Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rolnik poprosił policję o pomoc i został srogo ukarany

Helena Wysocka
- To rozbój w biały dzień. Policjanci nie dość, że mi nie pomogli, to jeszcze zniszczyli zamek w bramce - skarży się Stanisław Zapolski.
- To rozbój w biały dzień. Policjanci nie dość, że mi nie pomogli, to jeszcze zniszczyli zamek w bramce - skarży się Stanisław Zapolski. H. Wysocka
Ma żal do policji, że mu nie pomogła. I do sądu, bo stanął za nią murem. - Na jakiej planecie ja żyję?!- denerwuje się Stanisław Zapolski z gm. Przerośl. - Sprawiedliwości nie ma tutaj za grosz.

Będzie jej szukał w sądach wyższej instancji. Bo nie może znieść myśli, że został ukarany za nic. Albo inaczej: dostał karę za to, że mówił prawdę. - Żeby tego drzewa nie było, to co innego - argumentuje. - Ale rzeczywiście rośnie i ma suche gałęzie, które sypią się na publiczną, ogólnodostępną drogę. Mogę więc, a wręcz mam obowiązek zwrócić uwagę na istniejące zagrożenie. A jeśli tak, to za co ta grzywna?

Suwalski sąd, który kilka dni temu wydał wyrok, uważa, że za bezpodstawne wezwanie policjantów. I właśnie nakazał Zapolskiemu zapłacić nie tylko 600 zł grzywny, jak chcieli funkcjonariusze, ale też 500 złotych nawiązki na rzecz komendy.

- Nie dam ani złotówki - zapowiada obwiniony. - Będą odwoływać się do czasu, aż ktoś przyjedzie do wioski, zobaczy, co tutaj się dzieje i przekona się, że mam rację. Bo ją mam!

Sypało się na drogę

Stanisław Zapolski mieszka we wsi Łanowicze Małe, w gminie Przerośl. Posiada niewielką działkę i murowany, parterowy dom. Mały, ale bardzo zadbany. Podwórko jest solidnie ogrodzone, czyściutkie i wyłożone ciętymi kamieniami. We wsi śmieją się, że gospodarz nie raz biega po nich z odkurzaczem.

- W kapciach można chodzić po posesji, okrucha tam nie ma - dodają. - A trawniki to chyba strzyże nożyczkami. Trudno się dziwić, że skoro tak dba o porządek u siebie, to nie może znieść bałaganu u innych.

Posiadłość Zapolskiego zlokalizowana jest na końcu gminnej drogi. Wąskiej i wysypanej żwirem.

- Dwa, czy trzy lata temu nie można było tędy w ogóle przejechać - opowiada rolnik. - Ścieżki do gminy wydeptałem, by choć trochę zasypała te dziury. Ale gdzie tam, wójtowi ciągle brakowało pieniędzy. Bo inne drogi były podobno ważniejsze i też dziurawe. Uznałem, że nie ma na co czekać. Przywiozłem kilka wywrotek kamieni i zasypałem co się dało.

Problem został rozwiązany. Ale wiosną tego roku pojawił się kolejny i z nim pan Stanisław walczy do dzisiaj. Otóż, na posesji sąsiadów, niedaleko drogi wiodącej na podwórko Zapolskiego, znajduje się duże, usychające drzewo. Pan Stanisław prosił mieszkającego obok gospodarza, by choć trochę przyciął jego konary.

- Sypały się na drogę, jak diabli - opowiada. - Powiem szczerze, że obawiałem się o bezpieczeństwo. Bo, gdy gałęzie spadną na auto, to pół biedy, najwyżej zniszczą lakier. Ale nie daj Boże jak polecą komuś na głowę, to tragedia gotowa! I kto wtedy będzie odpowiadał?

Nie mówiąc już o krzewach, które rosły przy drodze i trzeba było mocno uważać, by nie rysowały lakieru samochodu. Ale sąsiedzi, z którymi Zapolski jest zwaśniony, zignorowali problem. Zapolski poszedł więc po pomoc do gminy. Wymyślił sobie, że skoro ona zarządza drogą, to też powinna dbać o bezpieczeństwo. Miał rację, ale tylko teoretycznie, bo w praktyce nic nie wskórał. Choć w urzędzie był dwa, czy trzy razy to za każdym do domu wracał z kwitkiem. Nie miał szczęścia i nie mógł zastać osoby decyzyjnej. W końcu gminni urzędnicy poradzili, by zgłosił sprawę inspektorom od ochrony środowiska. Ale ci bezradnie rozłożyli ręce i odesłali rolnika do policji. - Poszedłem na posterunek, by prosić o pomoc - opowiada. - Policjanci nie byli specjalnie zachwyceni moją wizytą. Widać zburzyłem im jakieś plany.

Komendant nie pomógł

Mundurowi przyjechali do Łanowicz Małych, ale - jak twierdzi rolnik - byli mało grzeczni. Gdy zaczął im opowiadać o suchych konarach i pokazywać, co dzieje się wzdłuż drogi i na posesji sąsiada, usłyszał, że to nie jego sprawa. Bo własność to święta rzecz.

- Wtedy się wkurzyłem - przyznaje. - Nikt sąsiadom pola odbierać nie chce, ale o bezpieczeństwo dbać muszą. Z tej drogi nie tylko ja korzystam.

Zagroził funkcjonariuszom, że jeśli nie przyjrzą się sprawie rzetelniej, to pojedzie do prokuratora ze skargą, że nie wypełniają swoich obowiązków tak, jak powinni.

- No i nawarzyłem sobie piwa - nie ukrywa.- Po ich reakcji wiedziałem, że dobrze się to nie skończy.

Policjanci zażądali od gospodarza dokumentu tożsamości i rzekomo zaczęli z niego drwić: - A ty trafisz do tego prokuratora? Wiesz przynajmniej, jak tam dojechać? - ironizowali.

Natomiast wychodząc z posesji tak mieli przywalić metalową bramką, że pękł w niej zamek. Wtedy rolnik uznał, że miarka się przebrała. Nie dość, że byli opryskliwi, to jeszcze narobili szkody. Dzień później zebrał się i pojechał do Suwałk, na skargę do komendanta.

- To też pomogło mi jak umarłemu kadzidło - dodaje. - Wicekomendant przyjął mnie, to prawda, ale nawet zdjęć tego drzewa nie chciał oglądać. A jakiś czas później przysłał pismo, że policjanci pracowali bez zarzutu.

Natomiast miesiąc po interwencji w Łanowiczach Małych funkcjonariusze wystąpili do suwalskiego sadu z wnioskiem o ukaranie Zapolskiego za... bezpodstawne wezwanie. Chcieli, by zapłacił 600 zł za to, że wprowadził ich w błąd, ponieważ suchych, wiszących nad drogą gałęzi, nie ma.

- Funkcjonariusze nie stwierdzili, by konary te stwarzały jakiekolwiek zagrożenie - tłumaczy Anna Wałecka-Chamiuk z Komendy Miejskiej Policji w Suwałkach. - A więc zostali wezwani bezpodstawnie.

W podobnym tonie wypowiedział się wójt gminy Sławomir Renkiewicz. W przesłanym Zapolskiemu piśmie podniósł, że droga jest bezpieczna. A rosnące obok niej usychające drzewo nikomu nie powinno wadzić.

Zupełnie inaczej na sprawę patrzy Piotr Pieczyński, kierownik działu ochrony przyrody Wigierskiego Parku Narodowego.

- Niektóre gatunki żywych drzew mogą stwarzać zagrożenie, a co dopiero martwe - potwierdza obawy naszego Czytelnika. - Suche konary należy jak najszybciej przyciąć, by nie spadały na ziemię.

Dodaje, że nawet na obszarze chronionym takie sanitarne cięcia są wykonywane. Ba, także wtedy, gdy drzewo jest pomnikiem przyrody. Tyle tylko, że wówczas potrzebna jest zgoda konserwatora. Ale z jej uzyskaniem na ogół nie ma większych problemów.

- Bezpieczeństwo jest sprawą najważniejszą! - przypomina rozmówca.

Sąd chłopa nie słuchał

Sąd, w postępowaniu nakazowym, zatwierdził wniosek policji i nałożył na Zapolskiego 600-złotową karę. Ale rolnik zaskarżył tę decyzję i wówczas ruszył normalny proces. Wraz z nim we wsi coś zaczęło się dziać. Sąsiad Zapolskiego przyciął nieco krzewy przy drodze, a później policjanci zrobili zdjęcia. Takie z pobocza. Podobno przyjeżdżali „na sesje” aż trzy razy. Dwukrotnie samochodem i raz motocyklem.

- Ale ja również mam zdjęcia i to z wiosny, gdy prosiłem policjantów o pomoc - przypomina Zapolski. - Moje są chyba ważniejsze.

Pewnie tak, ale nikt nie chciał ich oglądać. Sąd zadowolił się tymi, które dostarczyli mundurowi.

- Sędzia nie pozwolił mi składać wyjaśnień, dołączać dokumentów, nie wezwał moich świadków - żali się pan Stanisław. - Mogłem wyłącznie zadawać pytania policjantom i sąsiadce, którą przesłuchał. Zresztą, kobieta sama przyznała, że kilka suchych konarów nad drogą wisi. Ale sąd chyba jej nie uwierzył.

Rolnik prosił sędziego o wizję lokalną. Mówi, że miała się ona odbyć w minionym tygodniu. Tak przynajmniej zrozumiał. Cierpliwie więc, wraz z adwokatem, czekał w wyznaczonym dniu pod spornym drzewem. Ale nikt nie przyjechał. A niebawem okazało się, że posiedzenie odbyło się na... sali rozpraw. Sędzia, pod nieobecność obwinionego, wymierzył mu karę. Kazał nie tylko zapłacić grzywnę, ale też nawiązkę na rzecz komendy.

- Pojechałem do sądu, by dowiedzieć się, dlaczego nikt nie przyjechał do wsi - opowiada Zapolski. - Jak sekretarka powiedziała, że już po wszystkim, to mało nie doznałem zawału serca. To tak można robić? Ukarać Bóg wie za co?

W sądzie dowiedzieliśmy się, że wniosek o przeprowadzenie wizji został odrzucony, bo zmierzał do przedłużenia postępowania karnego. A poza tym, zgromadzona w aktach sprawy dokumentacja była wystarczająca do oceny sytuacji. Sąd nie miał wątpliwości, że to policjanci mieli rację w tym sporze.

- Bzdura - irytuje się Zapolski. - Sąd powinien dojść prawdy, a tego nie zrobił. Widać prawo obowiązuje tylko ludzi w gumowcach. Pozostali mogą robić co chcą.

Kilka dni temu wystąpił do sądu z prośbą o uzasadnienie orzeczenia i będzie je skarżył.

- Nie chodzi o pieniądze, tylko o sprawiedliwość - przekonuje. - A ja właśnie straciłem w nią wiarę. Może „wyższy” sąd pomoże mi ją odzyskać.

Sąsiedzi Zapolskiego uważają, że wieś rządzi się swoimi prawami. Podwórko może być zaniedbane, a wiszące nad drogą suche konary to norma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna