Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po zdrowie na łąkę i do lasu

Agata Sawczenko
Trzy miesiące wystarczyły, by ludzie pokochali mydła z Czterech Szpaków. Magda Kudaszewicz zaczęła je robić, gdy urodziły się jej dzieci.
Trzy miesiące wystarczyły, by ludzie pokochali mydła z Czterech Szpaków. Magda Kudaszewicz zaczęła je robić, gdy urodziły się jej dzieci. Anatol Chomicz
Robią zupę z pokrzywy, jajecznicę z lebiody, mydło z oleju lnianego czy ocet z truskawek. Zamiast do apteki chodzą na łąkę. Żyją w zgodzie z naturą i zarażają swoja pasją innych.

Zaczęłam od eksperymentów - śmieje się Marta Kryjan, właścicielka Ptasiego Radia. To agroturystyka w Czarnej Wsi Kościelnej. Ale gospodyni nie poprzestaje tylko na przyjmowaniu gości. Mydła, sera do twarzy, napary, kremy - to wszystko wykonuje sama - bez konserwantów, na bazie naturalnych składników - najczęściej ziół, które zbiera sama.

Marta Kryjan przyznaje, że natura zawsze była jej bliska. Trudno się dziwić. Wychowała się w leśniczówce.

- Tu, niedaleko - mówi. Jej tata był leśniczym. Uwielbiała, gdy zabierał ją i braci na wyprawy do lasu. - Na poziomki, na maliny - wymienia. - Konkurowaliśmy też w zbieraniu grzybów.

Tata pokazywał jej też zioła. I tłumaczył, które jak działa.

Nie zastanawiała się długo, gdy podejmowała decyzję o wyborze studiów: biologia, a później jeszcze ochrona środowiska.

Studia to czas, kiedy jeszcze bardziej poznała przyrodę, już bardziej od tej naukowej strony. Jeździła na konferencje, zbiory roślin, poznawała nieznane gatunki grzybów, no i obserwowała ptaki. Zresztą zaciekawienie ptakami zbliżyło ją do kolegi z pracy. Po kilku latach został jej mężem.

Ziołowe czary w drewnianym domu

Mieszkali i pracowali w Białymstoku, ale coraz bardziej ciągnęło ich na wieś. Postanowili wybudować dom w Czarnej Wsi Kościelnej - tuż obok rodziców pani Marty. Oczywiście drewniany. Już w trakcie budowy powstał pomysł, by część domu poświecić na agroturystykę.

- Bardzo lubię ludzi - tłumaczy pani Marta. - Zaczęli do nas przyjeżdżać goście którzy szukają ciszy, spokoju, bliskości przyrody i zdrowej, ekologicznej żywności. To wszystko w Ptasim Radiu dostawali.

Bo pospacerować jest gdzie, lasów tu przecież w bród. A pani Marta rozpuszcza ich jeszcze ekologicznymi przysmakami. W jej spiżarni znajdują miejsce galaretki z płatków róży, syropy z czarnego bzu, sosny... A na stole zawsze goszczą ekologiczne przysmaki. Nigdy nie używa spożywczych polepszaczy. Jarzynkę, zamiennik kostki rosołowej, robi sama - zamyka po prostu w słoiku podstawowe jarzyny z ogrodu, zakonserwowane tylko solą. Taka jarzynka przechowuje się bardzo długo, jest ekspresowa w użyciu - rewelacyjna do osób i zup.

Produktów, które goszczą na stole, często dostarczają okoliczne pola i lasy.

- Zbieram je samam i to jest ich główny atut. Mam pewność, że mój czarny bez nie rósł gdzieś przy drodze, tylko naprawdę w czystym i ekologicznym miejscu. I jest naprawdę ekologiczny - mówi.

Gościom serwuje koktajle: wrzuca do blendera owoce, warzywa i... na przykład pokrzywę. To zioło zaczęła doceniać, gdy była w ciąży: miała słabe wyniki krwi i trzeba było się wzmocnić. Źle się czuła po żelazie z tabletek, sięgnęła wiec po syropy z pokrzywy i inne dary natury. Pomogło. Syrop robi do tej pory. y. Daje go dzieciom. I częstuje gości.

Zresztą nie tylko takie podarki przygotowuje dla swoich gości.

- Kiedyś, jeszcze gdy mieszkałam w Białymstoku, wzięłam udział w warsztatach robienia naturalnych kosmetyków. Pewnego dnia pomyślałam, że może warto te moje umiejętności wykorzystać. Bo coraz więcej jest ludzi, którzy to doceniają, którzy szukają takich produktów - mówi Marta.

Najpierw jednak pojechała na jeszcze jedno szkolenie, i na kolejne. Kupiła masę książek. I pogrzebała w internecie. Gdy uznała, że wiedzę ma już dostateczną - zaczęła działać.

- Czułam, że to bliskie memu stylowi życia - mówi. - Bo zależało mi, żeby kosmetyki były naturalne, bez konserwantów.

Na początku zaczęła eksperymentować. Robiła najprostsze kosmetyki. Teraz sama już robi maceraty, czyli olejowe wyciągi roślinne, m.in. z róży, stokrotki, bławatka, które dodaje do swoich kosmetyków. Robi też hydrolaty, czyli odparowane wywary roślinne. Miesza je z odpowiednimi dodatkami. I powstają ekologiczne kosmetyki: kremy, mydełka, kule do kąpieli czy sera do twarzy. Nie dodaje do nich olejków eterycznych ani konserwantów.

Ostatnio rozszerzyła swoją ofertę. Zaprasza gości na warsztaty: robienia naturalnych kosmetyków, przygotowywania ekologicznego jedzenia czy „Jedzenia z pól i łąk”. Na tych ostatnich pokazuje, jak się gotuje zupę z pokrzywy, jajecznicę z lebiody czy przygotowuje herbatki z roślin, które można znaleźć na każdej łące. Udowadnia, że ekologia może być pomysłem na życie i działalność zawodową.

Ma być zdrowo i bez chemii

Zresztą nie tylko ona. Magdalena Kudaszewicz trzy miesiące temu wystartowała z firmą Cztery Szpaki. Robi mydełka, peelingi, musy do ciała i herbatki kąpielowe. Wykorzystuje do tego oleje: kokosowy, lniany, konopny, rzepakowy, arganowy, a nawet z baobabu czy jojoba, oliwę z oliwek, masło shea. Do tego dodaje pestki dzikiej róży, cukier trzcinowy, rumianek,. rozmaryn, nasiona konopi... Wszystko robi ręcznie. Mimo że wystartowała tak niedawno, jej kosmetyki już robią furorę wśród białostoczanek. Zresztą nie tylko. Zamówienia ma z całej Polski. Bywa, że niemal nie wyrabia się z produkcją... Tym bardziej, że kilka marek zleciła już jej podwykonawstwo. Pierwsza partia kosmetyków Czterech Szpaków trafiła już pod inną nazwą do sklepów.

- Zaczęłam się tym interesować, gdy urodziły się moje dzieci - przyznaje Magdalena Kudaszewicz. - Żeby to było zdrowe i bez chemii, niepotrzebnych konserwantów.

Zamówiła książki, przeszukała internet. I zaczęła działać. Na początku kosmetyki testowała na sobie i na mężu. Okazały się rewelacyjne. I szybko zaczęły się rozchodzić. Bo polubili je również znajomi i rodzina pani Magdy. - Gdy zauważyłam, że ludziom to się podoba, pomyślałam, że to dobry pomysł na życie.

Bo po co do apteki?

- To jest lemoniadka z czarnego bzu. Proszę się częstować - zaprasza Agnieszka Prymaka z Zielskiej Kolonii w Knyszewiczach koło Szudziałowa.

Takich przysmaków jest u niej mnóstwo. Wszystko przygotowuje sama. Uprawia pole, ma ogród, w którym hoduje nie tylko warzywa, ale i zioła. No i zwierzęta: króliki dla dzieciaków, kurki, kaczki.

- W sklepie tak naprawdę kupujemy tylko kasze, ryż, soczewicę. Czyli to, czego sama nie potrafię wyhodować - mówi.

W Knyszewiczach się urodziła. Już jako 15-latka wyjechała do szkoły. Potem były studia, praca. Ale ją również ciągnęło do natury. Dlatego chętnie wyprowadziła się do leśniczówki - bo jej mąż jest leśnikiem. Kilka lat temu znów wróciła do Knyszewicz. To mała wieś, kilka oddalonych od siebie domów. Sąsiadów nie widać z okna. Ale jej taka samotnia odpowiada. I co najważniejsze - odpowiada też dzieciom. Szaleją po wielkim podwórku.

- Pokażę nasze gąski - mówi Kuba. Idą za nim gęsiego, grzecznie.

- Jak psy - śmieje się Agnieszka Prymaka. - Pod nóż to już chyba nie pójdą - mówi, widząc, jak bardzo zaprzyjaźniły się z nimi jej dzieci.

Mieszkanie na wsi tak naprawdę to sposób na zdrowie jej dzieci.

- Żywność w tej chwili jest tak naszprycowana chemią, że to się odbija na zdrowiu. Teraz praktycznie co drugie dziecko rodzi się z jakąś alergią. A jak się rodzi zdrowe, to i tak tę alergię gdzieś tam nabywa - mówi pani Agnieszka. Tak samo było z jej pociechami. I Nina, i Igor mają atopowe zapalenie skóry. - Medycyna konwencjonalna za bardzo sobie z tym nie radzi . Dzieci dostawały sterydy, antybiotyki. A ja czułam, że nie tędy droga. Tym bardziej, że to wcale nie pomagało. Tak jak emolienty, które można kupić w aptece. Mnóstwo w nich chemii.

Postanowiła więc zająć się zdrowiem dzieci sama. Poczytała o octach. Spróbowała. Najpierw zrobiła z jabłek. Smarowała nim mała Ninę. Skóra zrobiła się śliczna, bez żadnych zaczerwienień, wyprysków. Przyszedł więc czas na eksperymenty. Okazało się, że octy można zrobić z każdego owocu, dodawać do nich mnóstwo ziół.

Dziś pani Agnieszka ma w domu kilka słoików z nastawionym octem. Teraz robi z truskawek z dodatkiem czarnego bzu. Ma taki do włosów z rzepy i tataraku. - Świetny jest też z pomidorów - uśmiecha się.

I opowiada, że wiedzę o ziołach ma od babci. - Kiedyś przecież wszyscy tak się leczyli - tłumaczy. - Pamiętam, jak babcia pokazywała mi, co czym się leczy. Mnie to wtedy nie interesowało. I myślałam, że nic z tego nie zapamiętuję. Teraz okazało się, że pamiętam prawie wszystko. I ta wiedza bardzo mi się przydaje.

Mówi, że zioła rosną wszędzie. - O, chociażby na trawniku mlecze - pokazuje. - W maju robię z nich świetny syrop.

Wykorzystuje też perze, rumianki... Nie pozwala ich kosić. Bo przecież niepryskane, ekologiczne. Trzeba je wykorzystać! Zioła hoduje też w ogrodzie: miętę, melisę, wrotycze, które tak świetne są na atopową skórę. - Brakuje mi tylko ziół, które rosną na terenach podmokłych. Bo tu sucho. Ale eksperymentuję w ogrodzie. Może w końcu wyrosną - śmieje się.

Mówi, że wszystko robi sama. No, może oprócz pasty do zębów: - Na razie! - zapowiada. I pokazuje: mydła, zioła do kąpieli, octy, maści, musujące kule do kąpieli, herbatki, toniki, peelingi, kremy... Pomysłów na wykorzystanie ziół ma mnóstwo.

- I wszystko bez sztucznych konserwantów - zapewnia. Tłumaczy, że świetnym konserwantem może być smalec, olejki eteryczne, oleje.

Swoją wiedzę chętnie przekazuje ludziom na przeróżnych warsztatach. Uczy i dorosłych, i dzieci, które z takich zajęć mają niezłą frajdę. - Chciałabym pokazać ludziom, że to działa, że można samemu to robić, że nie od razu trzeba biec do apteki. Bo my jesteśmy przyzwyczajeni, że tylko zaboli głowa, to od razu sięgamy po leki. A tuż obok rośnie coś, co pomoże...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna