Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podlaskie pielęgniarki - coraz starsze i coraz ich mniej

Urszula Ludwiczak
Podlaskie pielęgniarki - coraz starsze i coraz ich mniej. Aby przeżyć, muszą pracować na dwóch, a nawet trzech etatach.
Podlaskie pielęgniarki - coraz starsze i coraz ich mniej. Aby przeżyć, muszą pracować na dwóch, a nawet trzech etatach. Wojciech Wojtkielewicz
Z uwagę śledziły, jak przez 16 dni strajkowały ich koleżanki w Centrum Zdrowia Dziecka. Miały nadzieję, że może uda im się osiągnąć to, o co całe środowisko walczy od wielu lat. Bo w naszym regionie, tak jak i w całym kraju, brakuje pielęgniarek, a ich zarobki są daleko w tyle za lekarskimi.

Trzy czwarte białostockich pielęgniarek skończyło już 40. rok życia, a większość pozostałych jest powyżej 50-tki. Tych młodych, które przychodzą do pracy po studiach, prawie nie ma. Nic dziwnego, skoro zazwyczaj na starcie proponuje im się najniższą krajową, a po 30. latach pracy mogą liczyć na zarobki na rękę w wysokości ok. 2 tys. zł.

Do tego dawno już skończyły się czasy, że pielęgniarka w szpitalu wykonuje przy pacjencie tylko to, do czego jest powołana. Dziś - poza podaniem leków, podłączeniem kroplówki, zrobieniem zastrzyku czy opatrunku - musi ona zawieźć pacjenta na badania, umyć go, przewinąć, a nawet zmienić mu pościel. Robi to, co kiedyś robiły salowe, a na Zachodzie robią pomoce pielęgniarskie. Do tego, choć i tak się ledwo wyrabia z pracą, to w międzyczasie musi jeszcze wypełnić stosy dokumentów. Bo opisać trzeba każdego pacjenta.

Taka sytuacja jest w całym kraju. Środowisko pielęgniarek i położnych od dawna alarmuje, że za chwilę nie będzie nas miał kto pielęgnować. Bo tego personelu stale ubywa.

A na zarzuty, że ich odejście od łóżek pacjentów w Centrum Zdrowia Dziecka było zagrożeniem zdrowia i życia podopiecznych, pielęgniarki odpowiadają, że to niebezpieczeństwo od dawna istnieje. Bo nie da się inaczej powiedzieć, jeśli jedna pielęgniarka ma często pod opieką kilkudziesięciu pacjentów! A aby normalnie funkcjonować, pracuje w... kilku miejscach.

Na dwa lub trzy etaty

Anna pracuje w białostockim szpitalu dziecięcym. Po 12 godzin, w systemie zmianowym.

- Na konto wpływa mi niecałe 2 tys. zł pensji, plus ok. 300-400 za godziny świąteczne i nocne. To wypłata po 32 latach pracy, z dodatkiem za wysługę lat, po tej słynnej podwyżce ministerialnej 400 zł brutto - mówi białostoczanka. - Gdybyśmy zarabiały po 5-6 tysięcy, jak to opowiada minister, żadna z nas nie brałaby dodatkowego etatu, nie byłoby potrzeby. Ale nasza wypłata nie wystarcza na normalne życie.

Anna pracuje na drugi etat w poradni. Nie jest łatwo. - Na przykład dzisiaj jestem w szpitalu do godz. 19, jutro od 8 do 15 pracuję w poradni, przyjeżdżam na chwilę do domu i na 19 znów do szpitala - wylicza. - Często pracuję przez 24 godziny, a już 18 to standard. Staram się, aby poradnia nie wypadała mi bezpośrednio po dyżurze, ale nie zawsze to wyjdzie. Bo to jednak duże obciążenie. A w domu to mówią, że przychodzę i wychodzę. Często tak jest, że wpadam, zakręcę się i znowu wychodzę. A to i tak jeszcze nie najgorzej. Niektóre koleżanki pracują po 10 godzin w poradni, od 10 do 18, a na 19 jadą do szpitala na 12-godzinną zmianę.

Dodatkową pracę ma też Ewa, koleżanka Anny z tego samego szpitala. - Moja pensja to 2.450 zł brutto - tłumaczy. - Z dodatkiem za magisterium (200 zł), z nocami, stażowym, to wychodzi mniej więcej tyle też i na rękę. Mam kredyt. Rata to 620 zł, do tego jak opłaci się czynsz czy prąd, niewiele zostaje.

Dlatego Ewa jeszcze na pół etatu pracuje w innym szpitalu. Ma 14 dyżurów w jednym, 7 w drugim. Jakoś musi to pogodzić.

- Dziś jestem po nocy, jutro mam dzień, potem noc i znowu noc, jeden dzień wolnego, dzień i noc - opisuje swój typowy tydzień pracy. - Ale, żeby żyć normalnie, nie mam wyjścia. Niedawno zostałam babcią, chciałabym móc pomóc finansowo synowi i jego rodzinie. Bez dodatkowej pracy nie byłoby mnie na to stać.

Pół etatu w drugim szpitalu to dodatkowe kilkaset złotych na rękę. - Ja tam tylko dorabiam, ale koleżanki, które tam pracują, po 35 latach pracy, mają cały etat w wysokości 2 tys. zł brutto. To straszne pieniądze - mówi Ewa.

Ewa i Anna nie są żadnymi wyjątkami. Większość pielęgniarek dorabia na drugim, a bywa że i na trzecim etacie. W żłobkach, poradniach rodzinnych czy specjalistycznych, innych szpitalach. Biorą też nadgodziny i zastępstwa. Kosztem rodziny, życia prywatnego. Są przemęczone, bo wydolność organizmu też bywa ograniczona.

- Ale inaczej nie byłoby jak związać końca z końcem - mówi Ewa. - Ja bardzo chętnie chodziłabym tylko do jednej pracy, gdyby dano mi te 1000 zł więcej. Więcej nie potrzebuję.

- Z jednej pensji żadna pielęgniarka się dziś nie utrzyma - zaznacza Cecylia Dolińska, przewodnicząca Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych w Białymstoku. - Ile lat można mówić, że pielęgniarstwo jest zawodem niezbędnym i proponować 2 tys. zł za tak ciężką pracę? Dlaczego są takie dysproporcje w zarobkach personelu medycznego? Lekarz za jeden dyżur często zarabia tyle, co pielęgniarka za miesiąc pracy. A on nie musi być non stop przy pacjencie.

I dodaje, że owszem, są też takie pielęgniarki, które zarabiają więcej, pracując na kontraktach. - Wyrabiają po 300 godzin miesięcznie i mają po te 5 tys. zł. Ale jakim kosztem? - mówi przewodnicząca.

Środowisko pielęgniarek jest też wzburzone tym, że w społeczeństwie pokutuje przekonanie, że po ministerialnych podwyżkach zarabiają kokosy. Bo w ub.roku, po wielu perturbacjach tej grupie zawodowej udało się wywalczyć podwyżki. Przez 4 lata mają co roku dostawać po 400 zł brutto więcej.

- Tyle że to brutto brutto - mówi Ewa. - Na rękę wychodzi 232 zł. Rzeczywiście kokosy.

Chętnych coraz mniej

Ciężka praca i marna płaca nie zachęcają młodych, aby wybrali ten kierunek kształcenia. Coraz mniej osób chce studiować pielęgniarstwo, a te, które decydują się na ten krok, i tak nie podejmują potem pracy w zawodzie. Albo - jeśli już - to w szpitalu na Zachodzie.

Jak wynika z danych OIPiP w Białymstoku, w roku 2012 licencjat z pielęgniarstwa na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku zrobiło 89 osób, a już w roku 2014 tylko 56 osób, a w 2015 - ok. 40. Podobnie było w Wyższej Szkole Medycznej w Białymstoku, gdzie w roku 2012 było 37 absolwentów, a w roku 2014 - tylko 20.

- Systematycznie zmniejsza się również ilość wydawanych praw wykonywania zawodu uprawniających do podjęcia pracy - mówi Cecylia Dolińska. - Szacuje się, że w Polsce zaledwie jedna trzecia absolwentów podejmuje pracę w zawodzie pielęgniarki. A wiele młodych osób, które odbierają prawo wykonywania zawodu, emigruje.

W białostockiej izbie w roku 2012 takich zaświadczeń, uprawniających do wykonywania zawodu w krajach UE, wydano 20, w 2013 - 29, a w roku 2014 - już 35. A i tak u nas nie jest to jeszcze taka skala, jak w regionach na zachodzie kraju, gdzie ponad połowa pielęgniarek absolwentek pracuje za granicą.

Większość nie ma żadnego problemu ze znalezieniem pracy na Zachodzie. Nie dziwne, bo młode polskie pielęgniarki są świetnie wykształcone.

- Gdy przychodzą do nas na praktyki studenci pielęgniarstwa i widzą, jak zmieniamy pampersy, nawet nie myślą, aby przyjść do nas do pracy - przyznaje Agnieszka Olchin, szefowa zakładowego związku zawodowego pielęgniarek w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku. - Wolą wyjechać tam, gdzie będą robić to, czego się ich uczy w szkole, gdzie są pomoce pielęgniarskie. A zarobki są kilka razy większe niż w Polsce.

- Z tych, które przychodzą do nas na praktyki w czasie nauki, żadna nie wraca - potwierdza Anna. - Gdy o to pytamy, widzimy wzruszenie ramion, uśmiech. Ostatnia absolwentka do nas przyszła chyba 5 czy 6 lat temu. Nie wyjechała, tu założyła rodzinę. Ale co będzie dalej? Sporo moich koleżanek wybiera się na emeryturę, ja też pójdę za parę lat. Nie ma młodych, które nas zastąpią.

Braki coraz większe

Szacuje się, że obecnie w Polsce brakuje ok. 100 tys. pielęgniarek. Wskaźnik zatrudnienia pielęgniarek na 1000 mieszkańców w naszym kraju wynosi 5,4 - to jeden z najniższych wskaźników w krajach UE (średnia wynosi tam 9,8). A sytuacja na terenie działania białostockiej Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych (obejmującej powiaty białostocki, moniecki, hajnowski, sokólski, bielski i siemiatycki) jest jeszcze gorsza. Średnia to 5,1 pielęgniarki na 1000 mieszkańców. Co roku ok. 130 nabywa prawa emerytalne. Szacuje się, że w naszych szpitalach i poradniach może brakować nawet kilkuset pielęgniarek.

- Dzięki temu, że wiele pań mimo nabycia praw emerytalnych zostaje w pracy, nie odczuwamy jeszcze aż takich braków - zaznacza Cecylia Dolińska. - A cały system trzyma się tylko dzięki temu, że większość pielęgniarek jest zatrudnionych w 2-3 miejscach.

Gdyby pracowały tylko w jednym, wiele placówek by już nie istniało. Ale i tak są oddziały, gdzie chętnych do pracy - mimo nawet wyższych płac - nie ma. To np. SOR, intensywna terapia czy blok operacyjny. W jednym z białostockich szpitali pielęgniarek na blok szuka się od dawna, chętnych brak, mimo że mogą dostać 700 zł wyższą pensję niż ich koleżanki.

Są też w Białymstoku oddziały, gdzie pacjentami zajmują się głównie emerytki.

- W każdej chwili mogą odejść. Wtedy oddziały chyba będzie trzeba zamknąć - mówią pielęgniarki. - Bo bez nas żaden oddział nie będzie funkcjonował.

W dodatku w Polsce nie ma ciągle określonych norm, mówiących, iloma pacjentami powinna zajmować się jedna pielęgniarka. A bywa, że w nocy to nawet 20-30 pacjentów.

- Ale nawet niech będzie ich mniej, to gdy zostaje na noc jedna na odcinku, wystarczy że ma 2-3 stany bardzo ciężkie, to nie ma jej dla reszty - mówią pielęgniarki. - A przy dzieciach to już w ogóle trzeba mieć oczy dookoła głowy. Oczywiście, gdy jest problem, przechodzimy sobie z odcinków do pomocy, ale to nie jest rozwiązanie na dłuższą metę. Jedna pielęgniarka w nocy na cały oddział zagraża bezpieczeństwu pacjentów. Może się zdarzyć, że nie będzie w stanie udzielić pomocy wszystkim potrzebującym.

Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych zabiega o to, by od zatrudnienia odpowiedniej ilości pielęgniarek na oddziale zależał kontrakt z NFZ. Samorząd wyliczył już nawet, ile tych pielęgniarek powinno być. Np. na 40-łóżkowym oddziale wewnętrznym - 24 etaty pielęgniarskie. Na dyżurze dziennym byłoby ich wtedy średnio pięć, a na nocnym cztery. Pielęgniarka miałaby pod swoją opieką nie więcej niż 10 pacjentów. Ostatnio pojawiają się nawet informacje, że na jedną nie powinno przypadać więcej niż 6-7 pacjentów. Tylko że nikt takich norm wprowadzić nie chce, bo wtedy szybko okazałoby się, że trzeba pozamykać szpitale.

Jedno jest pewne. Młode osoby do tego zawodu mogą przyciągnąć tylko odpowiednie pieniądze i warunki pracy. Inaczej nadal polskie pielęgniarki będą doceniane tylko w innych krajach. - Syn mi się już usamodzielnił, to też bym pewnie mogła wyjechać - przyznaje Ewa. - Może i to zrobię, jak się już na dobre zdenerwuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna