Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Jak będą tak dalej ryć to zginiemy</B>

Barbara Kociakowska
Wszystkie łąki w pobliżu lasu wyglądają podobnie jak nasza &#8211; mówi Ryszard Kwiek. W tym roku &#8222;naprawialiśmy&#8221; ją już kilka razy.
Wszystkie łąki w pobliżu lasu wyglądają podobnie jak nasza – mówi Ryszard Kwiek. W tym roku „naprawialiśmy” ją już kilka razy. A. Ziet
Aż nie chce się ziemi uprawiać - mówią rolnicy ze wsi Malec. Siejesz, orzesz i nic z tego nie masz. Żadnego zysku. Tylko same wydatki. Co roku ich uprawy są niszczone przez dziki. I, jak na razie, nie ma na nie żadnego skutecznego sposobu. Według gospodarzy, dzików po prostu jest za dużo. Należałoby przeprowadzić odstrzał. Jednak myśliwi na razie się do tego nie kwapią.

Rolnicy z Malca przyzwyczaili się do uciążliwego sąsiedztwa dzików. Co roku ich pola są systematycznie niszczone przez te zwierzęta. W tym roku straty były znacznie większe niż w minionym.
Tadeusz Uszyński prawie przez tydzień pilnował w nocy swojej kukurydzy. Bał się, że dziki, które w znacznym stopniu zniszczyły trzy hektary upraw tego zboża, dokończą dzieła. Na pole wyprawiał się z psem, co wieczór podpalał znicze, by odstraszyć zwierzęta. W końcu stwierdził, że nie ma to sensu, że dłużej nie da rady tak funkcjonować. Zdecydował, że skosi kukurydzę prawie o miesiąc wcześniej, pomimo tego, że nie zdążyła dojrzeć.
- Nie ma innego wyjścia, człowiek nie jest w stanie upilnować swoich upraw - mówi Tadeusz Uszyński. - Nawet jak siedziałem tam w nocy, to wychodziły z drugiej strony. A przecież szkoda czasu na takie rzeczy. Mam dużo pracy w gospodarstwie, w nocy muszę odpocząć.
Jak się okazuje, nie jest to odosobniony przypadek. Wielu rolników ze wsi Malec próbowało pilnować swoich upraw, ale skutek był zawsze podobny.
Stworzyli im rezerwat
Rolnik oprowadza po kukurydzianym polu, porytym przez dziki. Opowiada o swoich problemach. Posiada on 24 ha ziemi, część położona jest w "strategicznym" miejscu - pod lasem.
- Można powiedzieć, że stworzono tu coś w rodzaju matecznika - mówi. - Myśliwi mieli pilnować, by dziki nie wychodziły na pola. Rzeczywiście tak było przez pewien czas. Później jednak myśliwi zniknęli i zaczęły się problemy.
Każdego roku, w większym lub mniejszym stopniu, uprawy rolnika są niszczone przez zwierzynę. Podobny problem mają inni gospodarze.
- Obiecywali nam, że będą chronić nasze pola, że odstrzelą dziki, jeśli zajdzie taka potrzeba - mówi Ryszard Kwiek. - Tymczasem zrobili tu sobie rezerwat i wcale się nie kwapią, by wykonywać odstrzały.
Rolnicy zgodnie podkreślają, że dzików jest za dużo. Koniecznie trzeba zmniejszyć ich populację. W dodatku przestały się one bać człowieka. Podchodzą nawet pod zabudowania gospodarskie. Zdarzało się, że ryły trawę w pobliżu domów mieszkalnych.
- Na dziki nie ma żadnego sposobu - podkreślają rolnicy. - Nic się nie da zrobić. Jedyna rada, to zastrzelić.
Jak mówią, na skraju lasu znajduje się wiele ambon myśliwskich, gdyby na każdej z nich ktoś dyżurował, może przyniosłoby to jakiś efekt.
Nie nadążają naprawiać
Każdy z rolników chętnie opowiada o swoich stratach.
Janowi Wiśniewskiemu w tym roku dziki zniszczyły trawę, zboże i ziemniaki. Ocenia on, że zbiory będą niższe o 20 proc. Sytuacja taka powtarza się co roku, zawsze zniszczona zostaje część upraw.
- Odszkodowania są niskie, nie pokrywają strat - mówi gospodarz. - A przy tym trzeba ich prosić, wykłócać się.
Na polu Witolda Pietraniuka w tym roku dziki zryły cztery hektary trawy.
- Łąka wyglądała tak, jakby ktoś przejechał po niej kultywatorem - mówi. - Połowa została dosłownie przewrócona do góry nogami i trzeba było ją odorać. Na pozostałych dwóch hektarach udało się coś skosić.
Jednak, jak mówi, nie było to łatwe. Syn pogiął kosiarkę. Poza tym trzeba było naprawić zniszczoną murawę. Kępy trawy układali jak puzzle. Gospodarze robili to trzy razy, bo zwierzęta ciągle przychodziły i ryły na nowo.
Ryszard Kwiek pokazuje poniszczoną trawę na łące swego syna.
- Tu wszystkie pola wyglądają podobnie - mówi. - Pszenicę też zniszczyły, ale dostaliśmy trochę odszkodowania.
Podobnie jak Pietraniukowie, Kwiekowie naprawiali łąkę kilka razy. Układali kępy trawy, a dziki ponownie wywracały je do góry nogami. Swoje straty szacują na 10-15 procent.
Podobnie wyglądała łąka Stanisława Czermasa. W tym roku stracił hektar trawy. Jak mówi, trochę dało się wybrać i skosić. Natomiast ułożenie powywracanych kęp trawy zajęło dwa tygodnie.
- Jak będą tak dalej ryć, to zginiemy - mówi rolnik.
Płacą z własnych pieniędzy
Zgodnie z obowiązującym prawem, szkód wyrządzonych przez dziki, łosie, jelenie, daniele i sarny nie pokrywa Skarb Państwa, lecz dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego. W tym przypadku jest to Koło Łowieckie Rogacz z Ciechanowca. I to właśnie myśliwi oglądają zniszczone pola, szacują straty i ustalają wysokość odszkodowania. W szacowaniu szkód może uczestniczyć również przedstawiciel izby rolniczej, jeśli zażyczy sobie tego jedna ze stron.
Jak podkreśla Tomasz Gietek, prezes Podlaskiej Izby Rolniczej, koła łowieckie nie mają pieniędzy. Zależy im na tym, by wypłacić jak najmniej pieniędzy, rolnik z kolei chciałby wytargować jak najwięcej. Reprezentant izby (jeśli zostanie on zaproszony), jest więc jedyną obiektywną osobą w tym gronie.
Według prezesa Podlaskiej Izby Rolniczej, obowiązujące przepisy nie są dobre.
- Przecież zwierzyna łowna też jest własnością państwa - mówi. - Dlatego państwo powinno płacić za wyrządzone przez nią szkody. Tymczasem obowiązek ten został zrzucony na myśliwych, a oni nie mają pieniędzy .
Dają grosze
Tadeusz Uszyński chciał, by myśliwi za straty w uprawach zapłacili mu 500 zł. Przedstawiciele koła łowieckiego zaproponowali 200 zł. Nie zgodził się na taką sumę. Nie podpisali żadnego protokołu. Jak mówi rolnik, kukurydza jest bardzo droga. W ubiegłym roku hektar kukurydzy sprzedał za 2,5 tys. zł, a mógł wziąć za nią jeszcze więcej. W tym roku natomiast sam będzie musiał dokupić paszy.
Oczywiście inne zdanie na ten temat ma druga strona. Antoni Florczuk z Koła Łowieckiego Rogacz w Ciechanowcu, który wraz z rolnikiem oglądał pole i oceniał straty, twierdzi, że naprawdę nie były one duże. Według jego szacunków, zniszczone zostało może około 1-2 proc. powierzchni uprawy.
- Nie wiem, czy rolnik weźmie te pieniądze, czy nie - mówi Antoni Florczuk.
- Może gdyby był opracowany cennik na poszczególne szkody, byłoby prościej - zastanawia się Tadeusz Uszyński.
Wszyscy rolnicy ze wsi Malec poszkodowani przez dziki nie są zadowoleni z wysokości odszkodowań. Jak mówią, pieniądze nie pokrywają nawet strat, nie mówiąc już o własnej pracy. W ubiegłym roku Pietraniukowie na samą trawę, którą musieli posiać na zrytej łące, wydali 700 zł. W tym roku otrzymali 150 zł odszkodowania. Rolnicy wyliczają, że aby odsiać hektar trawy, trzeba wyłożyć naprawdę spore pieniądze. Same nasiona kosztują 600 zł (około 10 zł/kg). A ropa, nawozy - to dodatkowe koszty. Wcale nie takie małe. Oczywiście, trzeba się przy tym napracować, ale tego i tak nikt nie liczy. Ponadto, jak podkreślają, jeśli wyorze się starą trawę, to na nowe zbiory trzeba jeszcze poczekać - przynajmniej rok.
- I co mamy z tym zrobić? - pytają gospodarze z Malca. - Przecież nie pójdziemy do sądu - mówią. - Szkoda na to czasu i pieniędzy.
W tym roku doszło im dodatkowe zmartwienie. Zastanawiają się, czy jeśli wyorzą zniszczone łąki, nie zostaną pozbawieni unijnych dopłat. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, rolnicy nie mogą zmniejszać zadeklarowanej powierzchni trwałych użytków zielonych.
Będą strzelać w październiku
Antoni Florczuk z Koła Łowieckiego Rogacz w Ciechanowcu zapewnia, że wkrótce problem rolników z Malca powinien zostać rozwiązany.
-Tej zimy znacznie zredukujemy pogłowie dzików - mówi. - W ostatnich dniach zastrzeliliśmy dwa dziki w rejonie tej wsi.
Jednak obecnie myśliwi mogą strzelać do dzików tylko na tzw. zasiadkę. Sezon na polowania zbiorowe rozpocznie się dopiero z końcem września. I, jak mówi Antoni Florczuk, już 2 października odbędzie się pierwsze polowanie na dziki.
Jego zdaniem, dotychczas nie było problemu z tymi zwierzętami. Twierdzi, że dzików wcale nie było za dużo. Najgorszy jest ten rok. W lasach panuje susza i brakuje pokarmu. Zwierzęta w jego poszukiwaniu zaczęły wychodzić na pola. Ponadto do lasów w pobliże Cichanowca przywędrowały dziki z innych regionów: Korycina, Grodziska. Przyznaje, że wieś Malec położona jest w bardzo niefortunnym miejscu, a na to już nic nie można poradzić.
- Niestety, tam zawsze trzeba się liczyć ze stratami - mówi Antoni Florczuk. - Jest to nie tylko problem rolników, ale i nasz, bo musimy płacić im odszkodowania. A pieniądze pochodzą przecież ze składek od myśliwych.
W zależności od roku ciechano-wieckie koło łowieckie Rogacz przeznacza na odszkodowania około 4-6 tys. zł. Myśliwi zapewniają, że obecnie nie ma skutecznego sposobu na powstrzymanie dzików. Na początku członkowie koła próbowali pilnować upraw rolników z Malca. Zwierzęta potrafiły jednak wyminąć ambonę i wejść w szkodę z innej strony. Wprawdzie w sprzedaży są dostępne różne środki odstraszające np. zapachowe, którymi można spryskać teren wokół danej uprawy, ale po dwóch tygodniach przestają one działać. Dziki znowu idą w szkodę, a preparaty takie są bardzo drogie.
Za dwa tygodnie rozpocznie się okres polowań i wówczas myśliwi zabiorą się do roboty. Zamierzają w ciągu zimy znacznie ograniczyć pogłowie dzików. Będą mieli na to cztery miesiące, bo już w lutym znowu zacznie obowiązywać zakaz zbiorowych polowań.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna