Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Zaklinacz kobiet</B>

<B>Miłosz Karbowski</B>
Rozmowa z Andrzejem Niemczykiem, trenerem narodowej kadry siatkarek, które kilka dni temu zdobyły Mistrzostwo Europy.

.W klasyfikacji najbardziej rozchwytywanych Polaków mógł w ostatnich dniach śmiało konkurować z liderami partii, które osiągnęły dobry wynik wyborczy. Dla zazdrośników - szarlatan, dla większości sympatyków sportu - cudotwórca i siatkarski mag. Od lat wygrywa walkę z nieuleczalną chorobą, bo jak twierdzi, po prostu o niej zapomina. Podobnie na boisku radzą sobie z rywalkami jego podopieczne.
Nic dziwnego, bo Andrzej Niemczyk ma wzorowe podejście do kobiet. Wyjątkowy trener, który dwukrotnie doprowadził naszą żeńską reprezentację do tytułu mistrzyń Europy w siatkówce.
- Objął pan narodową kadrę siatkarek po przerwie trwającej ćwierć wieku. Dlaczego na tak długo wyjechał pan z kraju?
- W 1977 roku obiecałem dziewczynom z reprezentacji brązowy medal mistrzostw Europy. W meczu o trzecie miejsce przeciwko Węgierkom "wygwizdali" mnie sędziowie. Zająłem czwartą pozycję, więc nie wykonałem planu. Złość z porażki sprawiła, że odszedłem z pracy, a dostałem wówczas atrakcyjną ofertę z Niemiec i wyjechałem.
- Jak pan prowadzi drużynę w czasie meczów? Czy daje pan więcej wskazówek odnośnie konkretnych zagrań, czy bardziej skupia się na stronie mentalnej? Dodaje pan otuchy albo motywuje...
- Skupiam się na jednym i na drugim. Jestem w stałym kontakcie z rozgrywającą, cały czas podpowiadam jak reaguje blok przeciwniczek na nasze kombinacje. Z drugiej strony jeżeli nie idzie, trzeba je wzmocnić psychicznie.
- Co powiedział pan siatkarkom, gdy wymykało się zwycięstwo w meczu z Rosją?
- Że je pozabijam! Tak było po trzecim secie, który przegraliśmy mimo prowadzenia 24:21. Nie miały prawa tego zrobić.
- A w tie-breaku, gdy Rosjanki miały meczbola i to dzięki błędowi sędziego?
- Mówiłem, że ten mecz jest nasz, że my go wygramy, chociaż chcą nam zabrać nasze zwycięstwo. We wtorek na spotkaniu pan prezydent Kwaśniewski powiedział, że to nawet dobrze, że spotkanie z Rosją wygraliśmy w pięciu setach. Dzięki temu było tyle emocji i tyle zostanie wspomnień. Odpowiedziałem: panie prezydencie, ja bardzo przepraszam, ale wolałbym wygrać 3:0.
- Trudno prowadzi się drużynę kobiet. Ma pan cudowną receptę na stworzenie tak skonsolidowanego zespołu jakim jest reprezentacja Polski?
-- Moim zdaniem, dziewczyny prowadzi się łatwiej niż chłopaków. Po pierwsze trzeba odpowiednio je wyselekcjonować. Wcale nie muszą być najlepsze, mają za to tworzyć zgrany zespół. Od tego momentu trzeba zacząć współpracę na zasadzie, że wszyscy jesteśmy wobec siebie szczerzy i otwarci. Siedzimy razem w jednej łódce i chcemy coś wspólnie zrobić. Ja ich nie kontroluję, nie zmuszam do treningu. Jeżeli któraś źle się czuje, ma prawo przerwać zajęcia. Chodzi o to, by doprowadzić do sytuacji, kiedy każda wie, co ma robić. Są profesjonalistkami i rozumieją, że przede wszystkim same muszą nad sobą pracować, a ja mogę tylko służyć swoją wiedzą.
- Ale takie same metody można zastosować w stosunku do mężczyzn.
- Tak, ale mężczyźni przyjmują to chłodno. Takie słowa spływają po nich jak woda i szybko o nich zapominają. Natomiast kobiety są wdzięczniejsze, mają charaktery matek. Bardziej to do nich trafia. Poza tym dziewczyny są tak naprawdę silniejsze psychicznie od chłopaków.
- Nie izoluje pan siatkarek na zgrupowaniach. Odwiedzają je bliscy, partnerzy...
- Cieszę się, że przyjeżdżają mężowie i chłopaki tych dziewczyn. Przy 120-130 dniach, gdy jesteśmy w rozjazdach czują przez chwilę domową atmosferę. Odprężają się i dzięki temu łatwiej z nimi potem ten cały długi czas przetrzymać.
- A jak jest z seksem? Zabroniony, dozwolony? Jeśli to drugie, to kiedy?
- Przepraszam bardzo. Czy seks jest czymś nienaturalnym?
- Różne są koncepcje trenerskie. Na przykład przed meczem można albo nie można...
- Umówmy się, że kobietom pomaga. Niezależnie kiedy.
- Jaką rolę w odnoszeniu sukcesów reprezentacji ma motywacja finansowa?
- Drugorzędną. Wychowałem zespół w ten sposób, że przez kadrę mogą się wypromować. Przy zrobieniu dobrego wyniku menadżerowie klubów silnych lig zatrudnią je za duże pieniądze. Nieważne, ile zarobimy w Polsce, choć tu też zarabiamy już nieźle. Duże pieniądze są w klubach, na przykład ligi włoskiej. Trzeba się jednak najpierw wypromować. Po wygranym finale z Włoszkami, wszystkie gazety Italii napisały, że Polki były tak dobre, że nie dało się z nimi wygrać. W ogóle nie ochrzaniły swojej reprezentacji za porażkę, twierdząc, że nasz zespół jest po prostu zbyt silny. Tak na marginesie, myślę, że polscy żurnaliści też mogliby czasem pisać w ten sposób.
- Za złoty medal macie dostać od sponsora pół miliona złotych. Pan dzieli pieniądze z nagród?
- Tak. Dzielę je według czasu pobytu na boisku.
- W listopadzie zagracie w Pucharze Mistrzów w Japonii. Nagrody wynoszą od 50 do 300 tysięcy dolarów, zależnie od zajętego miejsca. Czy cała kasa trafi do siatkarek?
- Tak. Wszystkie pieniądze dostanie drużyna.
- W jednym z wywiadów stwierdził pan, że dokłada do pracy z kadrą. Jak to jest naprawdę?
- Dwa lata dokładałem, ale od tego roku już nie. Odkąd wszedł sponsor Plus GSM mam taką pensję, jakiej sobie zażyczyłem. Wcześniej związek płacił mi 4 tysiące złotych, a moje miesięczne wydatki sięgają 3000 euro. Mam dzieci w Niemczech, ubezpieczenie chorobowe i ubezpieczenie samochodowe - też w Niemczech. To wszystko kosztuje, a jeśli się tyle nie zarabia, trzeba brać z oszczędności. Do tego roku przez dwa lata byłem na minusie.
- Jak pan się aktualnie czuje?
- Bardzo zmęczony.
- Chodzi mi o walkę z chorobą.
- Ona na razie się nie pokazuje, ale oczekuję następnej chemioterapii. Bo już minęły cztery lata od ostatniej. Także, jak mnie zobaczycie łysego, to się nie przejmujcie. Uważam, że możliwość pracowania pomaga mi. Chorobę najlepiej pokonać chęcią życia. Nie należy na nią zwracać uwagi.
- Korzysta pan nadal z pomocy białostockich lekarzy?
- Tak. W październiku byłem u was na wszystkich badaniach. W tym roku też chyba zrobię je w Białymstoku. Pozdrawiam serdecznie ludzi z tego miasta.
- Do kiedy zamierza pan pracować z kadrą?
- Jak zdrowie pozwoli, dociągnę do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w 2008 roku. Chcę wypromować mojego asystenta Irka Kłosa na swojego następcę. Być może już niedługo ja zasiądę przy boisku na drugim krześle, a asystent będzie prowadził drużynę. Od stania przy linii bolą mnie już żylaki. Gdy ma się 61 lat powinno się raczej siedzieć w wygodnym fotelu.
- Jak pan będzie teraz odpoczywał?
- Do niedzieli mam obowiązki telewizyjne. Później muszę pociągiem pojechać do Szczyrku, gdzie stoi mój samochód. Potem pojadę na pewno do córek, do Monachium. Myślę, że w sumie zrobię sobie 3-4 tygodnie wolnego.
- Dziękuję za rozmowę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna