiek wielu talentów

Pan Roman to człowiek wielu talentów. Właściwie do czego się nie zabierze, osiąga w tym biegłość. W miejscowej podstawówce nie było lepszego od niego ucznia z historii. Nauczyciel nieraz stawiał go przed tablicą i kazał referować. Mały Romek opowiadał ze swadą, a nieraz ku uciesze nauczyciela dodał też coś od siebie. Lubił też polski i matematykę. Dobry był ze wszystkich przedmiotów, choć może najmniej lubił fizykę. Od zawsze miał też zdolności manualne, a zwłaszcza plastyczne. Nauczyciel plastyki namawiał go, by poszedł się uczyć do Liceum Plastycznego w Supraślu. To jednak kilkunastoletniemu chłopakowi niezbyt odpowiadało. Do technikum budowlanego przy ul. Słonimskiej w Białymstoku chcieli go przyjąć bez egzaminów. I byłby nawet skłonny skorzystać z propozycji, ale zgody na wyjazd nie wyraziła mama. - Byłem trochę niesforny i chyba obawiała się, że narobię jej, jak to się dziś mówi, obciachu - śmieje się.

W końcu od razu po podstawówce nie poszedł do szkoły. Tak się złożyło, że jego ojciec podupadł wtedy na zdrowiu i jako najstarszy z czwórki rodzeństwa musiał pomóc matce. Za to po osiągnięciu pełnoletności, dzięki pomocy wujka z Warszawy, wyjechał do Czech. Rozpoczął pracę w Brnie.

- To były państwowe zakłady zbrojeniowe - opowiada. - Uczyłem się tokarki, przeszedłem przez kuźnię. Dużo mi to dało. A w sobotę i niedzielę po osiem godzin spędzałem w szkole. Uczyłem się czytać i pisać po czesku.

Jednak przez większość zawodowego życia był kierowcą. Przez trzydzieści lat jeździł ciężarówką. Do dziś pamięta wszystkie modele. Najbardziej lubił podróże nocą.

- Usiadłoby się za kółkiem - marzy. - Ale już zdrowie nie pozwala. Nie wolno mi.

Pan Roman ma jeszcze jeden talent - kulinarny. Jego ogórki kiszone słyną w całej okolicy. Jak trzeba, upiecze też ciasto. Jego mamie, kiedy jeszcze pracowała, upiekł niejeden tort na imieniny. - A kotlety rybne to najlepsze są z uklei, choć i z płotki smakują - zdradza. - Dobrze do nich dodać ze dwa starkowane surowe ziemniaki.

Jego makietę Pałacu Carskiego można podziwiać w muzeum jeszcze przez dwa, trzy miesiące. Potem trafi z powrotem do właściciela. - Może by ją sprzedać? - zastanawia się pan Roman. - Bo co ja z nią zrobię? A tak miałbym parę groszy na remont domu, zrobiłoby się łazienkę z prysznicem.

Tym bardziej, że kończy pracę nad kolejną makietą. Tym razem jest to cerkiew w Narewce. Powinna być ona gotowa w ciągu najbliższych miesięcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna