Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Chcę do Jagiellonii</B>

Marta Romańczuk
Na razie Michał Trzeciakiewicz (w środku) mecze Jagiellonii może oglądać z ławki. I nie wiadomo, kiedy wyjdzie na boisko
Na razie Michał Trzeciakiewicz (w środku) mecze Jagiellonii może oglądać z ławki. I nie wiadomo, kiedy wyjdzie na boisko A. Ludwiczak
Michał Trzeciakiewicz jest młodym, dobrze zapowiadającym się piłkarzem. Ma dobre warunki fizyczne i technikę. Do Jagiellonii przyszedł na początku tego sezonu. Jednak jak dotychczas nie mógł zagrać w żadnym meczu w barwach żółto-czerwonych. Wszystko przez to, że niejasne było, czy ma ważny kontrakt z klubem, w którym grał dotychczas, czy też nie. I chociaż PZPN prawomocnie już uznał, że kontrakt ten jest nieważny z winy klubu, Michał Trzeciakiewicz wciąż nie może wyjść na boisko...

Michał Trzeciakiewicz ma 21 lat. Pochodzi z Olsztyna. Zawodowo piłką nożną zajmuje się od 18. roku życia. Ostatnie dwa lata grał w drugoligowej drużynie Kujawiaka Hydrobudowa Włocławek. I wszystko było dobrze, nawet w trakcie ostatniego sezonu. Ale do czasu. Cały spór rozpoczął się w okresie urlopowym, pod koniec czerwca czy na początku lipca tego roku.
- Wyjechałem na urlop, a to okres transferowy. I zaczęło się wówczas dziać coś dziwnego - opowiada Michał Trzeciakiewicz.
Właśnie w czasie urlopu odebrał telefon od dyrektora klubu, który poinformował go, że ma przejść do pierwszoligowej drużyny - Kolporter Korona Kielce. Jednak z tej propozycji Michał Trzeciakiewicz nie chciał skorzystać. Nie odpowiadały mu warunki, jakie proponował klub. Zresztą jeszcze nie chciał przechodzić do ekstraklasy.
- Stwierdziłem, że na razie nie chcę grać w pierwszej lidze. Chcę zostać w Kujawiaku przez rok, pomóc drużynie w awansie do ekstraklasy - mówi.
Jednak władze Kujawiaka były uparte. Nie przyjmowały odmowy zawodnika.
- Dostawałem telefony od dyrektora klubu, który mnie zmuszał do przejścia do Kolportera Korony Kielce. Mówił, że jeśli tego nie zrobię, będę grał w rezerwach, nie będę w składzie zespołu, nie będę mógł walczyć o pierwszy skład. Tak się zaczęło - wspomina Michał. - Byłem w szoku, nie zdarzyło mi się to nigdy.
Ale piłkarz też był uparty. Nie dał za wygraną. Poprosił o pomoc prawników. Chciał dowiedzieć się, czy takie zachowanie jest normalne, czy mieści się w normach prawnych.
Jeden kontrakt dwie racje
Ale o Michała Trzeciakiewicza starały się też inne kluby pierwszoligowe. Ofertę przedstawiła również drugoligowa Jagiellonia Białystok. I ta propozycja najbardziej spodobała się piłkarzowi. Chciał przejść do białostockiej drużyny.
- Znam swoje umiejętności. Wydaje się mi, że w tym okresie Jagiellonia była najlepszą dla mnie drogą. Poinformowałem o tym zarząd klubu, czekałem na decyzję. Była negatywna - wspomina Michał Trzeciakiewicz. - Powiedziałem więc, że jeszcze rok mogę zostać w Kujawiaku. Dyrektor wtedy zaczął mnie szantażować, że albo odejdę, albo będę grał w rezerwach. W klubie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Zaczął się zmieniać stosunek trenera do mnie. Później były pod moim adresem wyzwiska i inne przykre sprawy, których nie chcę poruszać. Bo przykro o tym mówić.
I Michał Trzeciakiewicz w lipcu podjął decyzję - postanowił skorzystać z oferty Jagiellonii. Myślał, że ma nieważny kontrakt z Kujawiakiem, więc jest wolnym zawodnikiem. A zatem może spokojnie przejść do innego klubu.
- W ubiegłym roku dostałem świadectwo pracy, co jest równoznaczne z zakończeniem kontraktu. Były tylko dopisane aneksy i były już nieważne - uważa Michał Trzeciakiewicz. - Z czasem okazało się, że kontrakt był źle sformułowany, więc żadnych praw nie mieli, żeby mną żonglować.
Do tych argumentów, które miały świadczyć o nieważności kontraktu, doszły jeszcze szantaże, mobbing. Michał złożył o tym zawiadomienie do prokuratury.
I przyszedł do Jagiellonii. Zapewnił, że jest wolnym zawodnikiem. Tak samo twierdził jego prawnik. Jagiellonia jednak postanowiła to sprawdzić. Nie oglądała kontraktu, bo jest to umowa między Kujawiakiem a Trzeciakiewiczem. Więc skontaktowała się z Kujawiakiem Włocławek. I okazało się, że ten klub ma zupełnie inne zdanie. Otóż Kujawiak oświadczył, że kontrakt Michała Trzeciakiewicza jest ważny. I tu powstał problem prawny, jak to jest z tym kontraktem. Sporem tym zajął się Wydział Gier Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Czekając na werdykt
- My nie byliśmy stroną tego konfliktu - mówi Artur Kapelko, dyrektor Jagiellonii. - Stronami byli: Michał Trzeciakiewicz i Kujawiak Hydrobudowa Włocławek.
Jednak Jagiellonia nie zrezygnowała z zawodnika. Czekała na werdykt PZPN-u w sprawie kontraktu, ale też postanowiła dać szansę piłkarzowi.
- Michał Trzeciakiewicz zwrócił się do nas, żeby mógł trenować w okresie przygotowawczym, pojechać z nami na obóz - mówi Artur Kapelko. - Poszliśmy mu na rękę. Zgodziliśmy się na to pod pewnymi warunkami.
Bo Michał wywarł korzystne wrażenie na Jagiellonii. Jest młody, dobrze się zapowiada. Ma dobre warunki fizyczne i technikę.
- Znaliśmy go z ligi. Jest to piłkarz, który ciekawie prezentował się na boisku - opisuje Artur Kapelko - W czasie, kiedy Michał starał się o wyjaśnienie swojej sytuacji prawnej, myśmy wystąpili do PZPN-u o to, aby był u nas albo warunkowo dopuszczony do gry, albo żeby w ogóle była zgoda na jego treningi.
Dlatego pierwsza umowa Jagiellonii z Michałem Trzeciakiewiczem była warunkowa. Zakładała, że jeśli piłkarz potwierdzi przed wydziałem gier PZPN-u, iż ma nieważny kontrakt albo kontrakt jest rozwiązany z mocy prawa, wówczas będzie zawodnikiem Jagiellonii i klub podpisze z nim umowę.
Do Kujawiaka nie wrócę
Ale Wydział Gier PZPN-u nie podzielił poglądu Trzeciakiewicza i uznał, że jego kontrakt z Kujawiakiem jest ważny. A zatem jest zawodnikiem tego klubu.
- Nasza decyzja mogła być tylko jedna: Michał musiał zawiesić u nas treningi - mówi Artur Kapelko.
Jednak Michał nie chciał wracać do Kujawiaka. Nawet kosztem tego, że miałby być zawieszony i nie mógłby grać przez pół roku. Chciał zostać w Jagiellonii. Odwołał się więc od niekorzystnej decyzji Wydziału Gier PZPN-u.
- W takiej sytuacji, przy takim nastawieniu działaczy i trenerów do mnie, nie wyobrażałem sobie powrotu do Kujawiaka - uważa Michał Trzeciakiewicz. - Zresztą jak by to wyglądało, że po tym, jak składałem te wszystkie pisma, nagle wróciłbym do zespołu i jakby nigdy nic zaczął trenować.
Zdecydowana postawa piłkarza wywarła niemałe wrażenie na Jagiellonii.
- Determinacja zawodnika była godna podziwu - ocenia Artur Kapelko.
I Michał Trzeciakiewicz wrócił na treningi. Oczywiście w meczach nie występował. Wszyscy z napięciem czekali na werdykt komisji odwoławczej PZPN-u. Bo ryzyko podjął nie tylko piłkarz, ale też Jagiellonia. Jeśli komisja odwoławcza PZPN-u uznałaby jak wydział gier, że Trzeciakiewicz ma ważny kontrakt, białostocki klub mogłoby to sporo kosztować. Możliwe, że klub musiałby zapłacić wysoką karę finansową. A nawet mógł ponieść jeszcze inne konsekwencje. Na przykład trener musiałby oglądać mecze z trybun, a nie zasiadać na ławce trenera.
Ale Jagiellonia podjęła ryzyko. Wierzyła, że piłkarz dowiedzie swoich racji. Wierzył w to też Michał Trzeciakiewicz.
- Wydawało mi się, że moje racje są tak przekonujące, że wygram - mówi piłkarz.
A jego sytuacja prawna, to czy jest zawodnikiem Kujawiaka, czy nie, okazała się też różnie zinterpretowana w PZPN-ie. Bowiem komisja odwoławcza, w przeciwieństwie do wydziału gier, pod koniec lipca uznała, że kontrakt piłkarza z Kujawiakiem jest nieważny z winy klubu. Bowiem zawarty był w "złej wierze", wprowadzał zawodnika w błąd. Najkrócej mówiąc, umowa spisana była tak, że właściwie nie gwarantowała zarobków zawodnikowi, w aneksie nie było ustalone wynagrodzenie. Poza tym, komisja odwoławcza uznała, że kontrakt był spisany niezgodnie z wymogami PZPN. Chodzi o to, że umowa z Michalem Trzeciakiewiczem była rozwiązana w 2004 r. za porozumieniem stron i otrzymał wówczas świadectwo pracy. I do tej już nieistniejącej umowy dopisano aneksy. A tak nie można. To główne powody, dlaczego uznano kontrakt za nieważny.
Cierpliwość i determinacja zatem opłaciły się. I chociaż od tej decyzji przysługuje kasacja, to jednak jest ona już prawomocna.
Ale Michałowi chodziło nie tylko o wyjaśnienie tej sprawy z punktu czysto prawniczego.
- Chodziło mi głównie o to, żeby oprzytomniał klub, żeby nie traktował zawodnika, jak worka ziemniaków. Nie odpowiada mi takie sterowanie, że ty pójdziesz tu, ty tam. Każdy ma uczucia. Ja z czymś takim wcześniej się nie spotkałem i nie chcę się spotykać - podkreśla Michał Trzeciakiewicz. - Te dwa lata w Kujawiaku uważam za dobry okres. Kujawiak mnie wypromował i przez to otrzymałem te wszystkie oferty od innych klubów. Przykro mi - dodaje.
Ale mimo werdyktu komisji odwoławczej, Michał Trzeciakiewicz ciągle nie może wejść na murawę w barwach Jagiellonii, aby grać w meczach. Jagiellonia cały czas czeka na pisemne sprecyzowanie PZPN-u, czy Michał Trzeciakiewicz jest wolnym zawodnikiem i bez żadnych przeszkód można z nim podpisać kontrakt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna