Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szkoły przetrwania

Jolanta Gadek
Gwałty, pobicia, rozboje, kradzieże. To zdarza się nie tylko w ciemnych zaułkach, czy na ulicach, ale coraz częściej na szkolnych korytarzach, w szatniach, boiskach, czy w internatach. Przetrwać w dzisiejszej szkole bez szwanku to duża sztuka. Nauczyciele koncentrują się na wtłoczeniu wiedzy do głów uczniów. O bezpieczeństwo tych głów dbają znacznie mniej.

W listopadzie tego roku w suwalskim gimnazjum 14-latek pobił 15-latka: uderzył go w głowę kamieniem, przewrócił, skopał. Dwa miesiące temu w jednej ze szkół podstawowych w Suwałkach dwóch uczniów pobiło pięściami i skopało 11-latka. W październiku br. w Grajewie w parku miejskim podczas lekcji muzyki 16-latek uderzył pięścią w twarz 14-letnią uczennicę. We wrześniu w internacie w Różanymstoku trzech chłopców w wieku 14 i 15 lat skopało 14-latka. Powodem była kłótnia o dostęp do komputera. Przez pięć miesięcy, do marca br. grupa uczniów jednego z białostockich gimnazjów biła, groziła i znęcała się nad 11-latką. Popychali ja i wyzywali, wyganiali ze stołówki, zabierali kanapki, zamykali tornister w toalecie dla chłopców. W kwietniu br. w gimnazjum w Wysokiem Mazowieckim 16-latek uderzył kolegę głową w nos. Chłopiec doznał złamania nosa i wstrząsu mózgu, trafił do szpitala. Do zdarzenia doszło na lekcji podczas nieobecności nauczyciela. To tylko niektóre przykłady przemocy, do których doszło na terenie szkół.
- Liczba przestępstw i najprzeróżniejszych aktów agresji, do których dochodzi na terenie szkół stale rośnie - mówi młodszy inspektor Robert Częścik, naczelnik Wydziału Prewencji Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku. - Mamy świadomość, że to tylko wierzchołek góry lodowej.
Nauczyciele milczą
Rodzice zgłaszają policji tylko te najbardziej drastyczne przypadki, kiedy dziecko pobite w szkole ma poważne obrażenia albo na skutek rabunku straci wartościowe przedmioty.
- Nauczyciele i dyrekcja szkół bardzo rzadko informuje nas o przestępstwach, do których doszło na terenie ich placówek - mówi kom. Małgorzata Zarecka-Zadykowicz, szefowa Policyjnej Izby Dziecka Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku. - Z powodu niżu demograficznego jest coraz mniej uczniów. Szkoły walczą pomiędzy sobą o uczniów, nauczyciele boją się likwidacji etatów. Dlatego wolą sprawę zatuszować, wyciszyć. Bo jak mass media nagłośnią, że w którejś szkole dochodzi do rozbojów czy kradzieży, to rodzice przeniosą dzieci do innych, "bezpiecznych" placówek.
A przemoc w szkołach jest wszechobecna. I to nie tylko w tych publicznych, ale i w społecznych.
- Rozmawiałam z matką, która musiała przenieść dziecko ze szkoły społecznej, która ma całkiem dobrą opinię, do innej placówki, bo jej dziecko było ofiarą szkolnej fali - mówi Zarecka-Zadykowicz.
Nie jest to rzadkie zjawisko, że jedynym sposobem na rozwiązanie sytuacji jest zmiana szkoły. Pani komisarz wspomina sprawę dotyczącą gwałtu, do którego doszło podczas klasowej prywatki w domu jednego z uczniów. Gwałciciel chodził po szkole w glorii chwały, ofiara była powszechnie wyszydzana. Dokuczali jej i chłopcy, i koleżanki. Wszelkie działania nauczycieli i rodziców, żeby zmienić ten stan rzeczy, spełzły na niczym. W końcu dla dobra dziewczynki cała rodzina przeniosła się do innego miasta.
Autorytet trzeba zdobyć
- Jeszcze kilkanaście lat temu największym problemem była przemoc fizyczna, którą nauczyciel stosował wobec ucznia - mówi mł. insp. Robert Częścik. - Teraz zdarza się to sporadycznie, znacznie rzadziej niż... przemoc uczniów wobec nauczyciela. Nauczyciel ma znacznie mniejsze uprawnienia niż kiedyś i znacznie mniejszy autorytet. Uczniowie potrafią być perfidni: jeśli z obawy przed konsekwencjami nie atakują nauczyciela bezpośrednio, to niszczą jego mienie.
Dziurawią opony w samochodzie, rysują karoserię, umieszczają wulgarne napisy na drzwiach wejściowych do domu nauczyciela, zapychają mu dziurki w zamkach, wysyłają pogróżki... Jednak najczęściej na szkolnych korytarzach dochodzi do przemocy rówieśniczej. I nauczyciele bardzo często nie potrafią zapanować nad tym zjawiskiem.
- Nauczyciele uważają, że powinni mieć autorytet z tego tylko powodu, że są nauczycielami - mówi kom. Zarecka-Zadykowicz. - Uważają, że uczniowie powinni się ich słuchać. Tymczasem na autorytet u dzisiejszej młodzieży trzeba sobie zasłużyć. I z tymi nauczycielami, którzy go zdobędą, uczniowie się liczą.
Dzisiejsza szkoła głównie uczy, wychowuje coraz mniej. To prawda, że - jak wszyscy podkreślają - najważniejszy jest dom rodzinny i to, jak rodzice wychowują dziecko. Ale trudno też zapomnieć o tym, że dzieci spędzają w szkole niewiele mniej czasu, niż dorośli w pracy. I nawet dobrze wychowane, grzeczne w domu dziecko musi nauczyć się funkcjonować w szkole. Już dzieci w klasach nauczania początkowego wiedzą, że rządzi grupa najsilniejszych, donosiciele są karani ostracyzmem, ten, kto nie umie się bić - nie ma racji.
- Mama, ty nic nie rozumiesz - tłumaczy 10-latek swojej matce. - Jeśli nie będę z tymi, którzy biją, to mnie pobiją. A pani i tak niczego nie zauważy. Jak szliśmy na spacer, to pod szkołą biło się dwóch chłopaków z 6 klasy. Wszyscy to widzieli, oprócz pani.
Grzechy główne rodziców
Nauczyciele z kolei wyliczają: rodzice nie uczą szacunku dzieci do nauczycieli, dzieci przynoszą agresję z domu rodzinnego, rodzice kupują dzieciom drogie ubrania, telefony komórkowe, a potem mają pretensję, że telefony giną. Jak upilnować dzieci, z których co trzecie jest nadpobudliwe, które nie słuchają się nauczycieli, a rodzice jeszcze biorą ich stronę?
Policyjne statystyki pokazują jasno: przemoc na terenie szkół najczęściej ma podłoże materialne: ponad 22 proc. wszystkich przestępstw popełnianych na terenie szkół podstawowych i gimnazjalnych, a ponad 15 proc. w szkołach średnich stanowią kradzieże, liczną grupę przestępstw stanowią też wymuszenia rozbójnicze. Łupem sprawców padają głównie pieniądze i telefony komórkowe, ale też buty, bluzy, czapki, piórniki. Newralgicznymi miejscami są okolice sklepików szkolnych, szatnie, boiska.
- Niektórych uczniów stać na droższe ubrania, innych nie, a też chcieliby je mieć. Więc kradną, zabierają - mówi Urszula Makowska, pedagog z Zespołu Szkół Mechanicznych w Białymstoku. - Rodzice bardzo często kupują dzieciom "komórki", żeby mieć nad nimi kontrolę, zapewnić bezpieczeństwo. Nie uświadamiają sobie faktu, że właśnie z powodu telefonów ich dzieci często padają ofiarami przestępstw.
Mł. insp. Robert Częścik przestrzega rodziców: kupowanie "komórki" kilkuletnim dzieciom to głupota. Najmłodsze dziecko, któremu starsi uczniowie zrabowali telefon miało... 6 lat. Spacerowało z telefonem po ulicy.
Winna anonimowość?
O tym, że rodzice powinni rozmawiać z dziećmi, wpajać im zasady moralne, wiedzą wszyscy. Ale co zrobić, żeby na szkolnych korytarzach było bezpiecznie? Do szkoły chodzą uczniowie z różnych rodzin, także takich, których rodzice wchodzą w konflikt z prawem. Rozrabiają też dzieci z tzw. normalnych rodzin, bo chcą zyskać akceptację grupy rówieśniczej, chcą zdobyć pozycję w klasie. A łatwiej jest wyróżnić się negatywnie niż pozytywnie...
W szkołach coraz częściej pojawiają się ochroniarze, kamery monitorujące korytarze. Rodzice coraz chętniej zgadzają się na dodatkowe wydatki, byle tylko ich pociechy były bezpieczne. Od jesieni tego roku do białostockich placówek zagląda też specjalnie oznakowany Patrol Szkolny, w skład którego wchodzą policjanci i strażnicy miejscy.
- Moim zdaniem, najważniejsze są dwie rzeczy: po pierwsze trzeba zrobić wszystko, żeby uczeń nie był w szkole anonimowy, po drugie, nauczyciele i dyrekcja powinni być konsekwentni, egzekwować stanowczo przestrzeganie statutu, broń Boże nie przymykać oka nawet na najdrobniejsze uchybienia przeciwko dyscyplinie. Często zapomina się też o tak podstawowej rzeczy, jak dyżury nauczycieli na szkolnych korytarzach - mówi Urszula Makowska.
W Zespole Szkół Mechanicznych wszyscy uczniowie, nauczyciele, pracownicy administracyjni noszą identyfikatory z imieniem i nazwiskiem. Dzięki temu, choć w szkole uczy się tysiąc uczniów, nikt nie czuje się anonimowo. Każdy wie, że jeśli będzie rozrabiał na przerwie albo zapali papierosa w toalecie, nawet nauczyciel, który go nie zna, bardzo łatwo ustali jego tożsamość. Trudniejsze jest egzekwowanie przestrzegania statutu.
- Co roku jesienią przez dwa pierwsze miesiące nauki walczymy ze spóźnialskimi i tymi, którzy nie zmieniają obuwia - mówi pedagog z "Mechaniaka". - Większość z uczniów, która przychodzi do naszej szkoły jest przyzwyczajona do tego, że można się spóźniać i nie zmieniać obuwia. Ktoś może powie: to drobiazg. Ale właśnie na takich drobiazgach buduje się bezpieczną szkołę. A jeśli kadra pedagogiczna przymyka na to oko, nie reaguje też na drobne bójki czy kradzieże, to następuje eskalacja negatywnych zjawisk. Uczniowie czują się coraz bardziej pewni siebie i bezkarni, a nauczyciele tracą autorytet. I koło się zamyka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna