Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Wykopali skarb</B>

Jolanta Gadek
Zbigniew Pykało nie spodziewał się, że w dole na szambo znajdzie skarb.
Zbigniew Pykało nie spodziewał się, że w dole na szambo znajdzie skarb. A. Zgiet
U Pykałów znaleziono skarb! I to nie byle jaki, tylko taki, o których pisały gazety! A może skarbów we wsi jest więcej? Może ten, który zakopał złote monety w miejscu, gdzie dziś mieszkają Pykałowie, ukrył gdzieś pozostałą część skarbu? Będziemy szukać - zapowiadają mieszkańcy Minczewa.

Minczewo to niewielka wieś oddalona kilka kilometrów od trasy Drohiczyn-Sokołów Podlaski. Czas tu płynie spokojnie, więc wieść o znalezieniu skarbu zelektryzowała wszystkich. Tym bardziej, że skarb znaleziono na posesji, na której twa budowa pięknego domu. Jej obecny właściciel przez lata przebywał za granicą. Niedawno wrócił do Polski, kupił posesję od rodziców i rozpoczął budowę.
- No tak, biedny to nic nie znajdzie. A bogatemu zawsze fortuna sprzyja - komentują ten fakt mieszkańcy.
I dziwią się, że Pykała pozbył się skarbu, że oddał go policjantom.
- Faktycznie, bardzo rzadko otrzymujemy informacje o znalezieniu monet z dawnych czasów - mówi Jerzy Maciejczuk, zastępca wojewódzkiego konserwatora zabytków ds. archeologii. - Jeżeli już, to docierają do nas pojedyncze monety. A tu było ich aż 114!
Archeolog przyznaje, że do urzędu dość często docierają pogłoski o znalezieniu "skarbu". Ale takich informacji z reguły nie da się zweryfikować. Ci, którzy wykopią go przypadkowo albo znajdą po długich poszukiwaniach, nie chcą takich faktów potwierdzać. Wiadomo dlaczego: chcą skarb dla siebie.
Koparka wykopała garnek
Nic nie zapowiadało, że w ranek 15 września we wsi wydarzy się coś nadzwyczajnego. Na posesji Pykałów robotnicy kopali dół pod szambo. Byli sami, bo właściciel pojechał do Siemiatycz załatwiać sprawy związane z budową domu. W pewnym momencie łyżka koparki wyciągnęła z ziemi gliniany garnek, z którego wysypały się zaśniedziałe monety. Robotnicy obejrzeli je, po czym podzielili pomiędzy siebie. Nie wiedzieli, ile są warte, ale postanowili je zabrać. Gdy gospodarz wrócił, na koniec pracy wspomnieli od niechcenia o monetach i dali mu dwie. "Na pamiątkę" - powiedzieli.
Zbigniew Pykało wziął monety i wkrótce potem pojechał do siostry mieszkającej w sąsiedniej wsi, gdzie nocował.
- Wtedy zacząłem się zastanawiać nad wartością tych monet - mówi. - Wyczyściłem jedną z nich i gdy zobaczyłem datę 1752 dotarło do mnie, że te monety są zabytkowe. I że źle się stało, że trafiły do rąk robotników. Że nie należą one do nich, ani do mnie, że są własnością Skarbu Państwa, że to dziedzictwo kulturowe Polski, a nawet całego świata. Nie przeliczałem ich wartości na pieniądze, bo moim zdaniem, one przede wszystkim mają wartość muzealną.
Następnego dnia rano odwiedził dwóch robotników w domach i odebrał im znalezione monety. Nie stawiali oporu, oddali je, choć zaczęli już oswajać się z myślą, że mają skarb. Namoczyli srebrne monety w oleju po to, żeby je oczyścić.
Kto zakopał skarb?
- Tego się najprawdopodobniej nigdy nie dowiemy - mówi archeolog. - Zapewne wiele lat temu miejsce, w którym je ukryto, było charakterystyczne: może rósł tam dąb albo inne duże drzewo, może stała kapliczka czy przydrożny krzyż?
Na skarb składają się różne monety. Są wśród nich orty, czyli jedna czwarta talara króla polskiego i elektora Saksonii Augusta III Mocnego z 1754 roku. Zdaniem numizmatyków, dziś każda taka moneta jest warta od 90 do 150 zł. Cena zależy od stanu monety. Wśród znalezionego bilonu były też mniejsze grosze wybite w 1758 roku z podobizną Fryderyka II, króla Prus. Pomimo tego, że są mniejsze, na rynku numizmatycznym osiągają wyższą cenę, bo 400 zł za sztukę. Początkowo policja szacowała, że wartość numizmatyczna monet to ok. 10 tys. zł. Teraz wiadomo już, że wynosi ona kilka razy więcej, nawet 50 tys. zł.
W latach, w których je wybito, były obiegową walutą. Czy zakopał je szlachcic udający się na wojnę? A może rodzina uciekająca przed zarazą lub kupiec zmierzający bursztynowym szlakiem? W XVIII wieku Drohiczyn był ważnym ośrodkiem. I choć największy rozwój miasta przypadł na wiek XVII, to w XVIII wieku miasto to nadal było stolicą Podlasia. Znajdowało się w nim kilka cerkwi i kościołów katolickich, cztery klasztory. W Drohiczynie krzyżowały się szlaki handlowe. Skarb mógł zakopać zarówno ktoś, kto przejeżdżał przez Minczewo jak i ktoś, kto mieszkał na tym terenie.
W tamtych czasach ziemia wydawała się najlepszą kryjówką. Podczas zawieruch wojennych i zajazdów szlacheckich domy palono i plądrowano. Tylko arystokrację stać było na budowanie skarbców, których strzegły uzbrojone straże.
- Będziemy szukać wszelkich informacji, które mogą wiązać się ze skarbem, w tekstach źródłowych, dokumentach - mówi Jerzy Maciejczuk. - Ale trudno mi powiedzieć, czy cokolwiek znajdziemy. Co prawda nie zbadaliśmy jeszcze dokładnie znalezionych monet, ale już teraz mogę powiedzieć, że w latach, w których znajdowały się w obiegu, stanowiły one wartość dość znaczną, ale nie oszałamiającą. Może się więc okazać, że w tekstach źródłowych nie będzie o nich żadnej wzmianki.
Mieszkałem na skarbie
W miejscu, w którym Zbigniew Pykało postanowił umiejscowić szambo i w którym znaleziono monety, wcześniej stał stary dom. Przez wiele lat mieszkali w nim rodzice dzisiejszego właściciela.
- Kupiłem tę chałupę ponad dwadzieścia lat temu - mówi Antoni Pykało. - Znałem poprzedniego właściciela. Ten dom został wybudowany po wojnie. A wcześniej w tym samym miejscu przez co najmniej kilkadziesiąt lat stała inna chałupa. Spłonęła w 1941 roku, kiedy zaczęła się wojna niemiecko-sowiecka i Niemcy wkroczyli do wsi. Co było wcześniej, nikt nie pamięta.
Zdaniem gospodarzy, skarb musiał leżeć dość głęboko, bo przecież podczas budowy domów kopano doły pod fundamenty. Obok domu był ogródek, który regularnie kopano...
- Dół pod szambo ma ponad dwa metry głębokości - mówi Zbigniew Pykało. - Podejrzewam, że monety leżały co najmniej na głębokości półtora metra, a może dwa metry.
Czy podejrzewa, że na terenie jego posesji są zakopane jeszcze inne monety? Czy będzie ich szukał?
- Nie. Przecież ja i tego skarbu nie szukałem ani też nie chciałem go dla siebie - mówi.
Jerzy Maciejczuk podejrzewa, że w ziemi na terenie posesji nic już więcej nie ma, że wszystko to, co zostało ukryte, już wykopano.
Ludzie jednak wiedzą swoje. Tak "na wszelki wypadek" przeszukają jednak swoje posesje.
- Przypominam jednak, że zgodnie z obowiązującym prawem, takie znalezisko należy do Skarbu Państwa. My możemy jedynie wnioskować do ministerstwa o nagrodę dla uczciwego znalazcy - dodaje Maciejczuk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna