Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpik na wagę złota

<B>Urszula Ludwiczak</B>
Jedenastoletnia Magda i dziewięcioletnia Klaudia z Białegostoku mają szczęście. Lekarzom udało się uratować im życie i zdrowie dzięki przeszczepowi szpiku kostnego. Dawców szpiku znaleziono za granicą: w Anglii i Niemczech. Polska, a zwłaszcza Podlasie jest bowiem ciągle białą plamą pod względem liczby osób, chcących ofiarować innym jeden z najcenniejszych leków - własny szpik. A taki krok nie powoduje żadnych negatywnych konsekwencji zdrowotnych.

Co roku do białostockiej Kliniki Onkologii Dziecięcej trafia od 10 do 20 małych pacjentów chorych na białaczkę. Dla części z nich tylko przeszczep szpiku kostnego jest szansą na ratunek. Niestety, znalezienie dawcy szpiku często graniczy z cudem. Dlatego na Podlasiu trwa właśnie akcja zachęcająca wszystkich młodych i zdrowych ludzi do zostania dawcą.
Białaczka nie musi być śmiertelna. Odsetek pacjentów wychodzących z choroby wzrasta między innymi dzięki przeszczepom szpiku kostnego. W Polsce mamy jednak ciągle niezbyt bogaty bank dawców szpiku. Na świecie w takich bankach jest ok. 8 mln dawców, w Polsce - zaledwie 20 tysięcy. Dlatego często poszukiwania szpiku dla polskich pacjentów trwają bardzo długo, a do tego są to procedury bardzo drogie, gdy dawcy trzeba szukać za granicą.
Magda
Jedenastoletnia Magda z Białegostoku zachorowała w styczniu 2003 roku.
- To było wirusowe zapalenie wątroby - opowiada mama dziewczynki. - Po trzech miesiącach doszło do powikłania choroby, infekcji, która zaatakowała szpik dziewczynki. Dwie dawki leku immunopresyjnego nie pobudziły organizmu do wytworzenia własnego szpiku. Okazało się, że Magdzie potrzebny jest przeszczep.
Pierwsze kroki lekarze skierowali ku siostrze Magdy. U części pacjentów udaje się bowiem pozyskać szpik od rodzeństwa. Niestety, okazało się, że w tym przypadku nie ma zgodności genetycznej u dziewczyn. Trzeba było szukać dawcy niespokrewnionego.
- W krajowym rejestrze dawców nie było nikogo, czyj szpik byłby dobry dla Magdy - opowiada mama dziewczynki. - Zaczęto więc poszukiwania na świecie. Udało się znaleźć dawcę w Niemczech. Nie była to pełna zgodność genetyczna z genami Magdy, ale nie można było dłużej czekać. Już i tak poszukiwania dawcy trwały rok.
W grudniu ub. roku Magda z mamą pojechała do Wrocławia na zabieg.
- Na początek córka musiała przejść chemioterapię, 22 grudnia odbył się zabieg - wspomina mama Magdy. - To były smutne dni, okres przedświąteczny, właściwie nie było pacjentów w klinice, byłyśmy na sali same. Ale na szczęście przeszczep się udał.
Magda wróciła do domu pod koniec stycznia 2005 roku. Od tego czasu stale postępuje proces jej zdrowienia. Cała rodzina jest szczęśliwa, że dziewczynka może już w miarę normalnie funkcjonować.
- Przez dwa lata nie chodziłam do szkoły, miałam domowe nauczanie - opowiada Magda. - Chciałabym już normalnie pójść na zajęcia, spotykać się ze znajomymi. Lekarze mówią, że może na wiosnę już mi się to uda.
Choć Magda jest jeszcze słaba i tak stan jej jest dużo lepszy niż przed przeszczepem.
- Magda była wtedy bardzo słabiutka, blada, z wybroczynami na ciele. Trzeba było specjalnie dbać o jej zdrowie, istniało bardzo duże ryzyko infekcji, a wtedy zaraz występowała gorączka i trzeba było jechać do szpitala. Córka musiała też specjalnie się odżywiać, miała dietę bogatą w warzywa i owoce. Do tego dochodziły transfuzje krwi, co 2-4 tygodnie i płukanie cewnika co tydzień.
Klaudia
Dziewięcioletnia Klaudia z Białegostoku zachorowała w 2001 roku.
- Miała wtedy 4,5 roku - opowiada mama dziewczynki. - U córki rozpoznano ostrą białaczkę limfatyczną. Na początek zastosowano intensywne leczenie chemioterapią, które wydawało się, że zwalczyło chorobę. Gdy Klaudii został już tylko miesiąc do zakończenia cyklu leczenia, okazało się, że choroba wróciła. To było 5 października 2004 roku. Choroba zaatakowała także ośrodkowy układ nerwowy.
Lekarze na początek próbowali leczyć dziewczynkę silną chemioterapią. Jednak już przy podaniu pierwszej dawki okazało się, że Klaudia jest uczulona na podstawowy lek w tym składzie, bez którego trudno walczyć o ustąpienie choroby.
- Lekarze powiedzieli nam, że musimy szukać dawcy - opowiada mama Klaudii. - Zaczęliśmy się badać: ja, tata Klaudii i jej młodsza siostra. Niestety, okazało się, że nikt z nas nie może być dawcą szpiku dla Klaudii. Zaczęliśmy więc poszukiwania w Krajowym Rejestrze Dawców Szpiku.
Niestety, tu też okazało się, że nie ma nikogo, kto pasowałby genetycznie do dziewczynki. Trzeba było rozpocząć poszukiwania na świecie.
- Pod koniec stycznia otrzymaliśmy informację że jest dawca, młoda Angielka - opowiada mama Klaudii. - Nie wiadomo jednak było, czy jest aktywna, czyli czy nadal chce być dawcą, czy nie jest akurat chora albo nieosiągalna. Na szczęście okazało się, że wszystko jest jak należy.
22 lutego tego roku Klaudia z mamą przyjechały do Wrocławia na zabieg. Po przygotowaniach do przeszczepu, w nocy z 4 na 5 marca odbył się przeszczep.
- Sam zabieg trwał 45 minut, potem były dwa długie tygodnie czekania, czy szpik się przyjmie - opowiada mama Klaudii. - W tym czasie córka leżała w zamkniętej, sterylnej sali. Byłam przy niej cały czas, ale nie mogłam zdejmować ochronnej maseczki, fartucha i rękawic. Wszystko odbywało się przy zachowaniu najwyższej sterylności. Cały czas trwały też badania, czy organizm nie odrzuca szpiku i zaczyna sam produkować własny szpik. W 14. dobie nastąpiła poprawa. W 30. dniu po przeszczepie wypisano nas do przyszpitalnego hotelu, co dwa dni miałyśmy zgłaszać się na kontrolę.
Wszystko było dobrze. Gdy Klaudia z mamą szykowały się już do powrotu do domu, u dziewczynki wystąpiła wysoka temperatura, która nie ustępowała przez 3 miesiące. Na ten czas Klaudia musiała wrócić do szpitala.
- Okazało się, że to reakcja poprzeszczepienna organizmu. W efekcie do domu wróciłyśmy 10 sierpnia. Teraz, w osiem miesięcy po przeszczepie, wydaje się, że wszystko jest na dobrej drodze. Klaudia powoli wraca do normalnego życia. Może już np. jeść surowe owoce, co wcześniej było zakazane.
- Ale i tak ciągle dmuchamy i chuchamy na córkę, ta niepewność co do jej zdrowia będzie nam towarzyszyć pewnie zawsze - ocenia mama Klaudii. - Co 2-3 tygodnie chodzimy na kontrole, córka ma też ciągle jeszcze cewnik, który musi być płukany raz w tygodniu.
Doczekać przeszczepu
Klaudia i Magda miały szczęście. Znalazły dawcę, będą zdrowe.
- W dodatku my w porównaniu z innymi chorymi dziećmi, szukaliśmy naprawdę niedługo, tylko kilka miesięcy - ocenia mama Klaudii. - Wiele dzieci, które poznaliśmy w czasie choroby córki, nie doczekały przeszczepu. Inne ciągle czekają, nieraz bardzo długo.
- Pod względem dawców szpiku Podlasie jest białą plamą na mapie kraju, a Polska jest z kolei białą plama na tle Europy - ocenia prof. Maryna Krawczuk-Rybak, kierownik Kliniki Onkologii Dziecięcej w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku. - Niestety, często szansę na wyleczenie pacjenta tracimy, bo nie możemy znaleźć dawcy szpiku. Na 20 dzieci, podopiecznych naszej kliniki, jakim do tej pory wykonano przeszczep, tylko w jednym przypadku dawca był z Polski.
- Na 40 przeszczepów, jakie odbywają się w naszym kraju, tylko dwa pochodzą od dawcy polskiego - mówi Elżbieta Budny, prezes Fundacji dla Dzieci Chorych na Białaczkę i Choroby Nowotworowe "Krwinka". - Tymczasem poszukiwanie dawcy w rejestrze światowym jest bardzo drogie i czasochłonne.
Ministerstwo zdrowia przeznacza na szukanie dawcy dla każdego chorego 20 tys. zł. Tymczasem badania zgodności genetycznej dawcy i biorcy kosztują ok. 5 tys. zł. Po zbadaniu np. dwóch potencjalnych dawców z krajowego rejestru, gdy okaże się, że nie ma możliwości przeszczepu, można albo szukać dalej w Polsce, albo próbować za granicą, gdzie bank dawców jest dużo bogatszy. Ale taki krok znacznie podraża koszty procedury - o dodatkowe 20 tys. zł. Dlatego tak bardzo ważne jest stworzenie w Polsce potężnego banku dawców.
- Z kolei dla Podlasian najlepiej byłoby pozyskiwać dawców z tego terenu, wtedy jest większa szansa na zgodność genetyczną między dawcą a biorcą - dodaje prof. Krawczuk-Rybak.
Jest szansa, że tak się stanie. Fundacja "Krwinka" jest organizatorem ogólnopolskiej akcji pozyskiwania dawców szpiku, która właśnie dotarła na Podlasie.
Decyzja na wiele lat
- Każdy dawca szpiku włączony do rejestru zwiększa szansę na przeżycie ciężko chorych ludzi; w każdej chwili może stać się jedyną osobą mogącą uratować życie zarówno dzieciom, jak i dorosłym cierpiącym na choroby nowotworowe - mówi Elżbieta Budny.
Dawcą może być każdy człowiek, ale musi być całkowicie zdrowy, bez obciążeń chorobami genetycznymi, dziedzicznymi i przewlekłymi (np.: po zapaleniu wątroby). Jest jeszcze jeden warunek: musi być młody - najlepiej między 18. a 30. rokiem życia. Dlatego jest to ważne, gdyż od momentu zamieszczenia potencjalnego dawcy w rejestrze do chwili oddania szpiku (tylko do 50. roku życia) może minąć kilka miesięcy, ale również kilka lub kilkanaście lat.
Kandydat na dawcę nie ponosi kosztów wykonania badań i umieszczenia go w rejestrze. Dawca umieszczony w rejestrze zostaje poproszony do oddania szpiku wówczas, gdy jego antygeny zbieżne są z antygenami biorcy - chorego. Może zdarzyć się również sytuacja, że honorowy dawca w ciągu swojego życia nigdy nie zostanie poproszony o oddanie szpiku, bo jego kombinacje antygenów nie będą zgodne z poszukiwanymi.
Jak wygląda samo oddanie szpiku? Szpik pobierany jest od dawcy w znieczuleniu ogólnym (narkoza) w specjalistycznej klinice, która znajduje się najbliżej miejsca jego zamieszkania. Termin pobrania zsynchronizowany jest z przygotowywaniem pacjenta do transplantacji. Szpik dostarczany jest do Kliniki Transplantacyjnej przez specjalnego kuriera i podawany pacjentowi drogą kroplówki. Oddanie szpiku przez zdrowego dawcę nie wiąże się z żadnym ryzykiem. Całkowita regeneracja szpiku dawcy następuje zwykle po 3-4 tygodniach. Po upływie 3, 6 i 12 miesięcy, a następnie raz w roku wykonuje się kontrolne badania stanu zdrowia dawcy.
Oddawanie szpiku przez osoby niespokrewnione jest w pełni anonimowe, w związku z tym dawca szpiku i jego biorca pozostają sobie nieznani, przynajmniej przez pierwszy rok po przeszczepie. Spotkanie obu stron możliwe jest dopiero wówczas, gdy zarówno dawca, jak i biorca wyrażą pisemną chęć jego odbycia i ujawnienia swoich danych osobowych. Rodziny Magdy i Klaudii nic nie wiedzą o osobach, których szpik trafił do ich córek, poza płcią i narodowością.
- Zawdzięczamy tym osobom życie i zdrowie naszych dzieci - mówią.
Dawcy na start
27 listopada w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym odbędzie się spotkanie wszystkich osób, które chciałyby zostać dawcami. Po dokonaniu niezbędnych formalności służby medyczne pobiorą od ochotników 10 ml krwi z żyły w celu wykonania badań wstępnych (podobnie jak przy wykonywaniu podstawowych badań morfologicznych). U potencjalnego dawcy szpiku wykonuje się dwa rodzaje oznaczeń antygenów zgodności tkankowej (transplantacyjnych), tzw. antygenów HLA klasy I i klasy II. Badania wykonywane są w specjalistycznym laboratorium. Po wykonaniu badań, ich wyniki wraz z danymi dawców umieszczone zostaną w rejestrze i udostępnione całemu światu.
- Trzeba tylko pamiętać, że raz podjęta decyzja jest decyzją na całe życie, żeby nie wycofać się z niej w momencie, gdy zajdzie potrzeba ratowania czyjegoś życia. Decyzja zostania honorowym dawcą musi być w pełni świadoma i przemyślana, bo jest podjęta na wiele lat - mówi Elżbieta Budny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna