Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afryka jest jego drugim domem. Ale serce zostało w Łomży

Bartosz J. Klepacki
Sławomir Cieśliński nie tylko musiał poznać kulturę i zwyczaje afrykańskie, ale przede wszystkim zostać zaakceptowany przez tamtejsze społeczeństwo. Na zdjęciu u góry: żona Joyce
Sławomir Cieśliński nie tylko musiał poznać kulturę i zwyczaje afrykańskie, ale przede wszystkim zostać zaakceptowany przez tamtejsze społeczeństwo. Na zdjęciu u góry: żona Joyce Sławomir Cieśliński
Marzył by poznać Afrykę, ale nie przypuszczał, że zostanie w niej na lata. W Nigerii znalazł dobrą pracę, ale przede wszystkim miłość. Sławomir Cieśliński udowodnił sobie i swoim bliskim, że chcieć to znaczy móc. Na Podlasie wróci... na emeryturze.

Najtrudniej jest odpowiedzieć mu skąd jest. Urodził się w Elblągu, wychował w Łomży, edukował w Bydgoszczy, a od 2008 roku żyje na Czarnym Lądzie. Sławomir Cieśliński ryzykując wszystko odnalazł swoje miejsce na ziemi. Afryka stała się jego drugim domem, bo w sercu jest Łomża.

- Jestem przedstawicielem Polonii w Nigerii, ale moje serce zawsze utożsamia się z Łomżą. Może dlatego, że tu na Podlasiu ukształtował się mój charakter i tu spędziłem dzieciństwo. Właśnie tu nad Narwią chciałbym spędzić czas emerytalny - wyznaje Cieśliński.

Zauroczyła mnie afryka

O jego wyjeździe do Nigerii zdecydował przypadek. Pracował dla międzynarodowej firmy z branży telekomunikacyjnej. Dużo jeździł po świecie projektując sieci m.in. w Arabii Saudyjskiej.

W roku 2008 r. zaczął pracę w Lagos w Nigerii, przy gigantycznym jak na region afrykański projekcie. Z Arabii Saudyjskiej wyjechał z małą walizka z myślą powrotu za kilkanaście dni. Zostawił tam wszystkie swoje rzeczy. Zaprawiony w bojach egzotycznych podróży i pracy w niebezpiecznych miejscach musiał jedynie zatroszczyć się o szczepionkę na żółtą febrę.

- Nigdy jednak już do Riajdu nie wróciłem - mówi Cieśliński. - Zauroczyła mnie Afryka, zainspirowało mnie też to, co będę w Lagos robił. Zostałem więc na stałe. Do tej pory mam książeczkę szczepień w języku arabskim ze Szpitala Króla Arabii Saudyjskiej. Ciągle wprawia to służby graniczne w Nigerii w konsternację, bo na Araba nie wyglądam.

Od pięciu lat Sławomir Cieśliński pracuje dla drugiego co do wielkości operatora telekomunikacyjnego w Nigerii.

Jest dyrektorem technicznym podmorskiego kabla telekomunikacyjnego GLO1 łączącego Nigerię i Ghane z Europą, a dokładnie z Anglią.

- To ogromna inwestycja mająca prawie 9800 km długości, która pochłonęła już 400 milionów dolarów - mówi Sławomir Cieśliński. - Przy pomocy takiego kabla można z krystalicznie czystą jakością zadzwonić z Nigerii do Łomży, nie odczuwając zupełnie żadnej różnicy w porównaniu z połączeniem lokalnym.

Zmiana pracy to był wielki krok na przód, jak sam zaznacza także finansowy.

- W branży telekomunikacyjnej w Europie zapanował kryzys i wszyscy producenci zaczęli odczuwać wpływ ekspansji firm chińskich - opowiada. - Ja zawsze marzyłem o pracy dla dużego operatora komórkowego. Chciałem zobaczyć jak to wygląda wszystko od drugiej strony czyli odbiorcy, a nie tylko dostawcy sprzętu.

Populacja Nigerii to 180 milionów ludzi, a 40 milionów używa aktywnie internetu.

- Ja jestem w dużej mierze odpowiedzialny za dostęp Nigerii i Ghany do internetu i wszystkich innych połączeń międzynarodowych. Odpowiedzialność jest ogromna, gdyż każda minuta awarii takich łączy, to ogromne straty dla firmy. Muszę być dostępny 24 godziny na dobę przez wszystkie dni w roku. To wyzwanie! - przyznaje.

Elektryczność to luksus

Do nowego miejsca i nowych warunków życia szybko się przyzwyczaił.

- Mój proces adaptacji w Afryce nie był skomplikowany - wyjaśnia Cieśliński. - Są tu dwie pory roku: sucha i deszczowa. Jest tu gorące, ale wilgotne powietrze i wszędzie obecna klimatyzacja. Najwięcej problemów miałem z punktualnością z powodu ogromnych korków. W samym Lagos mieszka przecież 20 milionów ludzi, a na lotnisko trzeba wyjechać przynajmniej 5-6 godzin przed odlotem i też nie ma się pewności, że zdąży na czas.

Jego obraz Afryki zmieniał się z każdą chwilą pobytu. Jak sam teraz mówi, to jak Czarny Ląd jest postrzegany, to bardzo złudne odczucie.

- W Polsce dostęp do elektryczność, kanalizacji, wodociągów jest standardem. W Nigerii to luksus. Za to w Nigerii w średnio o zarabiającym gospodarstwie domowym można sobie pozwolić na zatrudnienie prywatnego kucharza, kierowcy czy sprzątaczki. W Polsce to jest niemożliwe. W naszym kraju nad Wisłą nie mamy zbyt dużego pojęcia o krajach afrykańskich. Wydaje nam się ze znajdziemy tu chatki przykryte liśćmi palmowymi, a o nowoczesnych mediach możemy tutaj zapomnieć. Tymczasem Nigeria to jeden z najbogatszych krajów w jakich przebywałem.

Sławomir Cieśliński wgłębił się w kulturę, zwyczaje afrykańskie, tak by jak najlepiej poznać to, co go otacza. Tylko dzięki temu został w pełni zaakceptowany w środowisku, gdzie biały człowiek to swoisty ewenement.

Co więcej, w Afryce znalazł miłość swego życia - Joyce.

Teraz ją zaraża miłością do Polski i Podlasia.

- Joyce wiele razy odwiedzała już Łomżę - opowiada Cieśliński. - Nigdy nie zauważyłem żadnych zachowań na tle rasistowskim, związanym z kolorem skóry. Oczywiście daje się odczuć ciekawe spojrzenia przechodniów, ale są to reakcje pozytywne. Już kilka razy mieliśmy takie sytuacje, że byłem zaczepiany w sklepach w Łomży, co warte podkreślenia przez kobiety, które prosiły mnie oto, abym przekazał żonie, że jest piękną kobietą. To bardzo miłe. Mogę śmiało powiedzieć, że Łomżanie to społeczeństwo serdeczne dla gości o odmiennym kolorze skóry. Ostatnio zauważyłem wzrost zainteresowania w Polsce kulturą Nigerii. Nie wiem czym jest to spowodowane. Może tym, że zwyciężając jednego z programów dla modelek została Osi Ugonoh - czarnoskóra Polka pochodzenia nigeryjskiego? Uświadomiło mi to jak bardzo Polacy się zmieniają i że staja się narodem otwartym i tolerancyjnym. Bardzo mnie ucieszyło, że Osi wygrała, że spodobała się Polakom jako Polka o odmiennej urodzie. Z resztą jej brat Izu godnie reprezentuje Polskę na arenie międzynarodowej w boksie. Uważa się za czarnego Polaka.

Ostatnio Joyce była na Podlasiu przez kilka miesięcy. W maju 2015 roku w szpitalu w Łomży urodził syn Cieślińskich, Victor. Wybór miejsca nie był przypadkowy.

- Chcę żeby Victor czuł się Polakiem i zrobię wszystko żeby mówił po polsku - mówi dumny tata. - Mam też nadzieję że nie będzie miał większych dylematów jaki kraj będzie reprezentował.

6 tys. kilometrów nie dzieli

Będąc w Afryce, Sławomir Cieśliński praktycznie codziennie dostaje informacje co dzieje się w jego rodzinnym mieście. Wszystko za sprawą brata - Krzysztofa.

- W okolicach Łomży mam dom i razem z rodziną spędzam tam każdy urlop - mówi Sławomir. - Czuję się z tym uroczym zakątkiem nad Narwią związany emocjonalnie. Pomimo, iż dzieli mnie sześć tysięcy kilometrów staram się w jakimś stopniu być obecnym w życiu tego miasta, np. wspierając akcje społeczne organizowane przez mojego brata. Miałem pewien skromny udział czy to w balu choinkowym dla dzieci z osiedla czy też w ostatniej imprezie „11 biega 2015.” To taki symboliczny gest, który pomaga cały czas czuć mi się częścią Łomży.

Krzysztof śmieje się, że życie jego brata jest dobrym materiałem na powieść albo film.

- To dobry człowiek, który jak może to zawsze wyciąga pomocną dłoń - podsumowuje Krzysztof Cieśliński. - Jestem zadowolony, że spełnia swoje marzenia, że każdego dnia czuje, że robi to co kocha. Tak powinno wyglądać życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna