Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strzelał do policjantów. Próbował ich zabić

Izabela Krzewska
sxc.hu
Dramatyczne sceny rozegrały się na wsi koło Supraśla. 41-latek uwięził rodziców w domu i pobił. Ojciec uciekł przez okno, wezwał policję. Funkcjonariusze chcieli zatrzymać napastnika. Ten stawiał opór, wyrwał jednemu z policjantów broń i oddał 5 strzałów. Sam dostał kulę w ramię.

Adam W. zachowywał się jak opętany. Zanim doszło do strzelaniny, rzucał w mundurowych butelkami, chciał bić kijem od miotły. Policjantkę chwycił za włosy i uderzał jej głową o ścianę. Wszystkich wyzywał, groził śmiercią. Był jak w amoku. Prokuratura oskarżyła 41-latka o usiłowanie zabójstwa funkcjonariuszy. To najcięższy z zarzutów, ale nie jedyny.

- Oskarżonemu grozi kara od 8 do 25 lat pozbawienia wolności, a nawet dożywocie - mówi prokurator Andrzej Stelmaszuk, szef Prokuratury Rejonowej w Białymstoku.

Adam W. nie przyznaje się do winy.

- Nie chciałem nikogo zabić, bo do kościoła jeszcze chodzę - mówił śledczym. Dodał, że tak naprawdę to pomógł policjantom. Mógł ich przecież zastrzelić.

Przyznał, że poprzedniego dnia miał proroczy sen, w którym zobaczył to, co się wydarzyło. - Czułem, że jestem w drugim świecie - opisywał Adam W.

I biegli faktycznie uznali, że chwilowo miał ograniczoną poczytalność. Sąd Okręgowy w Białymstoku może mu więc wymierzyć łagodniejszą karę. Za tydzień, w przyszły piątek, rusza proces.

Fałszywy terrorysta

Adam W. to stary kawaler. Nie ma dzieci, jest bezrobotny. Utrzymuje się z prac dorywczych. Mieszkał z rodzicami we wsi Woronicze w gminie Supraśl. Ojciec i matka musieli mieć z nim „krzyż pański”. 41-latek miał niecodzienne hobby - często wydzwaniał do służb i straszył... bombą. Wtedy, kiedy się nudził, albo był pijany.

Stało się tak m.in. 28 września 2015 r. Mężczyzna zadzwonił do Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Była godzina 17.34. Adam W. groził, że zdetonuje bombę przy użyciu telefonu komórkowego. Miała wybuchnąć właśnie w Woroniczach.

Przyjechał patrol. Na jego widok Adam W. najpierw chciał uciec, a później zaczął obrażać i grozić policjantom. Rzucał kamieniami, które znalazł przy płocie. Krzyczał, żeby odeszli, bo inaczej ich pozabija. W końcu sam zaczął uciekać.

W pewnym momencie odwrócił się, złapał goniącą go policjantkę za mundur i uderzył ją zamkniętą dłonią w twarz, w lewy policzek. Policja go obezwładniła. Do chwili założenia kajdanek Adam W. wciąż się jednak szarpał, chwytał za mundury, próbował uderzać rękoma, porwał koszulę starszej posterunkowej, zadrapał na przedramieniu, krzyczał, groził, że zabije. Znieważał policjantów.

Stawiał też opór, kiedy policjanci chcieli wsadzić go do radiowozu, odmówił wylegitymowana się.

W listopadzie 2015 r. Adam W. został już prawomocnie skazany za wywołanie fałszywego alarmu. Ale to go najwyraźniej nie zniechęciło do telefonicznych gróźb. 24 marca 2016 r.. zadzwonił do byłych szefów, że podpali ich tartak. Ci rozpoznali głos mężczyzny, jako tego, który kiedyś u nich pracował. Jego słowa odebrali jako groźbę, bo w czerwcu poprzedniego roku już doszło w tartaku do tajemniczego pożaru. Spaliła się wówczas drewniana wiata i 35 metrów sześciennych tarcicy.

Bo matka nie chciała dać mu papierosa

Dwa dni po tym telefonie w domu Adama W. doszło do awantury. Była Wielka Sobota. Agresywny 41-latek znów zaczął nadużywać alkoholu i terroryzował bliskich. Chciał od matki papierosa, a ta mu odmówiła. Zaczął więc grozić jej śmiercią i pobił. Szarpał ją, uderzał rękoma po głowie i ciele, kopał w tułów, pchnął na podłogę.

Wcześniej pozamykał wszystkie drzwi i okna. Ojciec, który też został pobity, skorzystał z chwili nieuwagi oprawcy i uciekł przez okno do żony drugiego z synów. Kobieta powiadomiła policję.

Na miejsce przyjechali funkcjonariusze z Wydziału Patrolowo-Interwencyjnego KMP w Białymstoku. Był około godziny 5 rano. Napastnik na widok sierżanta i starszej posterunkowej „nie spuścił z tonu”. To na nich przeniósł swoją agresję. Zaczął rzucać w policjantów różnymi przedmiotami. W ruch poszły butelki z napojami, maszynka do mięsa, miska, krzesła... Był skrajnie pobudzony, nie dał się uspokoić. Wymachiwał trzonkiem od miotły, uderzał nim o framugę okna.

Policjanci wezwali wsparcie. Wtedy Adam W. trochę się uspokoił, ale wciąż groził, że zabije funkcjonariuszy. Zachowywał się chaotycznie, na zmianę to chodził, to kucał...

Kiedy Adam W. poszedł na piętro domu, a policjanci za nim, 41-latek znowu zaczął być agresywny. Krzyczał, że wszystkich pozabija. Wówczas sierżant użył gazu i próbował obezwładnić 41-latka. Doszło do szarpaniny. W pewnym momencie W. chwycił posterunkową za włosy i zaczął uderzać jej głową o ścianę (w efekcie doznała urazu głowy i obrzęku kolana).

W trakcie przepychanek napastnikowi udało się wyjąć z kabury policjanta broń. Wycelował w stronę funkcjonariusza. Oddał pierwszy strzał. Znów wywiązała się szamotanina. Cała trójka przewróciła się na ziemię. Padły kolejne cztery strzały. Sierżant walczył z agresorem. Chciał odciągnąć lufę wymierzoną w jego kierunku. Starał się dostać do dźwigni magazynka i rozładować broń.

Starsza posterunkowa chciała oddać strzał ostrzegawczy, ale w pierwszym momencie broń się zacięła. Pomimo wielokrotnych wezwań, Adam W. nie porzucił broni.

Policjantowi w końcu udało się odłączyć magazynek, ale w komorze pozostał jeszcze jeden pocisk. Wówczas policjantka oddała strzał w prawy bark Adama W. Jej kolega odebrał napastnikowi broń. Chcieli założyć mu kajdanki. Ten dalej się szarpał i wyzywał funkcjonariuszy. Przyjechało wsparcie. Policjanci opatrzyli rany, a 41-latek dalej się szarpał i groził...

Oskarżony: Policjantka powinna się szkolić

Adam W. został zatrzymany i - decyzją sądu - trafił do tymczasowego aresztu. W toku śledztwa usłyszał łącznie sześć zarzutów, w tym: usiłowanie zabójstwa policjantów i ich znieważania, stosowanie gróźb karalnych, zmuszanie funkcjonariuszy publicznych (groźbą lub przemocą) do zaniechania czynności służbowej. Do tego - uszkodzenia ciała rodziców. Temu ostatniemu Adam W. zdecydowanie zaprzeczył. Twierdził wręcz, że to rodzice go biją.

Oskarżony nie przyznaje się też do usiłowania zabójstwa policjantów. Twierdzi, że był w szoku na ich widok. Bał się, chciał się bronić. Przyjął, jak to sam określił, pozycję waleczną. Zaczął zachowywać się agresywnie. Chciał, żeby odeszli. Dlatego strzelał.

Oskarżony nie szczędzi też gorzkich słów pod adresem policjantów. Uważa, że broń funkcjonariusza była źle zabezpieczona, a policjantce... przydałoby się szkolenie. Że nie powinna pełnić służby.

Adam W. przyznał się jedynie do napaści na policjantów, którzy we wrześniu 2015 r. - w związku z fałszywym alarmem bombowym - przyjechali po 41-latka. Tłumaczył, że uciekał, bo... bał się policji.

Oskarżony przyznaje, że jak wypije trochę alkoholu, to dzwoni na numer 112 lub 997. Bo się... nudzi. I wtedy przychodzi mu do głowy, by zgłosić, że ma bombę i że ją gdzieś wysadzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna