Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Romantycznie i z przygodami</B>

Marta Romańczuk
Balony to wolność, możliwość dotykania chmur, oglądania z góry przyrody, nieba, a nawet ptaków. Jak ktoś posmakuje tego sportu, nie odejdzie od niego do końca życia.
Balony to wolność, możliwość dotykania chmur, oglądania z góry przyrody, nieba, a nawet ptaków. Jak ktoś posmakuje tego sportu, nie odejdzie od niego do końca życia. A. Zgiet
Cała historia zaczęła się od szalonego pomysłu dwóch studentów Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku. Ot, nagle do głowy przyszła im myśl, żeby latać balonem. I dzięki ich uporowi i staraniom powstał białostocki klub balonowy. Nie tylko powstał, ale istnieje już trzydzieści lat. I to tak prężnie, że Białystok jest obecnie stolicą baloniarstwa w Polsce.

Trudno jest opisać, co najbardziej urzeka w balonach. Niesamowite jest to, że latając balonem można zobaczyć ptaka z drugiej strony, czyli nie z dołu, ale z góry. Role ptak - człowiek się zamieniają. Można też dotykać chmur i to nie w przenośni. Podziwiać piękno nieba i ziemi z góry.
- Balony to uczucie swobody, wolności, jesteśmy w koszu, a nie w zamkniętej kabinie. Tutaj dotykamy wszystkiego rękoma. Wszystko nas otacza. Nawet osoby, które mają lęk wysokości, w balonie czują się dobrze. Ten bezpośredni kontakt z otoczeniem działa relaksująco, pozytywnie - opisuje Jolanta Matejczuk z Klubu Balonowego Białystok. - Dreszczyk emocji, gęsia skórka jest wtedy, kiedy przebijamy się przez chmury. A kiedy już się przebijemy, widzimy słońce nad sobą, a chmury pod sobą. To wygląda niesamowicie.
Polećmy balonem
Cała historia klubu zaczęła się nietypowo. Dwóch studentów Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku - Andrzej Ćwikła i Marian Pusz - wpadło na niesamowity pomysł.
- Do Białegostoku przyjechałem ze Śląska na studia. Miałem już wyjechać na Śląsk, bo Podlasie to biedny region, a tam było lepiej. Szukałem sposobu, co by tu zrobić. Trochę żeglowałem... - wspomina Andrzej Ćwikła.
I tak, w 1975 r. Andrzej Ćwikła siedział za sklepem przy ul. Wiejskiej w Białymstoku z kolegą Marianem Puszem. Mieli różne pomysły. Między innymi taki, żeby wybrać się na wyprawę dookoła świata.
- A może by tak polecieć balonem - zaproponował nagle Marian Pusz.
I od tego zdania wszystko się zaczęło. Studenci od razu przystąpili do działania. Nie mieli pieniędzy, samochodów. A czasy były takie, że na wszystko trzeba było mieć pozwolenie od władz. A władzom nie podobał się pomysł, żeby powstał studencki klub balonowy. Były przecież Aerokluby PRL i tam się latało. Tam byli pułkownicy i inne osoby posłuszne władzy, a tu nagle młodzi chcą zakładać jakiś swój klub studencki.
Ale to studentów nie zrażało. I z uporem swój pomysł zaczęli wcielać w życie. Chodzili od ministerstwa do ministerstwa, od urzędu do urzędu, od komitetu do komitetu. Byli wytrwali.
- Jak wyrzucali mnie drzwiami, to wchodziłem oknem - z uśmiechem wspomina Andrzej Ćwikła.
Studenci sami też musieli zadbać o pieniądze. Można powiedzieć, że byli prekursorami kapitalizmu w naszym kraju. Aż w końcu upór się opłacił i 20 grudnia 1975 r. otrzymali już oficjalną decyzję o powołaniu Studenckiego Klubu Balonowego. Do dwójki założycieli dołączyli też inni studenci.
- Chodziliśmy po akademiku i namawialiśmy do przyłączenia się do nas - opowiada o "rekrutacji" do klubu Andrzej Ćwikła.
Loty na Kubie
Ale w klubie nie było jeszcze ani balonu, ani pilotów. Jednak i to nie było przeszkodą. Studenci postanowili zrobić balon samodzielnie. Nie było to łatwe. Trzeba było mieć projekt i materiały. Zaczęło się szukanie ludzi, którzy mają jakieś pojęcie o balonach. A tych było jak na lekarstwo. Zresztą wszystko owiane było tajemnicą wojskową. Jednak w końcu udało się przygotować projekt. Ale trzeba było mieć materiały na balon. I z tym w tamtych czasach było bardzo ciężko.
- Materiały na balon zwoziliśmy z różnych miejsc w Polsce. O każdym można opowiedzieć historię - wspomina Andrzej Ćwikła.
Na przykład, żeby zrobić obręcz, studenci pojechali po rurę do Katowic. Ale trzeba ją było dowieźć do Białegostoku.
- Najpierw 10-metrową rurę wieźliśmy tramwajami. Jak z nią wchodziliśmy, trzeba było otwierać okna po przekątnej. A kiedy wysiadaliśmy, cały tramwaj musiał też wysiąść - opowiada Andrzej Ćwikła. - Później wieźliśmy ją pociągiem.
Aby "pogumować" materiał na balon, studenci musieli go sprzedać, a później... odkupić. A gdy pewnej części nie można było nigdzie dostać czy kupić, Andrzej Ćwikła po prostu ją ukradł. Inaczej nie mógł jej zdobyć.
I tak po wielu perypetiach i trudach w końcu w 1978 r. gotowy był już pierwszy klubowy balon gazowy. Piękny, duży, o pojemności 2.200 msześc. Mógł przelecieć 2 tys. kilometrów.
- Później, już po zmianie ustroju, dowiedziałem się, że władze chciały ukrócić naszą działalność. Obawiały się, że chcemy uciec za granicę - mówi Andrzej Ćwikła.
Pierwszy start klubowym balonem zaliczyli w Poznaniu. A później ekipa z białostockiego klubu z nowiutkim balonem pojechała na Kubę na Festiwal Młodzieży i Studentów Hawana 1978. Tam odbyli dwa loty.
Białostoczanie startowali w Hawanie nad brzegiem morza. Przy dobrym wietrze mogli dolecieć na Florydę. Oj, gdyby komunistyczne władze pomyślały, że to próba ucieczki, mogło być kiepsko, mogli ich zestrzelić. Tak się nie stało. Ale białostoczanie i tak jeden lot zakończyli w wodzie.
- Kiedy dotarliśmy do brzegu, pierwszy raz w życiu całowałem ziemię - wspomina Andrzej Ćwikła.
Już w 1979 r. klub zorganizował międzynarodowe zawody balonowe. To była największa impreza tego typu w Polsce. W ogóle cud, że władze się zgodziły, aby przyjechały ekipy międzynarodowe i to z krajów kapitalistycznych. W 1985 r. klub zorganizował I edycję Mistrzostw Polski Balonów Gazowych.
- To nie Aeroklub PRL był prekursorem mistrzostw, tylko my - zapewnia Andrzej Ćwikła.
Później klub organizował kolejne zawody i edycje mistrzostw Polski. Balony gazowe zastąpiono balonami na ogrzane powietrze. W ciągu trzydziestu lat zebrało się tego niemało. Ostatnia impreza organizowana przez klub to XXI Mistrzostwa Polski Balonów na Ogrzane Powietrze, które rozgrywane były w Białymstoku w ubiegłym tygodniu.
30 lat klubu
Andrzej Ćwikła nie działa już w klubie. Jednak o balonach nie zapomniał. Ma firmę, która wynajmuje balony. Żyłkę do tego sportu przekazał swoim synom.
- Balony mocno zaważyły na całym moim życiu, teraz je buduję i latam - mówi Andrzej Ćwikła.
Ale klub nadal istnieje i działa bardzo prężnie. Obecnie liczy 30 członków. Przez trzydzieści lat przewinęło się przez niego około 200 osób, przeszkolonych zostało tu 19 pilotów. Klub ma też najwięcej balonów w Polsce - aż 8. Przychodzą do niego przeróżne osoby, w różnym wieku. Większość przychodzi ze znajomymi, którzy są w klubie.
Tak w klubie znalazła się m.in. Jolanta Matejczuk. Przyszła tu w 1987 r. Namówiła ją koleżanka. Jolka wcześniej nawet nie myślała, że będzie latać. Chociaż sport nie był jej obcy. Uczyła się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Supraślu, uprawiała z dużymi sukcesami narciarstwo klasyczne.
- Koleżanka powiedziała, że w klubie jest fajnie, jest fajne towarzystwo, że warto przyjść i zobaczyć - wspomina Jolanta Matejczuk.
Puchar Świata dla białostoczanki
W 1993 r. Jolka zrobiła licencję pilota. Zaczęła startować w zawodach. W 1997 r. pojechała po raz pierwszy na balonowy Puchar Świata Kobiet i wygrała. W następnym roku znów puchar trafił do niej. Później dalej były sukcesy. W tym roku Jolanta Matejczuk już po raz piąty zdobyła balonowy Puchar Świata Kobiet.
- Balony to sposób na życie, pochłania dużo czasu prywatnego, ale bez tego nie wyobrażam sobie swojego życia - mówi.
Jolanta Matejczuk lata nie tylko sportowo, ale też turystycznie. I tak samo lubi te dwa rodzaje lotów.
- Lataniu sportowemu towarzyszą nerwy, stres, emocje, rywalizacja, wola walki, zwycięstwa - wylicza. - A latanie turystyczne jest lataniem dla siebie, dla przyjemności, kiedy delektujemy się tym, cieszymy się z tego, podziwiamy przyrodę dookoła.
W baloniarstwie zdarzają się sytuacje ekstremalne. Na przykład kiedy w czasie lotu zmienia się pogoda.
- Balon to aerostat, który poddaje się wiatrowi. Balonem można sterować tylko w górę i dół. Na resztę nie mamy wpływu. Nie da się nad nim zapanować jak nad samolotem. Często zdarzają się ostre lądowania. Takie, że wychodzi się z kosza z poobijanymi kolanami i siniakami - opowiada Jolka.
Ale czasami na siniakach się nie kończy. Kiedyś na zawodach w Krośnie start balonów odbył się przy bardzo silnym wietrze.
- Nie powinnam wtedy startować. Ale przeliczyłam, że w tym locie mam do wykonania trzy konkurencje. Jeżeli nie wystartuję, to za wszystkie otrzymam zero punktów i już na starcie będę stracona. Rywalizacja i chęć walki o punkty zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem - wspomina Jolanta Matejczuk.
Niestety, ten lot skończył się dla niej źle. Koszem balonu uderzyła w dach stacji benzynowej.
- Dach wytrzymał, kosz wytrzymał, ale moja ręka nie wytrzymała - opowiada.
Okazało się, że ręka jest złamana.
Przygody, bajeczność, romantyczność
Wszyscy baloniarze mają mnóstwo ciekawych wspomnień. Bo każdy lot balonem to niesłychana przygoda. Bywało i tak, że balon lądował na łące wśród stada krów, a zwierzęta te spokojnie... żuły balon.Gorzej, jak między nimi były też byki...
Członkowie klubu wspominają też lot sylwestrowy, kiedy wylądowali w pewnej wiosce. A okoliczni mieszkańcy biegli do nich w kapciach, brnąc po kolana w śniegu. Zaprosili do siebie podniebnych przybyszów, jak oczekiwanych gości.
Zresztą, kiedy balon leci nisko, tak, że można porozmawiać z osobami na ziemi, wszyscy, którzy go widza, zapraszają baloniarzy, aby wylądowali i przyłączyli się do nich. W Francji kiedyś pewien staruszek gonił białostockich baloniarzy z butelką wina.
Dwie pary klubowe zauroczone pięknem tego sportu brały ślub w balonie. Ostatnio mężczyzna, który nie ma nic wspólnego z baloniarstwem, wynajął balon po to, by w nim oświadczyć się swojej ukochanej.
Ale klub to nie tylko piękno latania.
- Atmosferę tworzą ludzie - podkreśla Marzena Zubrycka, prezes Klubu Balonowego Białystok. - Zapraszamy wszystkich, aby dołączyli do nas.
Klub organizuje nie tylko imprezy balonowe. Są też różne wyjazdy, obozy narciarskie, ogniska, spotkania z innymi klubami: filmowym czy jeździeckim. Można tu nawet rozwinąć się plastycznie, odkryć talent malarski. Organizowane były bowiem nawet warsztaty z malowania szklanych butelek.
Poza tym można tu nabyć i praktyczne umiejętności. Bo klubowicze wszystko robią sami. Nawet kiedy organizują tak dużą imprezę jak mistrzostwa. I tak ktoś z nich musi zająć się stroną prawną, inny ekonomiczną, techniczną, ktoś musi być od marketingu... Klubowicze nawet sami, własnoręcznie malowali klub.
- Poza tym jak ktoś przyjdzie do nas i się zaangażuje, dostaje przepustkę do zwiedzania całego świata - mówi Marzena Zubrycka.
Piloci z białostockiego klubu byli bowiem w najprzeróżniejszych zakątkach naszego globu. Zwiedzili całą Europę, latali też w Stanach Zjednoczonych, Indiach, Japonii, na Kubie, w Brazylii, Kanadzie, Australii, Izraelu...
- Balony to sport dla ludzi, którzy chcą przeżyć przygodę. To jest sprawa na całe życie - twierdzą członkowie klubu.
Baloniarze mówią też, że dzięki baloniarstwu można czuć się wiecznie młodym. I duchowo, i fizycznie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna